Czy dwie największe ofiary niemieckiego ludobójstwa zamierzają nakręcać spiralę wzajemnych oskarżeń? Czy wczorajszy Obersturmbannführer nie zaciera z tego powodu zachlapanych krwią ofiar rąk? Czy na koniec nie dałoby się jednoznacznie stwierdzić, że polskie obozy koncentracyjne są fantazją równą mentalności Micky Mouse i bajkowego Disneylandu?
Instytut Pamięci Narodowej przeprowadza nowelizację ustawy, która ma penalizować używanie sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”. Co oczywiste dla Polaków, okazuje się być kontestowane przez niektórych Izraelczyków, a nawet członków izraelskiego rządu. Pomimo tego, że sprawa wydawałaby się równie prosta, jak podliczenie 2 + 2. Tak jednak nie jest. Nagle 2 + 2 przemienia się w zawiłe 2 + 3, a efekt tego działania w żaden sposób nie daje w wyniku podsumowania oczekiwanych czterech.
Izraelskie pretensje w obecnej sytuacji, jakby na zamówienie - co jest przyznane publicznie, że nie z własnej inspiracji - wywołują niesmak w kraju, który jest nosicielem historii obydwóch nacji. Polacy w masie i w swych elitach - nie mówię o tych komunistycznych, ale o tych w niezależnej Polsce - zawsze posiadali potężny ładunek empatii do ludzi ściganych i eksterminowanych przez Niemców w skali, która jest niepojęta. Ale i oni sami byli ofiarami tej najpotężniejszej w dziejach Europy, bo nie świata przecież, nagonki na homo sapiens. Nie oznacza to, że polska opinia publiczna nie bez niepokoju, jeśli nie skrywanego wzburzenia, konstatowała zdarzenie, które miało miejsce w izraelskiej miejscowości Netanya 26 czerwca 2012 roku.
Odsłonięto wówczas pomnik żołnierzy Armii Czerwonej. Brało w niej udział podług źródeł izraelskich blisko miliona osób pochodzenia żydowskiego. Krytycy wskazywali wtedy na stosunkowo mały proporcjonalnie procent poległych z tej liczby - nieco ponad sto tysięcy - z racji znaczącego udziału tychże żołnierzy w mniej wystawionych na frontalne niebezpieczeństwo formacjach NKWD. Przykładem negatywnego bohatera dla Polaków był misiaczek Stalina generał Iwan Czerniachowski, symbol zniewolenia Polski, człowiek odpowiedzialny za obławę augustowską i setek wyroków śmierci na członkach antykomunistycznego podziemia. Ambasada izraelska, kiedy pomnik upamiętniający sowieckiego generała był usuwany, nie interweniowała, co z polskiej perspektywy wydawało się oczywiste. Co nie znaczy, że rosyjski minister kultury Władimir Medinski nie próbował szermować w tej sprawie argumentem antysemityzmu! Skąd więc tak irracjonalny obecnie, trącający o politykę, brak izraelskiej empatii wobec równania 2 + 2?
Izrael i Polska są krajami niepodległymi. Kto będzie zatem beneficjantem próby poróżnienia ofiar hekatomby, której sprawcami byli wyłącznie Niemcy, a z polskiej perspektywy także Sowiecka Rosja? Czy rzeczywiście ktoś chce, aby Polacy zaczęli kwestionować publicznie i kanałami politycznymi takimi jak ambasada RP w Izraelu, odsłonięcie pomnika w Netanyi? Odsłaniał go Putin. Ten sam Putin, którego dwa lata wcześniej prasa izraelska wskazywała jako sprawcę katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Wydawało się wtedy, że oba kraje w ramach wspólnego pojmowania bieżącej historii, będą mogły wiele razem dokonać. Wśród Żydów mieszkających w Izraelu nie brakowało przecież i ofiar stalinizmu.
Polska nigdy nie przychyli się do sponsorowanej przez wczorajszych oprawców. a dzisiaj realizatorów filmowej fantastyki w rodzaju „Unsere Mütter, Unsere Väter” wersji zdarzeń, nawet jeśli wkrótce spirala pomówień stworzy sprzyjający temu klimat. Czy tego właśnie chce rząd Izraela? Jeśli nie, to musi przyjąć, że „polskie obozy koncentracyjne”, to próba przeforsowania narracji, która obu narodom może przynieść więcej kręconych schodów, niż obiecywanej swego czasu przez komunistów obu narodowości, świetlanej przyszłości. Jak mawiają Hiszpanie i to zarówno ci, którzy wspierali generała Franco, jak i ci, którzy się mu sprzeciwiali, “de noche todos los gatos son pardos”. Może w ciemnościach są szare. Ale nie na tyle, żeby nie dostrzec w nich oblicza zatroskanego Obersturmbannführera z jego nie po polsku brzmiącymi słowami będącymi ostrzeżeniem dla nas wszystkich: Arbeit macht frei! Takie słowa jak “Raus” i “Hände hoch” znałem już w piątym roku życia. I nie są to słowa zaczerpnięte z jidisz, ale z Hochdeutsch, którym posługuje się i dzisiaj wobec swych dawnych ofiar niemiecka prasa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/378775-czy-dwie-najwieksze-ofiary-niemieckiego-ludobojstwa-zamierzaja-nakrecac-spirale-wzajemnych-oskarzen