„To są długie koronawirusy, a zmiany występują prawdopodobnie w 23 miejscach – tyle znaleziono, ale jak na cały genom koronawirusa to nie jest jakaś dramatycznie duża liczba” – mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl dr n. med. Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych i rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce o nowej wersji koronawirusa.
wPolityce.pl: Co dziś wiemy o nowym wariancie koronawirusa?
Dr Michał Sutkowski: Wiemy tyle, że jest to mutacja koronawirusa, jedna z kilkunastu już mutacji, ale – w odróżnieniu od prawzoru, czyli koronawirusa SARS-CoV-2 w wersji L – jest wirusem, który – tak się nam wydaje, mamy tylko badania kliniczne, nie mamy badań porównawczych, naukowych – jest bardziej zakaźny. Zachowuje się mniej więcej podobnie, jeśli chodzi o przebieg choroby. Tyle wiemy, danych dużo nie ma.
Wszyscy zadają sobie pytanie, czy opracowane już szczepionki będą skuteczne przeciwko tej nowej wersji?
Szczepionka będzie na niego skuteczna, to jest ważne. To są długie koronawirusy, a zmiany występują prawdopodobnie w 23 miejscach – tyle znaleziono, ale jak na cały genom koronawirusa to nie jest jakaś dramatycznie duża liczba. Ten genom jest jednak długi i zmiany w tych 23 miejscach nie powinny w żaden sposób rzutować na skuteczność szczepionki.
Zawsze przy szczepionkach jest taki bufor bezpieczeństwa? W przypadku grypy występują mutacje, które wymuszają zmiany preparatu.
Rzeczywiście mutacja wirusa grypy jest znaczna. Jest tzw. dryft, gdzie genom zmienia się nieznacznie i jest tzw. szyft, gdzie genom bardzo się zmienia. To jest nomenklatura, której używa się przy zmianach genomów. Jeżeli mamy do czynienia z dryftem, a tutaj mamy z nim do czynienia, to ma to stosunkowo niewielkie znaczenie. Prawdopodobieństwo wystąpienia dryftu wynika z tego, że wybitnie zaatakował on niezwykle słaby układ odpornościowy i się zmutował, rozmnożył. Miał niezwykle dobre warunki do tego, żeby się zmutować. Nie wiadomo co to jest tak do końca, dopóki nie znamy antygenów. Jeżeli antygeny są objęte procesem zmiany, to wtedy można powiedzieć, że jest to duża, kolosalna zmiana. Jeżeli białko kolca, ten antygen, zmieniałoby się znacznie - te kolce koronawirusa, korona - to wtedy mielibyśmy do czynienia z nową odmianą. Tak bywa w przypadku wirusów grypy, nie za często, ale bywa i wtedy mamy do czynienia z mniejszą bądź większą pandemią.
Czyli na razie nowy wariant koronawirusa należy traktować jako znane już trochę zagrożenie, a nie zupełnie nowe?
Tak. Na razie obserwacje są kliniczne, nawet z literatury, czytając w oryginale brytyjską prasę medyczną, niewiele jeszcze wynika. Nie mamy badań naukowych. To są na razie informacje z laboratoriów, informacje rządowe – to co ogłosił minister zdrowia Hancock 14 grudnia i to, co powiedział wczoraj on i premier Johnson. Nie mamy dużo informacji, ale widać, że jest to dryft. Pytanie, czy potwierdzi się, że ten koronawirus o 70 proc. łatwiej wchodzi. 70 proc. więcej skuteczności to by było sporo. I to by było niebezpieczne, dalej dla tych samych osób. Bardziej zaraźliwy, to nie znaczy, że groźniejszy. Ale jeżeli on łatwiej penetruje, łatwiej dostaje się do błon śluzowych, łatwiej łączy się z receptorem ACE-2, to trafiać będzie na tych, których bardzo chcemy oszczędzić – na najstarszych, najsłabszych, z chorobami współistniejącymi itd. Tu jest podstawowe niebezpieczeństwo.
Europejska Agencja Leków zatwierdziła szczepionkę Pfizer i BioNTech. Czy to przełomowy moment i dzięki szczepieniom uda się wrócić do w miarę normalnego życia?
Uważam, że to może być szansa. Powiedziałbym jedno zdanie, dosyć okrągłe. Świata nie ratują szczepionki, tylko szczepienia. Jest pytanie, co my z tą szczepionką zrobimy. Jeżeli się zaszczepimy, ona jest na wyciągnięcie ręki i wydaje się, że wszystko jest ok, to oczywiście będzie dobrze. Natomiast jeżeli po nią nie sięgniemy, to będzie kłopot. Masowość szczepień, liczba zaszczepionych osób – to moim zdaniem zadecyduje. Dzięki temu jest szansa, żeby nasze życie wracało do normalności w ciągu kilku miesięcy. Ale szalenie dużo pracy przed nami. W moim odczuciu przede wszystkim to zadanie kampanii edukacyjnej na rzecz tej szczepionki, kampanii informującej, kampanii solidnej, która do cna będzie odpowiadała na wszystkie pytania i wszystkie wątpliwości normalnym, pełnym tekstem, kampanii eksperckiej. Tego potrzeba, to jest bardzo ważne. Co z tego, że szczepionka jest w lodówce, jak nikt po nią nie sięgnie.
Ostatnio w mediach pojawia się temat szczepień ozdrowieńców. Czy powinni się oni szczepić, czy ta kwestia jest jeszcze w trakcie badań?
Wiemy, że ozdrowieńcy też powinni się szczepić, nie muszą w pierwszej kolejności. Liczba przeciwciał będzie im spadała. Poza tym szczepionka daje pamięć immunologiczną na przeciwciała neutralizujące. To są trochę inne przeciwciała niż te, które oznaczamy i szczepionka ma swoją dodatkową wartość. Jeżeli ktoś przechorował koronawirusa, to teoretycznie mógłby to zrobić trochę później, ale jeżeli jest w grupie ryzyka albo jest wysoko w kolejce według pewnego schematu, chociażby ze względów logistycznych, które będą niezwykle ważne z punktu widzenia szerokiej, masowej wyszczepialności, to powinien to zrobić i za długo się nie zastanawiać. Przykład Marka Posobkiewicza, który przechorował koronawirusa i publicznie – słusznie zresztą, wiedziałem jak postąpi – wczoraj powiedział, że zaszczepi się w pierwszej kolejności, jak tylko będzie to możliwe.
Not. kb
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/531831-nowy-koronawirus-dr-sutkowski-szczepionka-bedzie-dzialac