Policjant, który znalazł wyziębionego Adasia: "Modliłem się cały czas!"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.TVP Info/wPolityce.pl
Fot.TVP Info/wPolityce.pl

Prof. Janusz Skalski - lekarz, który opiekował się 2-letnim Adasiem, powrót chłopca do świata żywych nazwał cudem. Jak dowiedział się „Gość Niedzielny” o ten cud modlił się m.in. policjant, który znalazł wyziębione dziecko. Jednak żadne z mainstreamowych mediów o tej modlitewnej „odsieczy” nie wspomniało ani słowem.

Tak, modliłem się cały czas!

— wyznaje komendant Michał Godyń w rozmowie z Joanną Bątkiewicz-Brożek.

W gabinecie na komisariacie w Krzeszowicach, gdzie pracuje, obok godła państwowego znajduje się krzyż.

Policjant modlił się do św. Judy Tadeusza.

Muszę znaleźć teraz parafię ze św. Judą Tadeuszem i mu podziękować. Od kiedy byłem ministrantem, zawsze do niego się zwracałem. Podobał mi się jakoś, skuteczny był. Mój katecheta też Tadeusz miał na imię

— wspomina komendant.

Nikt wcześniej go o to nie pytał. Co więcej, mainstreamowym dziennikarzom najwyraźniej przeszkadzało to, że swojej wiary nie wstydzi się również w miejscu pracy.

Jak tu przyjechała pierwsza ekipa i zobaczyli krzyż, zaproponowali, żebyśmy zmienili pokój. A druga ekipa robiła tylko z pucharami

— opowiada komendant Godyń.

Już samo odnalezienie Adasia to splot wyjątkowych wydarzeń. Podczas porannej Mszy św. ksiądz prosił wiernych, żeby ci zaangażowali się w poszukiwanie chłopca, modlono się o jego odnalezienie. Pierwsza nad brzegiem strumyka Adasia zobaczyła Janina Izdebska, właśnie gdy wracała z kościoła do domu.

Kiedy zobaczyłam dziecko, zaczęłam wołać o pomoc. Podbiegł policjant i zaczął go reanimować

—opowiadała pani Janina „Gazecie Krakowskiej”.

Mainstreamowe media słowa prof. Skalskiego o cudzie interpretowały jako objaw skromności. Bardzo starały się dowieść, że chłopca udało się uratować tylko dzięki profesjonalizmowi policjanta i lekarzy. A tymczasem prof. Skalskiemu chodziło o cud, który jest dowodem na działanie Boga.

Jeśli ktoś jest pozbawiony mistycznego spojrzenia, to może byłby w stanie to wytłumaczyć. Jestem przekonany, że tu był czynnik transcendentny, czyli szczypta mistycyzmu, która w naszym zawodzie jest przydatna. Czasem potrzeba bodźca, który uruchamia machinę

— tłumaczył „Gościowi Niedzielnemu”.

Czytaj także: Stał się cud! Dwuletni Adaś ma się coraz lepiej Lekarz, który uratował Adasia: „Nie jesteśmy bogami. Jesteśmy normalnymi ludźmi”

bzm/gosc.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych