Skazując Dariusza P, na dożywocie sąd nie miał wątpliwości, że to on podpalił dom, zabijając żonę i czworo dzieci. Motywem zbrodni były pieniądze, które miał otrzymać z ubezpieczenia a także chęć uwolnienia się od rodziny.
Cała Polska współczuła Dariuszowi P., gdy w maju 2013 w płomieniach zginęli jego bliscy. O tragedii w Jastrzębiu Zdroju szeroko pisała prasa, ogrom jego cierpienia wydawał się niewyobrażalny. Opowiadał chętnie o swych przejściach w mediach, twierdząc, że stara się przeżywać żałobę w duchu chrześcijańskim. Opinia publiczna przeżyła szok, gdy rok później Dariusz P. został aresztowany. Do końca nie przyznawał się do winy.
Sąd w Rybniku, wydając w poniedziałek wyrok, nie miał wątpliwości, że Dariusz P. wymyślił i zrealizował okrutny plan. Kiedy płonął dom, rzekomo miał znajdować się w odległym o kilka kilometrów warsztacie stolarskim. W rzeczywistości był blisko domu, czego dowodzi logowanie się jego telefonu. I to on podłożył ogień w sześciu miejscach, zamieniając też dom w twierdzę, z której nie było ucieczki — drzwi były zamknięte na zamki, rolety przeciwwłamaniowe opuszczone i zablokowane. Ocalał tylko najstarszy syn, którego pokój na poddaszu nie miał zasuniętych rolet. Chcąc zasugerować, że pożar wywołany był zwarciem instalacji, Dariusz P. podrzucił martwą mysz, w której pyszczku znajdował się kabel, rzekomo przegryziony, a naprawdę, jak stwierdzili eksperci, przecięty.
Pisał też do siebie z telefonu na kartę SMS-y, udając podpalacza, który zwierza się, że czuje wyrzuty sumienia.
Jak mówią osoby, które znają szczegóły dochodzenia, gdyby nie popełnił paru błędów, mogłoby mu się udać popełnić zbrodnię bez poniesienia konsekwencji.
To przerażające, podobnie jak fakt, że przez wiele lat Dariuszowi P. udawało się oszukiwać otoczenie i ukryć prawdziwą osobowość. Stworzył spójny wizerunek idealnego męża, wzorowego ojca rodziny, podpory miejscowej społeczności. Był szafarzem w miejscowym kościele, czyli miał prawo podawać komunię. O tym fakcie pisano wielokrotnie, bo wydaje się szczególnie bulwersujący.
Psycholodzy mówią o efekcie nimbu — jeśli widzimy u kogoś pozytywną cechę, którą cenimy, mamy tendencję, by nie zauważać rzeczy negatywnych. A jeśli już je zauważamy, to przekonujemy sami siebie, że na pewno się mylimy.
Gdy po aresztowaniu Dariusza P. niektóre media jeszcze raz opublikowały wywiady, które z nim przeprowadzono, zaczęto je odczytywać zupełnie inaczej, sposób w jaki mówił o zmarłej rodzinie nagle wydał się nieszczery.
W trakcie procesu wyszły też na jaw rzeczy, które stoją w jaskrawej sprzeczności z
utrwalonym w lokalnej społeczności wizerunkiem Dariusza P., a na sali sądowej pojawiło się kilka kobiet, z którymi związał się niemal natychmiast po tragedii. Psychiatrzy, którzy po ośmiotygodniowej obserwacji wydali opinię na temat Dariusza P., uznali, że ma osobowość psychopatyczną, nie odczuwa wyrzutów sumienia i nie ma poczucia winy.
Wyroku w swojej sprawie Dariusz P. wysłuchał z kamienną twarzą. Jego obrońca zapowiada apelację.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/320101-mial-byc-wspolczesnym-hiobem-jest-zbrodniarzem