Związanie ślubem zakonnym ma faktycznie charakter niewolniczy, to przynależność na zasadzie własności. Gdy to zrozumiałem, wiedziałem, że nie ma uzasadnienia, by żyć w takiej grupie - tak o swojej decyzji o wystąpieniu z zakonu dominikanów mówi prof. Tadeusz Bartoś, który napisał książkę „Mnich”. Z jego słów wynika, że próbuje usprawiedliwić swoją decyzję, która jakoś nie daje mu spokoju.
Obecnie filozof Tadeusz Bartoś swego czasu należał do zakonu dominikanów i wykładał teologię na kościelnych uczelniach. W 2007 r. wystąpił z Kościoła, a okres poprzedzający ten krok wspomina dziś jako „20 lat spędzonych w systemie psychicznej opresji”. W wywiadzie dla portalu gazeta.pl żali się, że na własnej skórze i psychice odczuł opresję zamkniętej grupy. Aż ciężko nie zapytać dlaczego w zakonie spędził aż tyle czasu jeśli było tak źle. Opresja nie była jednak jakoś bardzo dotkliwa, bo sam przyznał, że życie w zakonie nie było zbyt obciążające.
Rano modlitwy, w południe modlitwy, wieczorem modlitwy, nie za długie, po 15-20 minut. Do tego codzienna msza i koniec. W międzyczasie można było zajmować się swoimi sprawami
—powiedział.
Może, jak na zakonnika przystało, gdyby zajął się tym, do czego został powołany zakon dominikanów, nawet na myśl o rzekomym niewolnictwie nie miałby czasu. A według Konstytucji głównym zadaniem Zakonu jest głoszenie Ewangelii „wszędzie, wszystkim i na wszystkie sposoby”.
Prof. Bartoś nie żałuje odejścia z zakonu, twierdzi, że musiał chronić siebie i swojego zdrowia. Nic mu teraz już nie przeszkadza w brutalnym ataku na Kościół, który jest dla niego siedliskiem zła.
„Kler” Wojciecha Smarzowskiego pokazuje, jak wygląda w Kościele walka o władzę, jak żyją biskupi, niektórzy przynajmniej. To jest dobra lekcja poglądowa
—stwierdza były zakonnik.
Pozwala sobie też na ocenę religijności Polaków i jakoś tak mu wychodzi, że do tezy pasuje mu atak na prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
W naszym kraju ci, którzy są przywiązani do Kościoła, są dziś po siedemdziesiątce. Chociażby Jarosław Kaczyński. Młodziki w PiS-ie, przynajmniej niektórzy, mają wiarę na pokaz, żeby przypodobać się prezesowi. Tak to jest w partiach wodzowskich.
Prof. Tadeusz Bartoś odreagowuje swoją frustrację atakami na Kościół, wierzących, biskupów i nawet na św. Jana Pawła II. Powód do krytyki zawsze się dla niego znajdzie. A że absurdalny, to już nie ma dla niego znaczenia.
Bały zakonnik ogłosił:
Jan Paweł II nie znosił sprzeciwu, niesubordynacja kleru, krytyczne refleksje - to było dla niego nie do przyjęcia, bo niszczyło mitologizowaną jedność Kościoła. Tolerował tych, którzy z nim się zgadzali, a uwielbiał klakierów.
Zastanawiające, że na potwierdzenie tych słów przytacza opowieść, która świadczy o tym, że Jan Paweł II był nieprzejednanym obrońcą życia.
Poważny i szanowany reprezentant katolickiej inteligencji polskiej starszego pokolenia, już nieżyjący, zwrócił kiedyś uwagę papieżowi, że może by inaczej traktować antykoncepcję i aborcję, że to trochę inne sprawy. Ojciec Święty zmarszczył czoło, popatrzył groźnie, jakby się obraził, i nic nie powiedział. Taka niesubordynacja była nietolerowana.
Prof. Bartoś, jako były duchowny, świetnie wypada w „GW”, kiedy oczernia Kościół. Jak widać były dominikanin wykorzysta każdą okazję by dać upust swojej niechęci do Kościoła. Nieważne jak bardzo absurdalne są jego zarzuty.
CZYTAJ TEŻ:
ann/wiadomosci.gazeta.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/440045-prawie-jak-hejter-prof-bartos-jp-ii-uwielbial-klakierow