Wikipedyczna definicja jest zabawnie precyzyjna. Organ, o którym będę pisał, to „wyniosłość w obrębie twarzy stanowiąca drogę przepływu powietrza w procesie oddychania”. W sekcji „Zobacz też” odsyła nas do romantycznego hasła „dłubanie”. No tak, już się zdradziłem: tym razem chodzi mi o nos.
Pisałem już w tym miejscu o kwestii pokrewnej. Bo nosowi zawdzięczamy dziś sławę węchu – a właściwie jego braku – jednego z głównych bohaterów naszej pandemicznej epoki, będącego najbardziej niezawodnym wskaźnikiem choroby. Do czasów COVID-19 powonienie chyba było niedoceniane. Wzrok, słuch, dotyk, smak – tak, to królestwo zmysłów rządziło naszą wyobraźnią. Węch był w defensywie, lekceważony przez prostaków potrafiących tylko narzekać, że coś im śmierdzi. Funkcjonował w królewskiej niszy jako arystokrata…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/530588-wynioslosc-sukinsynow