Za: wybrzeze24.pl
Pamiętam ten dzień.
Pamiętam tę pogodną, słoneczną ale bez męczącego upału, długą, długą niedzielę 4 czerwca 1989.
Niekończące się kolejki ludzi wierzących mimo wszystko, przed punktami wyborczymi, od rana do wieczora. A przecież było wtedy tylko około 62 proc. frekwencji; komunistom zawsze wychodziła 99 procentowa frekwencja, choć przed punktami niemal nikogo się nie widywało.
U mnie głosowało się w szkole podstawowej, solidnym budynku z lat dwudziestych, jedynym w tej części Woli, który ocalał z wojny. Czternastoletnim małym fiatem objeżdżałam Wolę i Żoliborz jako reporterka wyborczego Radia „Solidarni”. Bagażnik już od dawna się nie otwierał, drzwiczek nie dało się zamknąć na kluczyk, ale co tam, inni nie mieli nawet takiego.
Tłumy, tłumy na ulicach. W twarzach ludzi widać było determinację pięćdziesięciu lat oczekiwania na wreszcie choćby częściowo wolne wybory. Młodzi, starzy o laseczkach, ci w średnim wieku z wózkami dziecięcymi i małymi dziećmi z biało-czerwonymi chorągiewkami. Twarze ludzi łagodne, ale stanowcze. Stoliczki zwolenników z materiałami wyborczymi, pożal się Boże, folderami drukowanymi jak zwykle gumowymi czcionkami z „Małego Drukarza”. W kilku miejscach zamieszanie – na Żoliborzu zagrzewali do awantury dziwni faceci od szanowanego mecenasa Władysława Siły-Nowickiego, obrońcy politycznego, który ku zdumieniu solidarnościowców zdecydował się konkurować tu z Jackiem Kuroniem. Determinacja kazała głosować na jedną, tę samą listę, żeby wygrać jak najwięcej, choć „Solidarność Walcząca” z Andrzejem Gwiazdą i Anną Walentynowicz przestrzegała przed takimi wyborami, a kilkanaście prominentnych osób „Solidarności”, m.in. Aleksander Hall, Tadeusz Mazowiecki, Jan Olszewski i Adam Strzembosz, zdecydowało, że nie będzie kandydować, jeżeli do wyborów nie dopuści się takich osób, jak choćby Kornel Morawiecki.
Miasto oblepione twarzami kandydatów, którzy sfotografowali się z Wałęsą. Piękny plakat z Gary Cooperem, szeryfem wszechczasów, i chłopczykiem, od 1980 roku rosnącym razem z „Solidarnością” w kolejnych wersjach plakatu. W piątek 2 czerwca – później niż późno, ale zawsze – ukazał się pierwszy numer reaktywowanego po ośmiu latach „Tygodnika Solidarność” pod redakcją Mazowieckiego, za chwilę premiera, w satyrycznych szopkach telewizyjnych pokazywanego w następnych latach jako Żółw. Nakład 400 tys. egzemplarzy, pismo tak oczekiwane, ale niestety od początku nudne i zbyt wyszukane intelektualnie w swoich kobylastych artykułach. Ku powszechnemu zdumieniu w sobotę 3 czerwca Wałęsa zadeklarował w telewizji, że zagłosuje także na listę krajową PZPR.
I wieczór pełen oczekiwania. Następnego ranka pierwsze doniesienia o wynikach. Wygląda na to, że dostaliśmy z listy sejmowej wszystko (prócz jednego), co było możliwe, a lista „krajowa”, partyjniaków, co „musieli” wejść, padła – tylko dwie osoby przekroczyły wymaganą połowę głosów. Wszyscy się śmiali, że jeden z nich nieskreślony, bo ostatni na liście, ludzie przekreślali ją z góry na dół i czasem kreska nie dosięgnęła końca kartki.
Głuche milczenie. Po południu robię wywiad dla „Radia Solidarni” z dziennikarzem z kręgu Kuronia, Krzysztofem Wolickim. Komentarz dziwny, ostrożny, co będzie, jeżeli rzeczywiście…, lista krajowa nie może paść…
Następnego dnia konferencja prasowa. Ostrożne wyjaśnienia, niezrozumiałe w ustach naszych idoli. Geremek już w „Gazecie Wyborczej” powiedział: „Wybory niczego nie zmieniły, bo zmienić nie mogły”, a potem skomentował:
„W dniu, który powinien być dniem wielkiego szczęścia, myślałem głównie o zagrożeniu”.
W niewielkiej salce dzikie tłumy, żądające wyjaśnień; skąd ta konsternacja, przecież wygraliśmy!
A więc była umowa. No cóż, właściwie zrozumiałe. Ale co jeszcze zawierała?
To był początek prawdziwego rozłamu. Od tej chwili zaczynają się dziwne oczekiwania i przemilczenia, Jaruzelskiemu na prezydenta znowu posłowie „Solidarności” pomagają wygrać, choćby tym jednym głosem. A potem „gruba kreska” Mazowieckiego, podobno źle zrozumiana. Przekonaliśmy się wkrótce, że zrozumiana aż za dobrze.
Od tej chwili wszystko było już inaczej, również między nami. Za dużo było tych umów, także w następnych latach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/694314-pamietny-dzien-4-czerwca-to-byl-poczatek-rozlamu