Piotr Zaremba: Beata Tadla pozazdrościła Piotrowi Gembarowskiemu. Niech pamięta o jego smutnym końcu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Raczej machinalnie zerknąłem na wieczorną rozmowę z Andrzejem Dudą w TVP Info – gadające głowy rzadko posuwają moją wiedzę o świecie do przodu. Ale ta stacja już wczoraj ustami Piotra Kraśki wskazywała na ten występ jako na dowód bezprzedmiotowości oskarżeń rzecznika Mastalerka. Który jak pamiętamy wyszedł ze studia.

Zobaczyliśmy widowisko niezwykłe. Beata Tadla prowadziła rozmowę w tonie przesłuchania i co to dużo mówić była niegrzeczna. Stale bliska definitywnej eksplozji, do której wprawdzie nie doszło, ale która wisiała w powietrzu od pierwszej do ostatniej sekundy.

Pani Tadla nie ma doświadczenia, a może i osobowości, Moniki Olejnik, więc wściekać się na zimno na swoich gości nie umie. Objawia się to u dziennikarki TVP stanem ustawicznego ściśnięcia gardła. Pani redaktor po prostu się dławi. Nie czyni to z niej jednak profesjonalnej dziennikarki.

Najpierw długo rozliczała kandydata z zachowania rzecznika, potem zabrała za ultymatywne żądanie ujawnienia ekspertyz i obliczeń potwierdzających wiarygodność finansowych obietnic PiS. Ciekaw jestem, czy miała wolę i choćby okazję, aby porozliczać sobie w podobny sposób prezydenta Komorowskiego, albo premier Kopacz, która – zresztą śladami Donalda Tuska – ostatnio także celuje  w hojnym rozdawnictwie ofiarowanym społeczeństwu.

Ja się na przykład zgadzam, że obietnica odwrócenia reformy emerytalnej składana przez Andrzeja Dudę i przez PiS jest przynajmniej w tej postaci mało przekonująca. Ale po obejrzeniu metody zastosowanej przez panią Tadlę, natychmiast poczułem do tej zapowiedzi dużo więcej sympatii.

Pamiętamy wszyscy Piotra Gembarowskiego, dziennikarza telewizji publicznej w czasach, kiedy pełną kontrole sprawował nad nią SLD za pośrednictwem Roberta Kwiatkowskiego. Uparł się on u schyłku lat 90. aby przyprzeć do muru i zawstydzić w studiu Mariana Krzaklewskiego. Też mu się zdawało, że nielubiany polityk nie chce odpowiadać na jego pytania.

W efekcie dał upust swojej widowiskowej wściekłości i najpierw został zawieszony (nawet tamta ekipa nie była w stanie tego udźwignąć), a potem stosunkowo szybko zniknął z zawodu.

Rubryka Igora Zalewskiego i Roberta Mazurka, najpierw w „Nowym Państwie”, potem we „Wprost”, konsekwentnie nazywała go „dziennikarzem białoruskim”, bo były to faktycznie standardy tego państwa w pognębianiu przeciwnika. Nazywała go tak konsekwentnie, ze w knajpach oferowano Gembarowskiemu – za zachętą duetu Zalewski-Mazurek – ciepłej wódki.

W tym przypadku zaoferowałbym taką wódkę nie tylko pani Tadli, ale zespołowi TVP Info. Wczorajsza emfaza Piotra Kraśki, który razem z politykiem PO potępiał nieobecnego już Mastalerka, czy zachowanie nieznanej mi pani redaktor, która po zakończeniu widowiska z Dudą uznała za stosowne równie emfatycznie zawstydzać innego polityka PiS w debacie w studio, w pełni to uzasadniają.

Poseł Mastalerek zaproponował nazwę „Komorowski Info”. Ci, których to dotyczy, uznali w ramach odwetu na PiS, ze trzeba możliwie jak najpełniej potwierdzić ten stereotyp. I już całkiem serio – nie spodziewam się, że skończą jak Gembarowski. Niestety nasza demokracja ma się gorzej niż wtedy, choć brzmi to mało logicznie.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych