Charamsa coraz śmielej rozwija swoje dywagacje. W sodomii upatruje funkcji prorockich, które wprowadzą właściwe proporcje do relacji heteroseksualnych, opartych jego zdaniem na dominacji mężczyzn.
To, że są księża homoseksualni to jest dar od Boga, bo homoseksualność jest darem od Boga. I w każdej rzeczywistości, także w religii, potrzeba wszystkich orientacji seksualnych, bo one nawzajem się umacniają i nawzajem się formują. Od par homoseksualnych w przyszłości większość heteroseksualna nauczy się - w takiej prorockiej szkole - tego, czym są nasze relacje z dwoma gejami, dwoma lesbijkami – równości. To będzie zastrzyk, gdy w końcu świat uzna różnorodność w miłości, to zorientujemy się, że dwóch gejów nie jest obarczonych pewnym stereotypem kulturowym nierówności, gdzie kobieta w relacja miłości jest przedmiotem, często zupełnie nieświadomie. Kobieta do niedawna jeszcze nie była uznana w relacji seksualnej za podmiot miłości, tylko za przedmiot, który ma służyć mężczyźnie i potem rodzić, produkować życie
— mówi Charamsa. Jak twierdzi, „księża homoseksualni w większości stają się homofobami”, ponieważ „jest im zaszczepiony strach przed samym sobą”.
Homoseksualista nie może w pogodzie ducha poznać siebie, rozeznać siebie, tego kim jest, jeżeli jest poddany doktrynie katolickiej. Homoseksualista nie może siebie pokochać. Musi siebie odrzucić, bo to, co w sobie odkrywa jest patologią , deformacją, czymś co godzi w porządek Boży
— ubolewa, przekonując że taka postawa Kościoła wpędza człowieka w schizofrenię. Zachęca więc do rozwijania swoich gejowskich skłonności i przekonuje, że to wielkie błogosławieństwo.
Jeżeli [księża homoseksualiści] znaleźli chwilę przyjemności, relaksu i realizowania siebie w doświadczeniu seksualnym to dzięki Bogu. To trzeba Panu Bogu dziękować za to, że także w nieludzkim systemie, w którym są zamknięci, dają radę by poszukiwać siebie, eksplorować to kim są. A jeśli mają stały związek to już w ogóle trzeba panu Bogu dziękować i trzeba życzyć im siły, by dali radę w tym związku wytrwać, mimo tego, że są w więzieniu mentalnym i duchowym. I trzeba im życzyć żeby mieli odwagę wyjść z więzienia i w ten sposób żądać, by Kościół potraktował ich jako podmiot
— ciągnie swoje brednie Charamsa. Wreszcie przechodzi do wskazania winnych.
5. Atak wobec św. Jana Pawła II, Benedykta XVI oraz obrońców życia i rodziny
Kościół na soborze watykańskim II starał się umrzeć w pewnej formie i narodzić się na nowo, ale ten proces został niestety zatrzymany. Zatrzymany przez polskiego idola Jana Pawła i jego współpracownika Józefa Ratzingera. Zatrzymany przez czterdzieści parę lat, w których na uniwersytetach pracuje się w końcu nad homoseksualnością, a w Kościele zakazano jakichkolwiek kontaktów z nauką i ze zdrowym doświadczeniem ludzkim. To było wielkie dzieło homofobii Jana Pawła i homofobii Ratzingera, które były mieszanką wybuchową. Jan Paweł reprezentował homofobię emocjonalną, która jest świetną pożywką dla wszystkich manifestacji — przekonywał Charamsa, nie kryjąc pretensji wobec św. Jana Pawła II.
Marsz dla życia i rodziny to marsz przeciwko prawom człowieka. To, co się działo w Paryżu, Meksyku, w Kolumbii – marsze katolików przeciwko prawom człowieka to jest efekt homofobii emocjonalnej, nieracjonalnej. Ci ludzie nic nie wiedzą o homoseksualizmie i mają nie wiedzieć. Mają być utrzymani w ignorancji i w negatywnych emocjach wobec tej apokaliptycznej części społeczeństwa, tak jak to było z Żydami, z Czarnymi, z feministkami. Mają być utrzymani w strachu przeciwko komuś kogo nie znają i nie mają poznać i z nienawiści do nich, która jest obroną. Jan Paweł II to jest homofobia polska, takie polskie sentymenty, emocje które podtrzymuje ślepy strach, niezweryfikowany racjonalnie. Natomiast Ratzinger przyniósł homofobię intelektualną, taką niemiecką. W krytyce Ratzingera jestem dość radykalny, bo miał narzędzia intelektualne geniusza, które mogły służyć Kościołowi do prawdziwej reformy. To był człowiek, który mógł pomóc człowiekowi a zrobił coś dokładnie odwrotnego. Zamknął się w swoim platonicznym, abstrakcyjnym świecie i skonstruował abstrakcyjną religię, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością
— mówił Charamsa, gubiąc się w filozofiach. Grunt, że jego własna jest osadzona jest mocno w rzeczywistości. Co z tego, że wirtualnej.
Charamsa bierze też pod lupę Katechizm Kościoła katolickiego, który także nie spełnia jego oczekiwań. Twierdzi, że nt. homoseksualizmu jest w nim 15 zdań i tyleż samo błędów. Pierwszym jest fałszywa definicja. Zarzuca Kościołowi, że nadal uznaje homoseksualność za chorobę.
6. Nowa era Kościoła i „prorocki wpływ par homoseksualnych”
Krzysztof Charamsa zapowiada nową erę w Kościele. Przekonuje, że niebawem odkryjemy, iż „nasza konstrukcja, nasze wnętrze jest inne niż myśleliśmy. Nie jesteśmy wszyscy homoseksualni”. Na czym będzie polegać przewrót? Na wprowadzeniu „małżeństw” homoseksualnych oraz zgody Kościoła na In vitro.
To będzie wielka reforma Kościoła, która pozwoli zabić starą formę Kościoła i wrócić do równości ewangelijnej, do tego że w Chrystusie nie ma ani kobiety ani mężczyzny, nie ma Greka ani Żyda, wszyscy jesteśmy równi. To będzie też reforma małżeństwa heteroseksualnego. Małżeństwa ludzkiego, które teraz jest zarezerwowane w sposób niegodny dla większości heteroseksualnej, małżeństwa które odkryjemy jako sakrament miłości, równości płciowej, czyli miłości do której powołany jest każdy człowiek stworzony na obraz Boga, który jest miłością. Wtedy odkryjemy, że małżeństwo nie służy prokreacji, małżeństwo służy miłości. I tylko wtedy, gdy jest miłość może pojawić się człowiek. I to nieważne czy pojawia się przy pomocy adopcji, przy pomocy nauki – medycyny, techniki, czy pojawia się w inny sposób. On jest owocem miłości. To będzie wielka reforma małżeństwa religijnego, które przed wiekami było skoncentrowane na prokreacji. Sobór Watykański przypomniał sobie, że to nie tylko prokreacja, ale i miłość. A w przyszłości odkryjemy, że to tylko miłość, bo z miłości rodzi się życie. To będzie prorocki wpływ par homoseksualnych które pokazują w swojej strukturze seksualności, że pierwsza jest miłość
— zapowiada Charamsa. Mówi, że jego protest był protestem teologa, dlatego przedstawił swojego partnera.
Przedstawiam doświadczenie zakochania, miłości, świętej miłości, Bożej miłości, części Boga, bo jeżeli Bóg jest miłością to i nasza miłość jest częścią Boga
— stwierdził, zachęcając do eksperymentowania.
Żałosne i bardzo smutne widowisko. Spektakl człowieka niezdolnego do trzeźwej refleksji nad własnym upadkiem. Niebezpieczeństwo polega jednak na tym, że nadal czuje w sobie misję głoszenia słowa, które dawno przestało być Słowem Bożym. Skoro czuje się spełnionym „księdzem” przy boku męża, pewnie będzie konsekwentnie karleć w poczuciu własnej nieomylności i bałamucić tym przesłaniem kolejnych ludzi. Jak na razie dociera ze swoim „teologicznym” bełkotem do garstki słuchaczy. Ale nie liczba ma tutaj znaczenie. Bo przecież, „kto by stał się powodem do grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu lepiej byłoby uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze”. Oby „Kamień węgielny” Krzysztofa Charamsy nie był kamieniem młyńskim. Jak na razie otrzymał od swojego biskupa karę suspensy wzywającą do opamiętania i powrotu do Kościoła. Wygląda jednak na to, że zdaniem Charamsy, to Kościół ma wrócić do niego…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Charamsa coraz śmielej rozwija swoje dywagacje. W sodomii upatruje funkcji prorockich, które wprowadzą właściwe proporcje do relacji heteroseksualnych, opartych jego zdaniem na dominacji mężczyzn.
To, że są księża homoseksualni to jest dar od Boga, bo homoseksualność jest darem od Boga. I w każdej rzeczywistości, także w religii, potrzeba wszystkich orientacji seksualnych, bo one nawzajem się umacniają i nawzajem się formują. Od par homoseksualnych w przyszłości większość heteroseksualna nauczy się - w takiej prorockiej szkole - tego, czym są nasze relacje z dwoma gejami, dwoma lesbijkami – równości. To będzie zastrzyk, gdy w końcu świat uzna różnorodność w miłości, to zorientujemy się, że dwóch gejów nie jest obarczonych pewnym stereotypem kulturowym nierówności, gdzie kobieta w relacja miłości jest przedmiotem, często zupełnie nieświadomie. Kobieta do niedawna jeszcze nie była uznana w relacji seksualnej za podmiot miłości, tylko za przedmiot, który ma służyć mężczyźnie i potem rodzić, produkować życie
— mówi Charamsa. Jak twierdzi, „księża homoseksualni w większości stają się homofobami”, ponieważ „jest im zaszczepiony strach przed samym sobą”.
Homoseksualista nie może w pogodzie ducha poznać siebie, rozeznać siebie, tego kim jest, jeżeli jest poddany doktrynie katolickiej. Homoseksualista nie może siebie pokochać. Musi siebie odrzucić, bo to, co w sobie odkrywa jest patologią , deformacją, czymś co godzi w porządek Boży
— ubolewa, przekonując że taka postawa Kościoła wpędza człowieka w schizofrenię. Zachęca więc do rozwijania swoich gejowskich skłonności i przekonuje, że to wielkie błogosławieństwo.
Jeżeli [księża homoseksualiści] znaleźli chwilę przyjemności, relaksu i realizowania siebie w doświadczeniu seksualnym to dzięki Bogu. To trzeba Panu Bogu dziękować za to, że także w nieludzkim systemie, w którym są zamknięci, dają radę by poszukiwać siebie, eksplorować to kim są. A jeśli mają stały związek to już w ogóle trzeba panu Bogu dziękować i trzeba życzyć im siły, by dali radę w tym związku wytrwać, mimo tego, że są w więzieniu mentalnym i duchowym. I trzeba im życzyć żeby mieli odwagę wyjść z więzienia i w ten sposób żądać, by Kościół potraktował ich jako podmiot
— ciągnie swoje brednie Charamsa. Wreszcie przechodzi do wskazania winnych.
5. Atak wobec św. Jana Pawła II, Benedykta XVI oraz obrońców życia i rodziny
Kościół na soborze watykańskim II starał się umrzeć w pewnej formie i narodzić się na nowo, ale ten proces został niestety zatrzymany. Zatrzymany przez polskiego idola Jana Pawła i jego współpracownika Józefa Ratzingera. Zatrzymany przez czterdzieści parę lat, w których na uniwersytetach pracuje się w końcu nad homoseksualnością, a w Kościele zakazano jakichkolwiek kontaktów z nauką i ze zdrowym doświadczeniem ludzkim. To było wielkie dzieło homofobii Jana Pawła i homofobii Ratzingera, które były mieszanką wybuchową. Jan Paweł reprezentował homofobię emocjonalną, która jest świetną pożywką dla wszystkich manifestacji — przekonywał Charamsa, nie kryjąc pretensji wobec św. Jana Pawła II.
Marsz dla życia i rodziny to marsz przeciwko prawom człowieka. To, co się działo w Paryżu, Meksyku, w Kolumbii – marsze katolików przeciwko prawom człowieka to jest efekt homofobii emocjonalnej, nieracjonalnej. Ci ludzie nic nie wiedzą o homoseksualizmie i mają nie wiedzieć. Mają być utrzymani w ignorancji i w negatywnych emocjach wobec tej apokaliptycznej części społeczeństwa, tak jak to było z Żydami, z Czarnymi, z feministkami. Mają być utrzymani w strachu przeciwko komuś kogo nie znają i nie mają poznać i z nienawiści do nich, która jest obroną. Jan Paweł II to jest homofobia polska, takie polskie sentymenty, emocje które podtrzymuje ślepy strach, niezweryfikowany racjonalnie. Natomiast Ratzinger przyniósł homofobię intelektualną, taką niemiecką. W krytyce Ratzingera jestem dość radykalny, bo miał narzędzia intelektualne geniusza, które mogły służyć Kościołowi do prawdziwej reformy. To był człowiek, który mógł pomóc człowiekowi a zrobił coś dokładnie odwrotnego. Zamknął się w swoim platonicznym, abstrakcyjnym świecie i skonstruował abstrakcyjną religię, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością
— mówił Charamsa, gubiąc się w filozofiach. Grunt, że jego własna jest osadzona jest mocno w rzeczywistości. Co z tego, że wirtualnej.
Charamsa bierze też pod lupę Katechizm Kościoła katolickiego, który także nie spełnia jego oczekiwań. Twierdzi, że nt. homoseksualizmu jest w nim 15 zdań i tyleż samo błędów. Pierwszym jest fałszywa definicja. Zarzuca Kościołowi, że nadal uznaje homoseksualność za chorobę.
6. Nowa era Kościoła i „prorocki wpływ par homoseksualnych”
Krzysztof Charamsa zapowiada nową erę w Kościele. Przekonuje, że niebawem odkryjemy, iż „nasza konstrukcja, nasze wnętrze jest inne niż myśleliśmy. Nie jesteśmy wszyscy homoseksualni”. Na czym będzie polegać przewrót? Na wprowadzeniu „małżeństw” homoseksualnych oraz zgody Kościoła na In vitro.
To będzie wielka reforma Kościoła, która pozwoli zabić starą formę Kościoła i wrócić do równości ewangelijnej, do tego że w Chrystusie nie ma ani kobiety ani mężczyzny, nie ma Greka ani Żyda, wszyscy jesteśmy równi. To będzie też reforma małżeństwa heteroseksualnego. Małżeństwa ludzkiego, które teraz jest zarezerwowane w sposób niegodny dla większości heteroseksualnej, małżeństwa które odkryjemy jako sakrament miłości, równości płciowej, czyli miłości do której powołany jest każdy człowiek stworzony na obraz Boga, który jest miłością. Wtedy odkryjemy, że małżeństwo nie służy prokreacji, małżeństwo służy miłości. I tylko wtedy, gdy jest miłość może pojawić się człowiek. I to nieważne czy pojawia się przy pomocy adopcji, przy pomocy nauki – medycyny, techniki, czy pojawia się w inny sposób. On jest owocem miłości. To będzie wielka reforma małżeństwa religijnego, które przed wiekami było skoncentrowane na prokreacji. Sobór Watykański przypomniał sobie, że to nie tylko prokreacja, ale i miłość. A w przyszłości odkryjemy, że to tylko miłość, bo z miłości rodzi się życie. To będzie prorocki wpływ par homoseksualnych które pokazują w swojej strukturze seksualności, że pierwsza jest miłość
— zapowiada Charamsa. Mówi, że jego protest był protestem teologa, dlatego przedstawił swojego partnera.
Przedstawiam doświadczenie zakochania, miłości, świętej miłości, Bożej miłości, części Boga, bo jeżeli Bóg jest miłością to i nasza miłość jest częścią Boga
— stwierdził, zachęcając do eksperymentowania.
Żałosne i bardzo smutne widowisko. Spektakl człowieka niezdolnego do trzeźwej refleksji nad własnym upadkiem. Niebezpieczeństwo polega jednak na tym, że nadal czuje w sobie misję głoszenia słowa, które dawno przestało być Słowem Bożym. Skoro czuje się spełnionym „księdzem” przy boku męża, pewnie będzie konsekwentnie karleć w poczuciu własnej nieomylności i bałamucić tym przesłaniem kolejnych ludzi. Jak na razie dociera ze swoim „teologicznym” bełkotem do garstki słuchaczy. Ale nie liczba ma tutaj znaczenie. Bo przecież, „kto by stał się powodem do grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu lepiej byłoby uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze”. Oby „Kamień węgielny” Krzysztofa Charamsy nie był kamieniem młyńskim. Jak na razie otrzymał od swojego biskupa karę suspensy wzywającą do opamiętania i powrotu do Kościoła. Wygląda jednak na to, że zdaniem Charamsy, to Kościół ma wrócić do niego…
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/341171-tylko-u-nas-autorytet-tygodnika-powszechnego-szarga-swietosci-charamsa-zapowiada-nowa-ere-kosciola-homoseksualni-ksieza-to-dar-od-boga?strona=2