Od niedawna mam nowego towarzysza. Raczej nie powiem, że to mój przyjaciel. Wcześniej go nie znałam. Pojawił się któregoś dnia o świcie wraz z dźwiękiem pędzącej za oknem karetki i nie chce sobie pójść. Zagląda mi w oczy i mówi: „Jestem z tobą i jeszcze chwilę zostanę”. To strach. Może, żeby go oswoić, powinnam zacząć mówić o nim: „Stach”. Wtedy mogłabym rano się obudzić i zapytać: „Stachu, jesteś jeszcze?”.
Najbardziej boję się o rodzinę, o dzieci, o męża. Chyba nie jestem jedyna. Teraz każdy ma swojego Stacha, który jest przy nim. Boimy się, że się zakazimy albo że trafimy na kwarantannę. Ktoś bardziej się boi, że straci miejsce pracy. Ktoś, że padnie jego biznes. Jeszcze ktoś inny, że zachorują najbliżsi.
Napięcie w ludziach czuć na każdym kroku. Jedni się denerwują, że nie mogą pójść…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/524621-nasz-stach-napiecie-w-ludziach-czuc-na-kazdym-kroku