Wydarzenia z Zakopanego, gdzie doszło do licznych burd i masowego naruszania zasad bezpieczeństwa epidemiologicznego, to ważna puenta wielu dyskusji. Sam spotykałem ludzi, którzy z zapałem przekonywali, że polityka rządu tej sferze - np. zamknięcie hoteli - była absurdalna, ponieważ można było działać bardziej punktowo, precyzyjnie. Jak? Np. zezwalając na turystykę przy jednoczesnym zamknięciu najbardziej niebezpiecznej z punktu widzenia pandemii branży gastronomicznej. Dziś widzimy, że to była iluzja.

Rząd stał - i w istocie stoi - przed dużo prostszym wyborem: albo drastyczne ograniczenie mobilności społecznej i daleko idące obostrzenia, albo błyskawiczny, niekontrolowany powrót do „normalnego” życia społecznego, z licznymi i intensywnymi kontaktami międzyludzkimi. Ścieżka pomiędzy tymi dwoma stanowiskami jest cienka i w sumie bardzo ryzykowna.

CZYTAJ: Burmistrz Zakopanego: Najgorszy moment, żeby się w ten sposób zachowywać. Stanowczo nie popieram takiego świętowania

Ten wybuch społecznej energii, i także społecznej niesubordynacji, nie oddaje oczywiście pełnego obrazu. Wiele osób korzysta z możliwości wypoczynku rozsądnie i solidarnie z zagrożonymi. Ale jednak to, co działo się w Zakopanem, jest ważnym komunikatem. Mówi nam wiele o zmęczeniu społeczeństwa, o narastającej frustracji i irytacji wielomiesięcznym lockdownem.

To jest także tło, które należy uwzględniać przy analizie sytuacji politycznej. Polacy zdają się być jednak mniej cierpliwi niż inne narody. Nie lubią kagańców, nawet jeśli są one społecznie słuszne i niezbędne. Wielu preferuje styl życia, który można różnie oceniać, ale który ma swoje konsekwencje. W tym kontekście obecne sondaże mogą pokazywać obraz więcej niż niepełny. Coś mówią, ale też jest to sytuacja bardzo szczególna.

Przed nami jeszcze kilka miesięcy tej walki. Według oceny brytyjskich władz, już jesienią, dzięki szczepieniom, koronawirus może być zagrożeniem takim jak grypa. Oby. Bo jeśli okaże się, że czekają nas kolejne lockdowny, to takich scen jak z Zakopanego będzie znacznie więcej.