Co dalej z pomysłem Siemoniaka? Gen. Polko: Nie ma sensu reorganizować NSR. Trzeba tę formację zbudować od nowa. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. youtube/tvn24.pl
fot. youtube/tvn24.pl

To nie może być partyzantka w najgorszym rozumieniu tego słowa - to nie może być udawanie, że coś się robi, po to, żeby poprawić sobie sondaże, czy wyniki. To musi być naprawdę dobra jakość - żyjemy w XXI wieku i nie możemy sobie pozwalać na taką chałturę, z którą mamy teraz do czynienia

— komentuje gen. Roman Polko plany Ministerstwa Obrony Narodowej reorganizacji Narodowych Sił Rezerwy.

wPolityce.pl: - Czy Polska jest dzisiaj przygotowana na ewentualny konflikt z Rosją?

Gen. Roman Polko: — Tak naprawdę, to żadne państwo w Europie nie jest przygotowane na konflikt z Rosją. I to nie tylko pod względem potencjału, ale najgorsze jest to, że do tej pory nikt tego nie brał poważnie pod uwagę. Nie przygotowywano żadnych planów strategicznych - nie tylko jak samemu się bronić, bo wiadomo, że żadne państwo przed Rosją nie jest w stanie samo skutecznie się bronić - ale też jak działać jako sojusz natowski, czy jako Unia Europejska.

To jest niesamowite, że przy tej nieobliczalnej postawie Putina, przy tych sygnałach, które mieliśmy - po ataku na Gruzję, po tym jak mówił, że Ukraina właściwie nie jest państwem, że takich scenariuszy nie przygotowano.

Żeby skutecznie się bronić, trzeba posiadać wystarczającą siłę odstraszania, po to, żeby potencjalnemu agresorowi nie opłacało się atakować. Rozumiem, że w tej chwili takiej jeszcze nie mamy, ale co powinniśmy zrobić, żeby kiedyś ją posiąść?

— Rzeczywiście, ciągle powtarzamy, że NATO nas obroni, a prawda jest taka, że pomaga się silnemu. Jeżeli więc sami nie zadbamy o własne bezpieczeństwo, to trudno będzie liczyć na pomoc sojuszników, która tak naprawdę jest ich decyzją polityczną. Widzieliśmy, co się działo na Krymie, kiedy sami Ukraińcy tak naprawdę sobie nie pomagali. Stąd też właściwie brało się przyzwolenie Europy i świata na to, żeby sobie Rosjanie ten Krym wzięli, no i wzięli bez najmniejszych przeszkód.

Dlatego powinniśmy budować potencjał, nie tylko ten militarny, ale również i gospodarczy - wojny toczą się dziś na wielu obszarach, nie tylko tym kinetycznym. Przede wszystkim jednak, to, co jest bardzo istotne, to silne morale, poczucie patriotyzmu. Doskonale to widać np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie niedawno brałem udział w maratonie marines. Oni to robią świetnie - piękna obstawa wojskowa, flagi, zdjęcia, poczucie patriotyzmu, poklepywanie po plecach żołnierzy, którzy służyli w Afganistanie, w Iraku - robili to przecież dla naszego kraju. To jest zarówno wzruszające jak i budujące wspólnotę.

My również powinniśmy się troszczyć o pozytywne podejście do służb mundurowych, do żołnierzy, którzy wykonują misje. To będzie odgrywało kluczową rolę i napędzało pozytywną selekcję do szeregów armii. Chodzi o to, żeby armia nie była negatywnym wyborem dla tych nieudaczników, tych, którym nic w życiu nie udało się, więc idą do Narodowych Sił Rezerwy, bo tam nikt nie chce iść.

Konkretnie mówiąc powinniśmy mieć profesjonalną armię - trzon profesjonalnej armii, zdolnej do natychmiastowego reagowania, kiedy coś się dzieje, w czasie liczonym w godzinach, a nie w dniach czy tygodniach.

Oczywiście żadnej wojny nie wygra się bez rezerw, bez tego silnego kręgosłupa moralnego. A tutaj też jest ogromny potencjał - jest wiele organizacji paramilitarnych, które same tworzą jakieś struktury siłowe. Ale tak się dzieje, jak się wydaje w odpowiedzi na tę bezradność MON-u, które nie potrafi stworzyć czegoś na wzór Gwardii Narodowej, tylko stworzył instytucję w postaci Narodowych Sił Rezerwy, czyli taką wirtualną rzeczywistość - nie ma bowiem kompanii Narodowych Sił Rezerwy, nie ma batalionu, to są takie „zapchaj-dziury” w etatach różnych jednostek. I nieszczęśliwi są ci żołnierze, którzy trafiają do tych jednostek, bo nie są kompetentni, żeby odpowiednio wypełniać zadania na stanowiskach, na które ich przydzielono i równie nieszczęśliwi są dowódcy, bo dostają „sztukę” żołnierza, który niby jest na etacie, ale tak naprawdę nic nie potrafi.

Wspomniał Pan o Gwardii Narodowej, które stanowią poważną część potencjału obronnego USA. Nasze Narodowe Siły Rezerwy przez lata były lekceważone i dopiero teraz zaczęto zastanawiać się, co z nimi zrobić. W listopadzie, według zapewnień MON i BBN ma powstać nowa koncepcja funkcjonowania NSR, jako bardziej zwartych oddziałów. Jak Pan ocenia te plany?

— Samo stwierdzenie, że to będą oddziały bardziej zwarte wywołuje we mnie śmiech. Te jednostki w ogóle nie są zwarte, nie tworzą struktur samych w sobie.

Kiedyś myślałem, że nic gorszego niż PRL-owska Obrona Terytorialna nie może się już przytrafić. Liczyłem na to, bo taka też była wolna choćby śp. ministra Aleksandra Szczygły - po to powstaje gwardia, żeby utrzymać więź ze społeczeństwem, żeby wykorzystać ten ogromny potencjał, który jest w ludziach - silnych, mocnych, pewnych swej pozycji na rynku, ale jednocześnie chcących zawodowo służyć Rzeczpospolitej. Zamiast tego utworzono coś, co jest zaledwie przejściówką do zawodowej służby. Te fundamenty są kiepskie. Tak naprawdę nie ma sensu reorganizować Narodowych Sił Rezerwy, tylko tak naprawdę trzeba to zbudować od nowa.

Ale powiem panu, dlaczego jest taka niechęć, żeby to naprawdę zrobić i ta myśl pojawia się tylko przed wyborami, po to, żeby poprawić sobie image i pokazać w ten sposób troskę o bezpieczeństwo kraju. Otóż bierze się to z tego powodu, że dzisiaj Polacy są wykształceni, przygotowani i jeżeli rzeczywiście będziemy prowadzić pozytywną selekcję, to oni nie pozwolą sobie, żeby ich skoszarować i żeby ich wykorzystywać do nieistotnych rzeczy, bez sprzętu, bez infrastruktury, bez odpowiedniego zabezpieczenia, bo wielu z nich w organizacjach skautowskich, harcerskich, strzeleckich, szkoli się na lepszym poziomie niż jak to zademonstrował minister Klich i czynią to Narodowe Siły Rezerwy.

Czyli według Pana, nie ma przyszłości przed Narodowymi Siłami Rezerwy?

— Bardzo podoba mi się myśl, stworzenia czegoś, z czego można być dumnym, chociażby nawiązując do tradycji - poprzez nazwę Armii Krajowej. Wiem, że ona też się pojawia w wypowiedziach ministra Siemoniaka, ale właśnie o to chodzi. Jeżeli jednak ma nawiązywać do najlepszych tradycji polskiej walki przeciwko okupantowi, budowania polskich zdolności obronnych, żeby można było z tego być dumnym, to musi mieć jakąś jakość. W tej chwili, ci ludzie, którzy są wcielani do Narodowych Sił Rezerwy w zasadzie ćwiczą musztrę, strzelanie z odpowiednio przygotowanych pozycji, co w żaden sposób nie przygotowuje i nie buduje zdolności do działań w rzeczywistych warunkach i nie poprawia bezpieczeństwa kraju.

Potrzebna jest - co widziałem w Illinois - dobra infrastruktura, dobry sprzęt, profesjonalni dowódcy, którzy będą to budować od podstaw. Tego nie da się zrobić na zasadzie: „zbierzmy ludzi i róbmy coś tam i jakoś to będzie”. To nie może być partyzantka w najgorszym rozumieniu tego słowa - to nie może być udawanie, że coś się robi, po to, żeby poprawić sobie sondaże, czy wyniki. To musi być naprawdę dobra jakość - żyjemy w XXI wieku i nie możemy sobie pozwalać na taką chałturę, z którą mamy teraz do czynienia.

Ale rozumiem, że to nadal powinna być formacja ochotnicza?…

— Tak, oczywiście, ale też ochotników przecież nie brakuje. Spotkałem wielu, wspaniałych ludzi - informatyków, biznesmenów, którzy mają w sobie tę pasję, chęci, wolę służenia, zrobienia czegoś dla Ojczyzny. Ale przez to, że spotykają się z głupotą i taką siermiężnością na wszystkich szczeblach dowodzenia, to dlatego powstają te wszystkie formacje bojowe poza wojskiem, bo okazuje się, że w strukturach i przy wsparciu wojska nic sensownego i solidnego zrobić nie można.

A czy w tej nowej rzeczywistości - zagrożenia ze Wschodu - nie powinniśmy powrócić do powszechnego poboru?

— Nie ma potrzeby wracania do powszechnego poboru - przymusowej służby, skoro mamy tak wielu ochotników, tak wiele chętnej młodzieży. Pojutrze jadę do klasy mundurowej w Lędzinach, gdzie uczy się najzdolniejsza młodzież - to nie jest tak, że trafili tam, bo do niczego się nie nadawali. Mamy naprawdę wielu wspaniałych ochotników, którzy chętnie by służyli jako ochotnicy. Najpierw więc zagospodarujmy ten potencjał. Jeśli okaże się, że wciąż brakuje, to wtedy będziemy mogli myśleć nad innymi sposobami wzmocnienia armii, nad inną motywacją.

Rozmawiałem też z izraelskimi żołnierzami - rezerwistami. Oni za ten miesiąc służby w roku poświęcony ojczyźnie praktycznie nie dostają żadnego wynagrodzenia - jakiś tam marny żołd. Ale oni mają poczucie, że w tej służbie się realizują, że ich potencjał intelektualny, ich zdolności są wykorzystywane.

U nas wciąż tego brakuje. Zagospodarujmy najpierw ten nasz potencjał. Jestem bowiem przeciwny, żeby wracać do takiej służby z poboru, która kojarzy się z różnego rodzaju patologiami i systemem szkolenia - rocznym na końcu - kiedy dochodzimy do jakiegoś przeciętnego etapu wyszkolenia i wtedy się kończy a zarówno zawodowi żołnierze jak i nowa grupa znów się uczy, szkoli od nowa ale tylko na takim poziomie szkoły podstawowej.

Rozmawiał Krzysztof Karwowski

CZYTAJ TAKŻE: Siemoniak we „wSieci”: Chcemy stworzyć Gwardię Narodową. Sprawdź, co planuje MON!

Więcej w najnowszym numerze „wSieci”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych