Jak już informowaliśmy, wczoraj w Los Angeles swoją premierę miał godzinny film dokumentalny pt. „Polska: The Royal Tour”. Jego reżyserem jest znany amerykański dziennikarz i podróżnik Peter Greenberg, a polskim producentem Piotr C. Śliwowski. Dzieło - zrealizowane dzięki staraniom Polskiej Fundacji Narodowej - zostanie zaprezentowane na antenie stacji tworzących amerykańską sieć telewizyjną PBS (w sumie 354 stacje lokalne, pierwsza emisja zaplanowana została na 22 kwietnia b. r.). Będzie też dostępne w Amazon Prime i w samolotach LOT-u. Z filmu będą korzystały polskie instytucje promujące nasz kraj. Jest też pewne, że zobaczą go widzowie polskich telewizji.
Reżyser filmu, znany amerykański dziennikarz i podróżnik Peter Greenberg, zapytany przez dziennikarzy, co zaskoczyło go w Polsce, odpowiedział: „szczerze mówiąc, zaskoczyło mnie wszystko”.
W mojej głowie Polska kojarzyła się z biało-czarnymi zdjęciami. Nawet gdy pojawiła się kolorowa telewizja, wciąż Polska jawiła się jako kraj bez kolorów. Wydawała się miejscem szarym, depresyjnym, typowym krajem bloku sowieckiego. Myślę, że tak jak mnie zaskoczyła Polska, tak też będą zaskoczeni widzowie mojego filmu. Gwarantuję to.
Wychowywałem się w Nowym Jorku, ale chodziłem do szkoły w Wisconsin, pracowałem też w Chicago. Z tych doświadczeń wyniosłem przekonanie, że np. polska kuchnia to po pierwsze pierogi, po drugie więcej pierogów, a po trzecie kiełbasa. Tyle wiedziałem. Teraz wiem, że jest zupełnie inaczej. Wiem też, że w Warszawa czy Kraków to miejsca kipiące życiem niemal całą dobę.
Greenberg podkreśla, że wypromowanie jakiegokolwiek kraju w Stanach Zjednoczonych to bardzo trudne zadanie:
Amerykanie to geograficzni ignoranci, mówię to z żalem. Może najwięksi na całej planecie. Jeśli nie potrafią znaleźć na mapie Filadelfii, w jaki sposób mogą odnaleźć Polskę? Zmiana tej sytuacji, pokazanie Amerykanom, że są miejsca i doświadczenia, o których istnieniu nawet nie wiedzą, to moja osobista misja dziennikarska. Moim zadaniem nie jest promocja Polski. Moim zadaniem jest prezentacja Polski. Pomagał mi w tym dobry przewodnik - polski premier.
Czy uważa, że film wyszedł tak, jak powinien wyjść?
Nigdy nie jestem w pełni zadowolony z tego, co zrobiłem. Ale udało nam się wydestylować z tysiącletniej polskiej historii to, co najważniejsze, a to nie było łatwe.
Greenberg podkreśla, że w swojej pracy nie korzysta z żadnych przewodników ani broszur reklamowych:
Staramy się pokazać to, co nawet dla miejscowych jest nowością, zaskoczeniem. Dlatego w filmie nie brakuje niespodzianek. Jest też dużo o tysiącletniej historii waszego kraju, o tak licznych zamkach, o fosach je otaczających, o bitwach, które się tam toczyły.
Moim przewodnikiem był premier Morawiecki. Pokazał mi miejsca, których nie ma w przewodnikach.
Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński, który wziął udział w premierze filmu w Los Angeles, podkreśla, że na międzynarodową pozycję kraju w olbrzymim stopniu wpływa jego wizerunek:
Ten film to jest taki przekaz, który chcielibyśmy widzieć na zachodzie. Tam jest oczywiście pewien autorski wpływ pana Petera Greenberga, ale generalnie rzecz biorąc, to jest to, o co nam chodzi. Polska jest przedstawiona w sposób ciekawy, atrakcyjny dla przeciętnego widza w Ameryce.
To jest podejście dość spersonalizowane. To jest opowieść polskiego premiera, wybitnego człowieka, który doszedł do pozycji premiera polskiego rządu, a jednocześnie stoi za nim wspaniały, ciekawy i bardzo polski życiorys, uosabiający ważne dla nas wartości. Dodatkowo, jest to człowiek wciąż bardzo młody.
Czy Polsce udaje się przebijać z prawdą o naszym kraju? Czy powstaje „maszyna narracyjna”, o której mówiło się dużo dwa lata temu?
Robimy bardzo wiele rzeczy naraz. Autor tego określenia - „maszyna” - wiedział, że to robimy. Żaden kraj nie jest jednak w stanie zbudować owej „maszyny” w trzy lata. W zasadzie dopiero od trzech lat staramy się kształtować polski wizerunek w sposób systemowy, świadomy, z zaangażowanie publicznych pieniędzy. Każdy kraj musi to robić.
Prezes Polskiej Fundacji Narodowej Filip Rdesiński podkreśla, że odcinek „The Royal Tour” jest szczególnie mocno zanurzony w historii:
Wyeksponowane zostały okres drugiej wojny światowej oraz walka z komunizmem, a więc to, co jest bliskie odbiorcy amerykańskiemu.
Rdesiński dodaje, że gdy Peter Greenberg po raz pierwszy przyjechał do Polski, był przekonany, że jest to kraj wyłącznie równinny, oparty o rolnictwo.
Był zaskoczony, że mamy przepiękne plaże, duże wrażenie zrobił na nim Słowiński Park Narodowy. Zakochał się także w polskich górach, w pięknie naszych Tatr. Amerykanów interesują także nasze zamki, które są dla nich bardzo ciekawym elementem, z oczywistych powodów niedostępnym w Stanach. Jak film „Poland: The Royal Tour” wpisuje się w działania mające na celu poprawę polskiego wizerunku w USA? Czy to element szerszego planu, czy też działanie incydentalne? Rdesiński odpowiada: **
Te film w sposób bardzo esencjonalny odnosi się do problemów komunikacyjnych, które mamy z zachodem. W sposób bardzo emocjonalny, ale prawdziwy, pokazujemy problem związany z używaniem terminu „polskie obozy śmierci”. To jest bardzo mocny przekaz, bardzo jasny przekaz. To jest jasny sygnał, że to Polacy byli ofiarami. Pokazujemy też, że Polska nie jest biednym, zacofanym krajem, ale nowoczesnym, dynamicznym, szybko rozwijającym się państwem. Wiele tego typu mitów tym materiałem przełamujemy. Polski producent filmu Piotr C. Śliwowski podkreśla, że głównym celem filmu jest próba atrakcyjnego pokazania Polski:
To jest film robiony przez Amerykanów dla widza zachodniego, dla widza, który kompletnie nie zna Polski. Ważne są więc podstawy, zupełne podstawy, choćby to, że Polska to nie jest jakaś zacofana część Rosji, ale kraj z bogatą historią, z różnorodną przyrodą i krajobrazami.
Oni nic nie wiedzą o Polsce. Kompletnie nic. Także wydaje mi snię, że trzeba zacząć od przyciągnięcia ludzi do Polski, bardzo ogólnie, zostawiając szczegóły na później. Trzeba zaciekawić, zaintrygować, sprawić, że sami zaczną Polskę odkrywać.
Polska jest często dla Amerykanów białą kartą, i powinniśmy ją zapisywać. Pierwsze znaki właśnie postawiliśmy. Co ważne, negatywnych uprzedzeń, których tak się obawiamy, jest chyba mniej, niż my sami sobie to wyobrażamy.
Jak poradził sobie, w roli przewodnika po Polsce, premier Morawiecki? Piotr C. Śliwowski odpowiada:
Premier jest politykiem, występuje więc na scenie, ma doświadczenie. Ale bywało, że powtarzaliśmy niektóre sceny cztery lub pięć razy. W pewnym momencie pan premier złapał konwencję, i moim zdaniem ostatniego dnia żałował, że zdjęcia się kończą.
Produkcja filmu trwała trzy miesiące. Ekipa amerykańska liczyła 50 osób. Dysponowała trzema kamerami, przy produkcji korzystano także ze śmigłowca, drona. Jak na film dokumentalny było to więc duże przedsięwzięcie.
Sil
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/442924-czy-wreszcie-zaczelismy-odrabiac-wizerunkowe-zaleglosci