Z jednej strony mamy szlachetne intencje ministra Radziwiłła, z drugiej przez prasę cytowani są – anonimowo – członkowie zespołu pracującego nad programem, którzy mówią, że nie ma w nim „ideologizacji”. Wiemy też, że w skład zespołu pracującego nad programem wchodzili ludzie tacy, jak np. prof. Mirosław Wielgoś, czy p. Dagmara Korbasińska, wieloletnia, mianowana jeszcze przez Ewę Kopacz, dyrektor Departamentu Matki i Dziecka w Ministerstwie Zdrowia. A więc ludzie, których ciężko nie nazwać gorącymi zwolennikami metody in vitro. Nie jest to trochę niepojące?
Nie byłem członkiem tego zespołu, mam jedynie wiedzę od jego członków. Od nich wiem, że w skład tego zespołu zostali zaangażowani lekarze, profesorowie i genetycy, którzy wspierają in vitro, zajmują się in vitro i pracują w biznesie stworzonym wokół in vitro. I to była tzw. „część ginekologiczna”. Nie wiem dlaczego drugą stronę nazwano „stroną społeczną”. Przecież tu nie chodzi o „stronę społeczną”, ale o nowe, inne spojrzenie na problematykę zdrowia prokreacyjnego. Celem jest dostrzeżenie naturalnego potencjału kobiety i rozpoczęcie badań od diagnostyki problemów ginekologicznych i od leczenia. Tzw. „strona społeczna” nie była niestety traktowana jako równorzędny partner w dyskusjach o programie. Ton dyskusjom nadawali ci ludzie, których głos wciąż jest bardzo znaczący w ministerstwie zdrowia, a są to m. in. osoby reprezentujące lobby in vitro, zwolennicy aborcji i antykoncepcji.
Tym większa zasługa ministra Radziwiłła za to, że jest człowiekiem stanowczym. Ale czym tłumaczyć to, że dzień po tym, kiedy narodowy program prokreacyjny trafił do Rady Przejrzystości, Rzeczpospolita napisała, że „wbrew obawom środowisk pacjenckich raport pozbawiony jest elementów ideologicznych. Nie zakłada też finansowania naprotechnologii”?
To jest właśnie ten sposób rozumowania: - ktoś, kto zauważa, że powinniśmy w większym stopniu zauważyć potencjał kobiety, ten jest ideologiem. Natomiast strona, która nie widzi potrzeby promocji zdrowia, edukacji i zapobiegania niepłodności, tylko idzie w kierunku in vitro, oczywiście ideologiem nie jest. To jest stary sposób myślenia, który idzie w kierunku unikania rzetelnej dyskusji. Stąd ten dwugłos między tym, co słusznie deklaruje minister Radziwiłł i tym, co deklarują powołani przez niego ludzie. W zespole pracującym nad programem nie było równowagi między starą gwardią ginekologiczną, która popiera biznes in vitro, a drugą stroną, tzw. „stroną społeczną”, która nie była odpowiednio umocowana, żeby zabierać głos. Z tego, co wiem, to strona społeczna była często pomijana w dyskusjach i dyskryminowana. Dziwi też to, że wciąż cała sprawa jest utajniona i nie można obejrzeć efektów pracy zespołu. Przecież to są projekty, które powstają dla społeczeństwa. I powstają nie po to, żeby ktoś zarabiał na in vitro, czy wspierał lewicowo-liberalne trendy, ale po to, żeby leczyć Polaków.
Zmienię odrobinę temat. Dzięki zaangażowaniu środowisk pro life, prawie pół miliona Polaków podpisało się pod projektem ustawy zakazującej przerywania ciąży. Odpowiedzią na tę zbiórkę stał się z kolei projekt lewicowy, który zakłada aborcję na życzenie każdej kobiety do 12. tygodnia ciąży. Wygląda na to, że znów czeka nas wielka, medialna burza w sprawie aborcji. Może więc rację mają ci, którzy uważają, że lepiej jest pozostać przy aktualnej ustawie? Czy tę można w ogóle nazywać „kompromisem”?
Moim zdaniem nie można zawierać kompromisów w sprawach, które dotyczą ludzkiego życia. Nad ludzkim życiem nie można debatować, nie można nad nim głosować. To sprawa o najwyższym priorytecie. Życia powinniśmy bronić zawsze i wszędzie, a prawo do życia musimy uważać za nadrzędne. Ten nowy projekt ustawy dotyczy właśnie całkowitej obrony życia. Tu nie chodzi o zakaz aborcji. Trzeba przede wszystkim zaakcentować to, że kiedy nowy projekt zostanie wprowadzony, życie ludzkie będzie chronione od momentu poczęcia. W żaden sposób nie ucierpi na tym zdrowie kobiety, ponieważ w przypadkach kiedy zagrożone będzie życie matki, będzie można stosować nawet takie postępowanie, które prowadzić będzie do śmierci dziecka. Tak samo w przypadkach nieprawidłowości rozwojowych dziecka, poszanowana będzie jego podmiotowość i człowieczeństwo. Dlatego trudno tutaj nie dostrzec tego, że ta ustawa nie jest zaostrzeniem przepisów. Z punktu widzenia dziecka, które oczekuje na egzekucję, będzie to zdecydowane złagodzenie przepisów. Powinniśmy zwracać uwagę na znaczenie słów, które się sztucznie wprowadza po to, żeby niektóre sprawy zaciemnić czy ukryć. I jeszcze zdanie w kwestii tego rzekomego kompromisu, który leżał u podstaw obecnej ustawy. Ja byłem wówczas ekspertem ministerstwa zdrowia, byłem wówczas w sejmie i przysłuchiwałem się obradom. Za życiem była trójka bardzo dzielnych ludzi, mianowicie J. Łopuszański, S. Niesiołowski i M. Jurek, ich losy potoczyły się różnie, ale nie było tam mowy o żadnym kompromisie. Nie powinniśmy się więc powoływać na żaden kompromis, bo o tym – w sprawie ludzkiego życia – nie może być mowy.
Wspomniał profesor o tym, że szczególnie ważny w problematyce aborcji jest język, którego używamy. Tak się składa, że kilka dni temu irlandzki sąd pierwszej instancji uznał, że zgodnie z krajową konstytucją słowo „nienarodzony” oznacza „nienarodzone dziecko”. Dlatego dziecko w łonie matki ma zarówno prawo do życia, jak i szereg innych praw. Z jednej strony radość dla środowisk pro life, z drugiej jednak smutna konstatacja, że prawo do życia nienarodzonego dziecka nie jest we współczesnym świecie czymś oczywistym?
W polskim systemie prawnym istnieje pojęcie nasciturus, co oznacza dziecko poczęte, lecz nienarodzone, nie posiadające jeszcze pełni praw do dziedziczenia. W naszym systemie prawnym nie jest ono jeszcze w pełni dzieckiem i w pełni człowiekiem. Tym bardziej należy przyjąć z radością to, że dziecko nienarodzone, a więc rzeczywiście dziecko, wyglądające jak dziecko, zachowujące się jak dziecko, czujące od pewnego momentu rozwoju jak dziecko, zostaje nazwane dzieckiem, z pełnią praw przysługujących każdemu człowiekowi. Przepisy prawne odnoszące się do dziecka nienarodzonego powinny uwzględniać jego sytuację i jego prawa, przede wszystkim jego prawo do życia.
Rozm. Artur Ceyrowski
Książka, którą trzeba przeczytać! „Prawo do życia Bez kompromisu”- Bogdan Chazan , Maciej Muller . Do kupienia „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Z jednej strony mamy szlachetne intencje ministra Radziwiłła, z drugiej przez prasę cytowani są – anonimowo – członkowie zespołu pracującego nad programem, którzy mówią, że nie ma w nim „ideologizacji”. Wiemy też, że w skład zespołu pracującego nad programem wchodzili ludzie tacy, jak np. prof. Mirosław Wielgoś, czy p. Dagmara Korbasińska, wieloletnia, mianowana jeszcze przez Ewę Kopacz, dyrektor Departamentu Matki i Dziecka w Ministerstwie Zdrowia. A więc ludzie, których ciężko nie nazwać gorącymi zwolennikami metody in vitro. Nie jest to trochę niepojące?
Nie byłem członkiem tego zespołu, mam jedynie wiedzę od jego członków. Od nich wiem, że w skład tego zespołu zostali zaangażowani lekarze, profesorowie i genetycy, którzy wspierają in vitro, zajmują się in vitro i pracują w biznesie stworzonym wokół in vitro. I to była tzw. „część ginekologiczna”. Nie wiem dlaczego drugą stronę nazwano „stroną społeczną”. Przecież tu nie chodzi o „stronę społeczną”, ale o nowe, inne spojrzenie na problematykę zdrowia prokreacyjnego. Celem jest dostrzeżenie naturalnego potencjału kobiety i rozpoczęcie badań od diagnostyki problemów ginekologicznych i od leczenia. Tzw. „strona społeczna” nie była niestety traktowana jako równorzędny partner w dyskusjach o programie. Ton dyskusjom nadawali ci ludzie, których głos wciąż jest bardzo znaczący w ministerstwie zdrowia, a są to m. in. osoby reprezentujące lobby in vitro, zwolennicy aborcji i antykoncepcji.
Tym większa zasługa ministra Radziwiłła za to, że jest człowiekiem stanowczym. Ale czym tłumaczyć to, że dzień po tym, kiedy narodowy program prokreacyjny trafił do Rady Przejrzystości, Rzeczpospolita napisała, że „wbrew obawom środowisk pacjenckich raport pozbawiony jest elementów ideologicznych. Nie zakłada też finansowania naprotechnologii”?
To jest właśnie ten sposób rozumowania: - ktoś, kto zauważa, że powinniśmy w większym stopniu zauważyć potencjał kobiety, ten jest ideologiem. Natomiast strona, która nie widzi potrzeby promocji zdrowia, edukacji i zapobiegania niepłodności, tylko idzie w kierunku in vitro, oczywiście ideologiem nie jest. To jest stary sposób myślenia, który idzie w kierunku unikania rzetelnej dyskusji. Stąd ten dwugłos między tym, co słusznie deklaruje minister Radziwiłł i tym, co deklarują powołani przez niego ludzie. W zespole pracującym nad programem nie było równowagi między starą gwardią ginekologiczną, która popiera biznes in vitro, a drugą stroną, tzw. „stroną społeczną”, która nie była odpowiednio umocowana, żeby zabierać głos. Z tego, co wiem, to strona społeczna była często pomijana w dyskusjach i dyskryminowana. Dziwi też to, że wciąż cała sprawa jest utajniona i nie można obejrzeć efektów pracy zespołu. Przecież to są projekty, które powstają dla społeczeństwa. I powstają nie po to, żeby ktoś zarabiał na in vitro, czy wspierał lewicowo-liberalne trendy, ale po to, żeby leczyć Polaków.
Zmienię odrobinę temat. Dzięki zaangażowaniu środowisk pro life, prawie pół miliona Polaków podpisało się pod projektem ustawy zakazującej przerywania ciąży. Odpowiedzią na tę zbiórkę stał się z kolei projekt lewicowy, który zakłada aborcję na życzenie każdej kobiety do 12. tygodnia ciąży. Wygląda na to, że znów czeka nas wielka, medialna burza w sprawie aborcji. Może więc rację mają ci, którzy uważają, że lepiej jest pozostać przy aktualnej ustawie? Czy tę można w ogóle nazywać „kompromisem”?
Moim zdaniem nie można zawierać kompromisów w sprawach, które dotyczą ludzkiego życia. Nad ludzkim życiem nie można debatować, nie można nad nim głosować. To sprawa o najwyższym priorytecie. Życia powinniśmy bronić zawsze i wszędzie, a prawo do życia musimy uważać za nadrzędne. Ten nowy projekt ustawy dotyczy właśnie całkowitej obrony życia. Tu nie chodzi o zakaz aborcji. Trzeba przede wszystkim zaakcentować to, że kiedy nowy projekt zostanie wprowadzony, życie ludzkie będzie chronione od momentu poczęcia. W żaden sposób nie ucierpi na tym zdrowie kobiety, ponieważ w przypadkach kiedy zagrożone będzie życie matki, będzie można stosować nawet takie postępowanie, które prowadzić będzie do śmierci dziecka. Tak samo w przypadkach nieprawidłowości rozwojowych dziecka, poszanowana będzie jego podmiotowość i człowieczeństwo. Dlatego trudno tutaj nie dostrzec tego, że ta ustawa nie jest zaostrzeniem przepisów. Z punktu widzenia dziecka, które oczekuje na egzekucję, będzie to zdecydowane złagodzenie przepisów. Powinniśmy zwracać uwagę na znaczenie słów, które się sztucznie wprowadza po to, żeby niektóre sprawy zaciemnić czy ukryć. I jeszcze zdanie w kwestii tego rzekomego kompromisu, który leżał u podstaw obecnej ustawy. Ja byłem wówczas ekspertem ministerstwa zdrowia, byłem wówczas w sejmie i przysłuchiwałem się obradom. Za życiem była trójka bardzo dzielnych ludzi, mianowicie J. Łopuszański, S. Niesiołowski i M. Jurek, ich losy potoczyły się różnie, ale nie było tam mowy o żadnym kompromisie. Nie powinniśmy się więc powoływać na żaden kompromis, bo o tym – w sprawie ludzkiego życia – nie może być mowy.
Wspomniał profesor o tym, że szczególnie ważny w problematyce aborcji jest język, którego używamy. Tak się składa, że kilka dni temu irlandzki sąd pierwszej instancji uznał, że zgodnie z krajową konstytucją słowo „nienarodzony” oznacza „nienarodzone dziecko”. Dlatego dziecko w łonie matki ma zarówno prawo do życia, jak i szereg innych praw. Z jednej strony radość dla środowisk pro life, z drugiej jednak smutna konstatacja, że prawo do życia nienarodzonego dziecka nie jest we współczesnym świecie czymś oczywistym?
W polskim systemie prawnym istnieje pojęcie nasciturus, co oznacza dziecko poczęte, lecz nienarodzone, nie posiadające jeszcze pełni praw do dziedziczenia. W naszym systemie prawnym nie jest ono jeszcze w pełni dzieckiem i w pełni człowiekiem. Tym bardziej należy przyjąć z radością to, że dziecko nienarodzone, a więc rzeczywiście dziecko, wyglądające jak dziecko, zachowujące się jak dziecko, czujące od pewnego momentu rozwoju jak dziecko, zostaje nazwane dzieckiem, z pełnią praw przysługujących każdemu człowiekowi. Przepisy prawne odnoszące się do dziecka nienarodzonego powinny uwzględniać jego sytuację i jego prawa, przede wszystkim jego prawo do życia.
Rozm. Artur Ceyrowski
Książka, którą trzeba przeczytać! „Prawo do życia Bez kompromisu”- Bogdan Chazan , Maciej Muller . Do kupienia „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/304159-prof-bogdan-chazan-nie-mozna-zawierac-kompromisow-w-sprawach-ktore-dotycza-ludzkiego-zycia?strona=2