Wyrok Trybunału Konstytucyjnego usankcjonował ubój rytualny. Ale wątpliwości moralnych - nie rozwiał

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. freeimages
fot. freeimages

Dawno nie było  i tak smutno, jak w chwili, gdy Trybunał Konstytucyjny ogłaszał wyrok ws. uboju rytualnego. Tyle wielkich słów o wolności religijnej i prawach człowieka, by usprawiedliwić proceder, którego tak naprawdę usprawiedliwić się nie da. O ile ktokolwiek wie, o czym mówi. O ile  nie sprowadzi sprawy zabijania zwierząt do rangi abstrakcyjnego zagadnienia prawnego, oderwanego od życia. Tego przez duże „Ż”.

Zadałam sobie trud i wysłuchałam całego procesu w Trybunale Konstytucyjnym – od początku do końca. W ubiegłą środę stanowiska stron i pytania sędziów w zainicjowanej przez Związek Wyznaniowy Gmin Żydowskich sprawie zajęły blisko 10 godzin. Od początku przykre było to, że wśród osób przewidzianych do zabrania głosu – sąd nie przewidział nikogo, kto reprezentowałby środowiska obrońców zwierząt. Żadnego eksperta, etyka, zoologa.Jedynym weterynarzem występującym w roli eksperta był przedstawiciel ministerstwa rolnictwa, w którego obiektywizm można było z definicji powątpiewać. Czyż nie reprezentował bowiem resortu, który jako podległy PSL-owi jest żywo zainteresowany przywróceniem uboju? A jednak on jako jedyny był pytany o stopień cierpienia zwierząt, o ich emocje i stan psychiczny… Gwoli sprawiedliwości – sędziowie mieli możliwość zapoznania się z licznymi ekspertyzami innych środowisk, i niektórzy niewątpliwie to zrobili. Ale żywego głosu na sali ewidentnie brakowało.

Występujący w TK, w roli obrońców dotychczasowego prawa przedstawiciele Sejmu i Prokuratury Generalnej – reprezentowali stanowisko, iż wniosek należy oddalić, bo ubój religijny na potrzeby gmin w zasadzie i tak jest dopuszczalny. Nikt nie walczył o całkowity i bezwzględny jego zakaz. Problem polegał tylko na stwierdzeniu, czy wymaga on zmiany dotychczasowej ustawy o ochronie zwierząt oraz czy powinien być dopuszczony na skalę masową, czy też ograniczony jedynie do zaspokajania potrzeb lokalnych wspólnot religijnych. (Przypomnijmy w gminach żydowskich skupionych jest w Polsce ok. 8 tys. członków, podczas gdy skala uboju przed wprowadzeniem zakazu sięgała kilku milionów sztuk drobiu i ponad 160 tys. sztuk bydła).

Przy czym zarówno prokuratura jak i przedstawiciel Sejmu argumentowali, że prawa religijne Żydów i muzułmanów nie doznają uszczerbku, jako że mają oni dostęp do koszernego mięsa sprowadzanego zza granicy. Tłumaczyli, że ochronie prawnej podlega właśnie zagwarantowanie dostępu do takiego mięsa, nie sam ubój.

Sam sposób zabijania, nawet występujący w imieniu Żydów mec. Mikołaj Pietrzak uznał, w chwili szczerości – za wstrząsający. Co nie przeszkodziło mu dowodzić potrzeby jego szczególnego usankcjonowania przez Trybunał. Przy okazji zresztą użył kilku całkiem trafnych argumentów. A mianowicie, że polskie prawo dopuszcza zabijanie zwierząt bez ogłuszania w kilku znacznie mniej wzniosłych okolicznościach – m.in. podczas polowań, co jednoznacznie określił jako zabijanie dla zabawy. I trudno odmówić mu racji.. Tylko czy istnienie takiego mało chlubnego wyjątku – uzasadnia dopuszczenie innego , o wiele bardziej masowych skutkach?

Z kolei naczelny rabin Polski Michael Schudrich przekonywał, że szechita jest najbardziej humanitarną metodą zabijania zwierząt, wymyśloną i praktykowaną z szacunku dla nich… A że większość opinii naukowców świadczy, że jest wręcz przeciwnie? - Ja wolę wierzyć w opinie, które mówią co innego – wyznał z rozbrajającą szczerością Schudrich – sam skądinąd wegetarianin. Cóż każdy walczy o spokój sumienia – jak może. Także nie dopuszczając do świadomości bolesnej prawdy.

Podczas procesu pojawiło się też dość spopularyzowane już podczas ubiegłorocznych debat twierdzenie, chętnie wybijane przez przedstawicieli ministerstwa rolnictwa, że każdy ubój wiąże się z bólem, stresem cierpieniem, wręcz okrucieństwem i różnica między tradycyjnym, a żydowsko- muzułmańskim sposobem zadawania śmierci – jest w gruncie rzeczy niewielka.

Przypomnijmy: ubój rytualny zabrania pozbawienia zwierzęcia świadomości przed zadaniem śmiertelnego cięcia, przecinającego tętnicę i tchawicę. Przy czym nie wolno uszkodzić rdzenia kręgowego. Rzecz sprowadza się więc do spowodowania śmierci przez wykrwawienie. Zwierzę jest często pętane lub podwieszane głową w dół. W efekcie kona od kilkudziesięciu sekund do nawet kilku minut.

Ubój tradycyjny ( dużych zwierząt kręgowych) wymaga przed zadaniem śmierci – spowodowania całkowitej utraty świadomości. Śmierć zadawana jest przez przebicie mózgu, lub porażenie prądem. Trwa 2-3 sekundy.

Wszystkim nieprzekonanym co do różnicy między jednym, a drugim sposobem - polecam prostą wizualizację. Z sobą w roli głównej. Wyobraźmy sobie siebie w rękach dajmy na to radykalnych islamistów. Znanych z zamiłowania do podrzynania gardeł chrześcijanom. Śmierć jest nieodwołalna. Ale dostajemy wybór: ostateczne cięcie może być dokonane „ na żywca”, lub po uprzednim ogłuszeniu. Co wybierzemy? No właśnie…

Niestety tych setek zwierząt, które muszą zakończyć życie w rzeźni – nikt o to nie pyta…

Podczas procesu sędzia Teresa Liszcz dość przytomnie, zauważyła, że być może w czasach biblijnych właśnie szechita była najmniej drastyczną metodą zadawania śmierci. Alternatywy nie było. Ale nie dziś. Zwłaszcza, gdy ten proceder zaczęto uprawiać na skalę masową.

Niestety jej stanowiska nie podzieliła większość sędziów. Co gorsza – TK wydając wyrok uznający zakaz uboju rytualnego za niekonstytucyjny – uciekł od ograniczenia go potrzeb wspólnot wyznaniowych. Uznał go za niekonstytucyjny w ogóle. Celu - na jaki przeznaczane jest mięso - nie brał w ogóle pod uwagę. Tym samym otworzył drogę do uboju na cele komercyjne. Czego w gruncie rzeczy, przynajmniej formalnie Żydzi wcale się nie domagali. Czyli sytuacja wraca do tej jaka była przed ogłoszeniem zakazu. Rzeźnicy już pewnie liczą przyszłe zyski. ( Choć przez te dwa lata niewiele, albo wręcz nic nie stracili, zaczęli tylko eksportować mięso na inne rynki). No ale skoro można zarobić więcej…

Jedynym jasnym punktem dzisiejszego orzeczenia były stanowiska odrębne pięciorga sędziów TK. Jakkolwiek różnie rozkładali akcenty – wszyscy sprzeciwiali się przywróceniu uboju na skalę komercyjną.

Osoby współczujące zwierzętom maja prawo do wolności od niepokoju o los zwierząt traktowanych tak masowo

-– powiedziała sędzia Teresa Liszcz.

Istnieje norma moralna, która wyklucza zadawanie nadmiernych cierpień zwierzętom

-– mówił Piotr Tuleja.

Konieczne jest wyważenie pomiędzy cierpieniem innych istot, a prawami religijnymi

-– argumentowała Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz.

Sędziowie nie zgadzający się z ostatecznym werdyktem zwracali też uwagę na demoralizujący aspekt takiej formy uboju dla całego społeczeństwa, które znęcania się nad zwierzętami nie toleruje. Jak również całych grup zawodowych zaangażowanych w ten proces. Zagadnienie moralności było istotne o tyle, iż polska Konstytucja stanowi, że swobodę praktyk religijnych można ograniczyć między innymi wtedy, gdy stanowią zagrożenie dla powszechnie obowiązującej moralności. Dlatego np. nie jest dopuszczalne w Polsce ani wielożeństwo, ani składanie ofiar ze zwierząt, ani rytualne obrzezanie kobiet ani wiele innych motywowanych religijnie obrzędów. Niestety dzisiejszym wyrokiem ubój rytualny został z tej grupy wyłączony.

Tak czy owak pięć zdań odrębnych to dużo. I wskazuje, że sprawa wcale nie była wcale jednoznaczna.

Obrońcy praw zwierząt zwracają uwagę, że wyrok TK jest regresem w myśleniu polskiego prawa, które redukuje żywe stworzenia do roli przedmiotu rytuału religijnego. Prawdopodobnie więc sprawa na tym werdykcie się nie skończy. Choć zmienić stan prawny - będzie bardzo trudno.

Teraz najpilniejszą sprawą wydaje rozstrzygnięcie ustawowe, które może ograniczyć to, od czego umył ręce TK. To znaczy zawęzić cały proceder zabijania zwierząt bez ogłuszania do potrzeb wyłącznie religijnych, tych wspólnot, które żyją na terenie Polski. To, o ile się nie mylę, leży wciąż w gestii Sejmu. Półtora roku temu znalazła się wśród naszych posłów większość, której los zwierząt nie był obojętny. Praktycznie we wszystkich klubach. No, może poza PSL-em..Czy znajdzie się po raz drugi? Czy przy dzisiejszym układzie sił w koalicji jest to realne? Co prawda PSL-owi nie przybyło głosów, ale jego pozycja po wyborach z pewnością wzrosła. Co na to Ewa Kopacz, która rok temu deklarowała się jako zdecydowana przeciwniczka takiego uboju? Warto tego przypilnować. Inaczej zamiast krajem mlekiem i miodem płynącym staniemy się europejską rzeźnią, ociekającą krwią…

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych