Strzelaniny, zamachy bombowe i podpalenia stały się codziennością w Szwecji, która do niedawna uchodziła za jeden z najbezpieczniejszych krajów na świecie. To wynik wojny imigranckich gangów o kontrolę nad handlem narkotykami. Dwa tygodnie temu, w Malmö, zginął 15-letni chłopiec, a kolejny 15-latek został ciężko ranny. Strzelaninę poprzedził wybuch bomby w samochodzie zaparkowanym w sąsiedniej dzielnicy, co miało p[prawdopodobnie odwrócić uwagę policji. Tylko w tym roku doszło w Szwecji do 187 eksplozji ładunków wybuchowych. Dla porównania: w 2018 roku było ich 152.
Dania przywróciła tymczasowo kontrole na granicy z Szwecją (na razie na sześć miesięcy) po tym jak członkowie szwedzkich gangów urządzili sobie strzelaninę na przedmieściach Kopenhagi. Od lutego b.r. w Kopenhadze eksplodowało 13 bomb, podłożonych przez „przestępców z Szwecji”. Duńskie władze są zdeterminowane by nie pozwolić aby przemoc panująca w sąsiednim kraju rozlała się na terytorium Danii. 25 czerwca w Kopenhadze doszło do podwójnego zabójstwa, które według ministra sprawiedliwości Nicka Hækkerupa było wynikiem porachunków między szwedzkimi grupami przestępczymi. „Nie chcemy tej przemocy u nas” – podkreślił Hækkerup. Szwedzki rząd ogłosił w odpowiedzi 34-punktowy plan walki z przemocą, rozszerzając znacznie uprawnienia policji i zatrudniając ekspertów wojskowych, którzy rozbrajali bomby w Afryce i Afganistanie. Tymczasem fala przemocy trwa.
W czerwcu 25 osób zostało rannych w wybuchu bomby w Linkoping, miesiąc temu eksplozja częściowo zniszczyła blok mieszkalny w sztokholmskiej dzielnicy Sodermalm. Szwedzka policja uspakaja obywateli, że „nie mają się czego obawiać”, bo nie są bezpośrednim celem ataków. Niemniej jednak zamachy bombowe i strzelaniny, w ubiegłym roku ograniczające się jeszcze do przedmieść dużych miast, teraz mają miejsce w samym ich sercu. W spokojnych dotąd dzielnicach mieszkalnych, w pobliżu szkół i placów zabaw. Jak informuje „BBC” przed 2017 rokiem zamachy bombowe należały w Szwecji jeszcze do rzadkości. W pierwszych 9 miesiącach tego roku odnotowano ich aż 97. W 2018 r. doszło także do 45 strzelanin na ulicach szwedzkich miast. Zginęły w nich 33 osoby.
W Malmö doszło na początku listopada aż do trzech eksplozji w przeciągu zaledwie 24 godzin. Zdaniem szwedzkiego kryminologa Amira Rostamiego porównywalny poziom przemocy panuje tylko w Meksyku. Dotknięte są głownie miasta, takie jak Sztokholm, Gothenburg, Lund i Malmö. Szwedzka policja nie zbiera ani nie publikuje informacji o pochodzeniu etnicznym sprawców, ale szefowa wywiadu szwedzkiej policji Linda H. Straaf przyznała w rozmowie z „BBC”, że „większość to imigranci drugiego i trzeciego pokolenia”. Szwecja przyjęła na przełomie lat 2015/16 największą liczbę azylantów na głowę ze wszystkich krajów Unii Europejskiej (163 tys.). Nic – jak podkreśla Straaf – „nie wskazuje jednak na to, że nowi przybysze są odpowiedzialni za rosnącą przemoc”. Sprawcami są raczej potomkowie tych, którzy w Szwecji przebywają od pokoleń. Imigranci trzeciego pokolenia, z Afryki i Bliskiego Wschodu, urodzeni w Szwecji. W imigranckich gettach rzadko można usłyszeć język szwedzki. Za to rozwija się handel bronią i narkotykami.
Szwedzi zaczynają się więc zastanawiać czy ich kraj to urzeczywistniony utopijny sen czy wielokulturowy koszmar. Konserwatywna publicystka Mira Aksoy powiedziała „BBC”, że jest ryzyko iż sytuacje się jeszcze pogorszy w przeciągu najbliższych lat. „Oni (imigranci-red.) mieszkają w tych samych dzielnicach i myślą podobnie. Nie integrują się i trudzą się przestępczością” – utrzymuje Aksoy. Jak przekonywał Henrik Häggström ze Szwedzkiej Akademii Wojskowej w telewizji TV4 „tyle eksplozji co w Szwecji odnotowuje się już tylko w Afganistanie”. Strach przed rosnącą przemocą doprowadził do tego, że antyimigranccy Szwedzcy Demokraci zdobyli w 2018 r. 18 proc. głosów w wyborach parlamentarnych i 62 mandaty w Riksdagu (w 2010 r. głosowało na nich zaledwie 5,7 proc. Szwedów). Partia oskarża lewicowo-liberalne szwedzkie media publiczne o ukrywanie informacji o wojnie gangów przed obywatelami. Próżno było m.in. szukać informacji o październikowym ataku bombowym w Sztokholmie w publicznej telewizji SVT. Szwedzki medioznawca Christian Christensen przyznał w rozmowie z „BBC”, że podawanie informacji o eksplozjach jest „problematyczne”, bowiem jest to „używane jako dowód na problemy z imigrantami, a co za tym idzie na niesłuszność lewicowej polityki”.
Ta postawa, dość rozpowszechniona w politycznym establishmencie Szwecji, coraz bardziej frustruje obywateli. Według opublikowanego 15 listopada sondażu instytutu Demoskop dla dziennika „Aftonbladet” Szwedzcy Demokraci są dziś najpopularniejszym ugrupowaniem politycznym w kraju, z 24 proc. poparcia. Rządzący Szwecją Socjaldemokraci (S) wylądowali na drugim miejscu (22,2 proc. poparcia), tuż przed Liberałami (17, 8 proc.). Cena, jaką Szwecja płaci za lata tożsamościowej polityki lewicy, obsługującej mniejszości – od seksualnych po etniczne, nie ogranicza się jednak do wojny imigranckich gangów. O wiele mniej spektakularnym efektem tej polityki jest rosnące bezrobocie. W 2013 r. ówczesny lider Socjaldemokratów, a dzisiejszy premier Stefan Löfven obiecał, że w 2020 r. Szwecja będzie miała najniższy poziom bezrobocia w całej Unii Europejskiej. Dziś średnia stopa bezrobocia w UE wynosi 6,3 proc., podczas gdy w Szwecji wrosła (w sierpniu) do 7,4 proc. To za sprawą długoletnich bezrobotnych, pośród których większość stanowią właśnie imigranci (bezrobocie pośród osób urodzonych poza Szwecją wynosi 19 proc, pośród rdzennych Szwedów zaledwie 3.7 proc.).
Według dziennika „Aftonbladet” bezrobocie jest wyższe w komunach, które przyjęły najwięcej tzw. „uchodźców” w latach 2015/16. W gminie Liusnarsberg, gdzie przypada 230 migrantów na 1000 mieszkańców bezrobocie przekracza 10 proc. A 22 proc. mieszkańców utrzymuje się z zasiłków. W Malmö bez pracy jest 13,7 proc. mieszkańców. Według agencji „Bloomberg” wiele gmin nie radzi sobie z rosnącymi wydatkami socjalnymi. W Malmö deficyt wynosi 390 mln koron (36,7 mln euro). Na dodatek eksperci przewidują znaczne spowolnienie szwedzkiej gospodarki, w tym zerowy wzrost na przełomie lat 2019/2020. Dlatego rząd w Sztokholmie postanowił wykorzystać obecną dobrą sytuację (bo pewnie nie potrwa długo) i nadwyżkę w budżecie do tego, by obniżyć podatki emerytom i mieszkańcom najmniej zaludnionych regionów kraju. Perspektywy są więc nie najlepsze. Ale premier Szwecji nie chce przyznać, że istnieje związek pomiędzy polityką migracyjną Socjaldemokratów a obecną przemocą gangów, choć większość gangów ma strukturę międzynarodową – jak pisze niemiecki dziennik „Handelsblatt” - arabskie klany z Szwecji są blisko powiązane z tymi w Niemczech. Podobna polityka wobec migrantów, podobne problemy. Na tyle, że szwedzka policja pojechała szukać pomocy u niemieckich kolegów.
Nie ulega kwestii, że Szwecja to kraj wielokulturowy. Wiele kultur istnieje obok siebie, nie mając ze sobą większej styczności. Rdzenni Szwedzi w swoich domach i mieszkaniach, imigranci w swoich gettach. Tych pierwszych (efekt słabnącej demografij) jest coraz mniej, a tych drugich coraz więcej. Szwedzkie państwo opiekuńcze zaczyna więc podupadać. Tam gdzie nie ma wspólnej tożsamości, nie może być bowiem solidarności, między pokoleniami i nie tylko. Nikt nie będzie łożył na ludzi, z którymi nie czuję się częścią tej samej wspólnoty. Uważają tak migranci, oraz rosnąca liczba Szwedów. Nietrudno przewidzieć jak ten eksperyment się skończy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/474618-wojna-gangow-szwecja-placi-wysoka-cene-za-masowa-imigracje