„Światowa wojna Putina. Tajne operacje Rosji mające na celu zniszczenie Zachodu” to tytuł nowej książki Jessikki Aro, fińskiej dziennikarki, która zdecydowała się opowiedzieć światu, w jaki sposób Kreml niemilitarnymi sposobami atakuje państwa zachodnie. Najważniejszym – i najszerzej opisanym, bo na ponad 100 stronach – przykładem takich działań Moskwy jest katastrofa smoleńska. Aro wiele lat przyglądała się tej sprawie, studiowała niezliczone materiały – oficjalne raporty, wypowiedzi, publikacje prasowe, rozmawiała z wieloma osobami zajmującymi się tragedią z 10/04. Teraz chce, aby światowa opinia publiczna otworzyła oczy i przestała być manipulowana przez rosyjską propagandę. Sama przeszła przez ten trudny proces, do czego publicznie się przyznaje.
Miałem przyjemność gościć w Helsinkach na zaproszenie największego fińskiego wydawnictwa WSOY, uczestniczyć w spotkaniach promocyjnych książki i wygłosić przemówienie o katastrofie z perspektywy 14 lat.
Opowiadałem więc m.in. o „biznesowym” tle naszej narodowej tragedii – czyli polsko-rosyjskich rozmowach gospodarczych toczących się równolegle z przygotowaniami do uroczystości w Katyniu oraz później równocześnie z „wyjaśnianiem” katastrofy. O podpisaniu umowy gazowej, gdy „nie przeszkadzał” już w tym Lech Kaczyński. O chorej chęci polskiego premiera i szefa MSZ udowodnienia światu, że Rosję da się „ucywilizować”. O pełnej gotowości rosyjskich służb 10 kwietnia i obecności natychmiast po katastrofie na jej miejscu m.in. OMON-u i Specnazu. O fałszywych wrzutkach ruskiej propagandy odnośnie rzekomych czterech podejściach do lądowania i nieznajomości przez polską załogę języka rosyjskiego. O zgodzie polskiego rządu na badanie tragedii według nieadekwatnej w tym przypadku – bo dotyczącej cywilnych, a nie wojskowych samolotów – konwencji chicagowskiej. O złamaniu procedur przez rosyjskich kontrolerów, fałszywym naprowadzaniu przez nich polskiej maszyny i późniejszym uniemożliwieniu przez rosyjskie władze postawienia im zarzutów. O niedopuszczeniu polskich śledczych do rutynowych działań na miejscu zdarzenia, fałszowaniu i ukrywaniu dowodów. O upokorzeniu naszych prokuratorów w Smoleńsku w 2018 r. i uniemożliwieniu przesłuchania świadków (jak tłumaczyli Rosjanie, spośród pięciu wskazanych przez polską stronę, dwóch zmieniło miejsce zamieszkania i nie było już z nimi kontaktu, kolejnych dwóch już nie żyło, a piąty uległ wypadkowi i… stracił pamięć). Wreszcie – o odnalezieniu na wraku tupolewa śladów materiałów wybuchowych, spacyfikowaniu redakcji, która to ujawniła i późniejszych manipulacjach wojskowej prokuratury oraz Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji.
Obok mnie przemawiali też Mateusz Kochanowski, syn śp. Janusza Kochanowskiego oraz Grzegorz Januszko, ojciec najmłodszej ofiary katastrofy, Natalii Januszko, którzy opowiadali, jak poniewierane przez polskie władze przed 2015 r. i jej akolitów były rodziny ofiar katastrofy, jak fałszowano dokumentację medyczną i bezczeszczono ciała ofiar, których szczątki w haniebny sposób składano do zalutowanych trumien.
W 2010, gdy samolot prezydenta zbliżał się do lotniska w Smoleńsku, rozbił się. Wszyscy na pokładzie zginęli. Kreml był na to przygotowany. Ówczesny rosyjski premier Władimir Putin przejął tzw. śledztwo, a jego ówczesny polski odpowiednik wraz ze swoim rządem poszli jego śladami. Kreml zamienił media w broń. Rozpoczął wielowymiarową międzynarodową kampanię mającą prania mózgów, by przekonać opinię publiczną, że przyczyna katastrofy leżała po polskiej stronie – piloci rzekomo wykonywali rozkazy dowódcy Sił Powietrznych, który według sfałszowanego rosyjskiego śledztwa miał być pod wpływem alkoholu. Jak suflowała kremlowska narracja, rozprzestrzeniona przez zachodnie media, to Lech Kaczyński miał ostatecznie doprowadzić do tragedii, naciskając na załogę, by lądowała przy złej pogodzie. Te kłamstwa oraz niekończący się ciąg innych fake newsów wciąż jest mocno zakorzeniony w świadomości międzynarodowych odbiorców
— mówiła w Helsinkach Jessika Aro. Wskazywała, że rosyjskie kłamstwa na temat okoliczności katastrofy znajdziemy zarówno w Wikipedii, jak i poświęconym tej tragedii odcinkowi popularnej serii National Geographic „Katastrofy w przestworzach”.
Autorka przyznała, że sama latami wierzyła w tę dezinformację.
Gdy doszło do katastrofy, zajmowałam się tematyką międzynarodową w największej fińskiej gazecie. Byłam przekonana, że jestem dobrze poinformowana. Ale siedem lat później zaczęłam tej sprawie przyglądać się bliżej. (…) Odkryłam, że niezależnego i uczciwego śledztwa w tej sprawie nigdy nie przeprowadzono, choć dowody wskazywały na wszechobecne odciski palców kremlowskich służb. (…) Okazało się również, że niezależni polscy dziennikarze i badacze, którzy wskazywali na związki Kremla z katastrofą, byli zwalniani z pracy i wyzywani od zwolenników teorii spiskowych oraz propagandystów prawicowej partii PiS. (…) Naprawdę potrzebowałam terapii, po tym, jak zobaczyłem, że polskie władze nie zaopiekowały się ani rodzinami ofiar ani śledztwem. Byłam zszokowana, że ani społeczność Unii Europejskiej ani NATO nie chciały zrozumieć, kto zabił przywódcę jednego z ich państw członkowskich.
Aro dodała tu, że do dziś wisi nad nią wątpliwość, czy zachodnia architektura bezpieczeństwa jest przygotowana do obrony swoich obywateli przed terrorystycznymi atakami z Kremla.
Po niej głos zabrał Mateusz Kochanowski, który w niezwykle wzruszających słowach wspominał swojego ojca.
Wiosną 1940 r. w rosyjskim Katyniu 22 tysiące polskich jeńców wojennych zostało zamordowanych strzałem w tył głowy. W tym samym czasie w Częstochowie urodził się mój ojciec, Janusz Kochanowski. Prawnik, dyplomata, Rzecznik Praw Obywatelskich. (…) Był dla mnie postacią o wyjątkowym autorytecie i imponującej mądrości. Kochałem go, szanowałem i podziwiałem. Do dziś rzadko się zdarza, żeby ktoś zrobił na mnie tak duże wrażenie jak on. Polska potrzebowała takich ludzi. Bardzo nam go brakuje.
Wskazał, że w tamtym czasie państwa Zachodu prowadziły politykę resetu z Rosją, a przodował w niej polski rząd Platformy Obywatelskiej, zaś prezydent Lech Kaczyński był tym, który wielokrotnie ostrzegał przed Moskwą i jej imperialnymi ambicjami, za co był często atakowany. Mateusz wspomniał, że w czasie swojej prezydentury głowa naszego państwa była poddawana nieustannej kampanii nienawiści przez drugą stronę politycznego sporu i sprzyjające jej media.
Warto uświadomić sobie, kim byli pasażerowie samolotu 10 kwietnia, jaką Polskę reprezentowali. To były historycznie ważne postacie polskiego życia publicznego. Uosabiali ideę silnej i niezależnej Polski, w przeciwieństwie do sił politycznych chcących bliższych relacji z Niemcami i resetu z Rosją. Ludzie Platformy Obywatelskiej reprezentowali inną mentalność, jeśli chodzi o politykę zagraniczną. Można tu wskazać na obecnego ministra kultury, który powiedział w wywiadzie – tu cytat – „Polska zawsze będzie krajem peryferyjnym. W naszym interesie jest rezygnacja ze snów o podmiotowości. Tylko wówczas w spokoju będziemy mogli korzystać z dobrodziejstw naszego peryferyjnego położenia. Jesteśmy wewnętrzną gospodarką Niemiec, wywijanie szabelką to samobójstwo.” Takiego sposobu myślenia nigdy nie podzielali ci, którzy zginęli w Smoleńsku.
Mateusz Kochanowski mówił też m.in. o zaniedbaniach polskich władz przy organizacji lotu i oddaniu śledztwa Rosji natychmiast po katastrofie, które de facto było pozorowane. O niszczeniu wraku samolotu przez rosyjskie służby i przetrzymywaniu go do dziś. O bezładnym wrzuceniu szczątków ofiar do plastikowych worków bez przeprowadzenia sekcji zwłok, nieotwarciu ich w Polsce i szybkim pogrzebaniu. O bliźniaczo podobnych raportach rosyjskim i polskim. Wreszcie – o kampanii nienawiści skierowanej wobec tych, którzy podważali oficjalne ustalenia.
Przypomniał, że w Rosji na porządku dziennym są polityczne morderstwa – Anny Politkowskiej, Aleksandra Litwinienki, Borysa Niemcowa, Natalii Estemirowej, Siergieja Magnickiego. A jej władze uciekały się nawet do ataków terrorystycznych na własnych obywateli, by mieć pretekst do inwazji na Czeczenię. Wskazał, że każdego roku ofiarami zabójstw padają tam dziennikarze.
Śmiało możemy stwierdzić, że Rosja jest państwem terrorystycznym. Czy jest zatem absurdem myśleć o katastrofie w Smoleńsku nie jako zwykłym wypadku, lecz zaplanowanym działaniu? (…) Ofiary zasługują na prawdę, a ich rodziny, by móc spokojnie żyć dalej. Za sposób, w jaki wielu polityków oraz dziennikarzy zachowywało się w tej sprawie – i zachowuje do dziś – ofiary i ich rodziny zasługują na przeprosiny.
Grzegorz Januszko zwrócił uwagę zebranych na skandaliczne wydarzenia w Moskwie przy procesie identyfikacji ciał i kłamstwa kierowane do rodzin ofiar przez ówczesną polską minister zdrowia Ewę Kopacz.
Kłamała, jakoby sekcje zwłok były prowadzone „ramię w ramię” przez rosyjskich i polskich medyków. Na spotkaniu z rodzinami, które przyleciały do Moskwy, już w niedzielny wieczór twierdziła, że wszystkie badania DNA zostały przeprowadzone. To fizycznie niemożliwe, co potwierdzi każdy student pierwszego roku medycyny. (…) Rodziny zostały poddane „terapii szokowej”. W czasie procesu identyfikacji osobiste rozpoznawanie przez bliskich jest ostatnim etapem - po badaniu odcisków palców, DNA, dentystycznym, oględzinach znaków szczególnych, takich jak blizny czy tatuaże. (…) Kolejnym istotnym faktem z tego spotkania była jej wypowiedź, byśmy „przyglądali się uważnie, bo nie będzie drugiej okazji, gdyż trumny nie będą ponownie otwierane”.
Ojciec Natalii Januszko opowiadał o uruchomionej przez rząd kampanii mającej na celu obrócenie opinii publicznej przeciwko rodzinom, m.in. suflując dziennikarzom, jakie odszkodowania otrzymają bliscy zmarłych. „Intencją tych działań było, jak sądzę, pokazanie rodzin jako chciwych, a nie wdzięcznych” - konstatował. Wspomniał o spotkaniu z Donaldem Tuskiem, na które premier przyprowadził nawet księdza, zapewniającego zrozpaczonych ludzi, że ich bliscy zostali złożeni do trumien z pełnym szacunkiem, że ich szczątki umyto i mogą spać spokojnie. Dopiero po latach okazało się, jakim kłamstwem były te słowa – wiele ofiar zostało bowiem umieszczonych w niewłaściwych trumnach. Ciała były brudne, ubłocone, a w workach odnajdywano śmieci, gałęzie, szmaty z rosyjskiego prosektorium, a nawet niedopałki papierosów.
Grzegorz Januszko opowiedział zebranym o makabrycznych odkryciach w wyniku zarządzonych przez Prokuraturę Krajową w 2017 r. ekshumacji:
W jednym z grobów znajdowały się dwie głowy i cztery miednice. W grobie naszej córki znajdowały się szczątki sześciu innych ofiar. Szczątki 69 ofiar zostały błędnie złożone do 26 grobów. (…) Do trumny naszej córki wrzucono trzy pary butów.
Jak stwierdził, po 14 latach wnioski są wręcz depresyjne:
96 osób zostało zabitych. Wśród nich wiele ważnych postaci życia publicznego, na czele z prezydentem. (…) Ale warto na tę tragedię spojrzeć też z innej perspektywy i uświadomić sobie, że byli tam też młodzi ludzie, jak funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu, którzy następnego dnia planowali uczyć swoje dzieci jazdy rowerem, młode kobiety - jak moja córka - która nie mogła się doczekać wymarzonej podróży do Stanów Zjednoczonych, dokąd miała lecieć dwa dni później jako stewardesa z premierem. Prezydent był dumnym i ukochanym przez wnuczki dziadkiem. Życie Janusza Kochanowskiego zostało przedwcześnie przerwane, zanim zdążył poznać swoje wnuki. Jest wiele znanych cytatów na temat historii, która lubi się powtarzać. Ten, który zapamiętałem najlepiej, brzmi: „Jeśli historia się powtarza, za każdym razem płacimy za to wyższą cenę”. Ta tragedia stanowi ostrzeżenie dla wszystkich ludzi i krajów stawiających opór Rosji, które nie chcą stać się kolejną cegłą w murze Kremla („Another brick in the Kremlin wall”).
Po spotkaniach promocyjnych usłyszałem wiele entuzjastycznych słów z ust fińskich dziennikarzy, przedstawicieli organizacji pozarządowych czy osób związanych np. z branżą wydawnictw lotniczych.
Finowie otwierają oczy ws. tragedii z 2010 r. i wiele wskazuje, że to z ich kraju pójdzie impuls, który przełamie fałszywe postrzeganie katastrofy smoleńskiej w oczach międzynarodowej opinii publicznej.
Większość liczących się fińskich mediów nie tyle odnotowała ukazanie się książki i spotkania, w których uczestniczyliśmy, co obszernie je zrelacjonowała, przywołując wiele szczegółów, jakie padały z helsińskiej sceny.
Można je znaleźć m.in.
Książka już wywołała szeroką dyskusję nie tylko w samej Finlandii. Na pewno ukaże się w pięciu krajach – poza ojczyzną Aro będą to Szwecja, Czechy, Węgry i Niemcy. Trwają rozmowy z wydawcami w kolejnych państwach, w tym w Polsce.
„Światowa wojna Putina” to jednak nie tylko Smoleńsk. W kolejnych rozdziałach Aro opisuje również inne rosyjskie operacje wymierzone w państwa Zachodu – działalność niemieckiej redakcji należącej do Rosjan agencji Ruptly; farmę trolli w Ghanie próbującą za pomocą mediów społecznościowych grać na rasowe podziały w USA; wykorzystywanie protestów społecznych do destabilizowania sytuacji w różnych krajach czy hybrydowe ataki na Estonię. Autorka pochyla się także nad oficjalnie formułowanymi przez rosyjską generalicję założeniami kremlowskiej doktryny wojskowej oraz nad wykorzystywaniem w swoich operacjach patriarchy Cyryla.
Łatwo przewidzieć, jak jej książka będzie komentowana w naszym kraju. Z lewicowo-liberalnych środowisk politycznych i komentatorskich posypią się wyzwiska, oskarżenia o sianie teorii spiskowych i poddanie się propagandzie Prawa i Sprawiedliwości. Tylko że będzie to ślepa uliczka, bo Jessikka Aro kategorycznie odcina się od polskiej polityki i nie ma z nią jakichkolwiek związków.
Ba, w wielu obszarach, zwłaszcza światopoglądowych, uznalibyśmy ją za osobę o sympatiach lewicowych. Cieszyła się ze zwycięstwa Joe Bidena w wyborach prezydenckich w USA, a Donalda Trumpa uważa za zagrożenie dla demokracji. W 2019 r. miała otrzymać Międzynarodową Nagrodę dla Kobiet Niezwykłej Odwagi, przyznawaną przez amerykański Departament Stanu. Dziennikarka została już nawet zaproszona do Waszyngtonu na ceremonię, miała zarezerwowany pobyt, lecz w ostatniej chwili amerykański rząd zrezygnował z jej uhonorowania, gdy okazało się, że w mediach społecznościowych zamieszczała wpisy krytykujące Trumpa.
Po swojej pierwszej książce – która ukazała się w 15 językach, w samej Finlandii sprzedała się w 40 tys. egzemplarzy (pamiętajmy, że to 6,5-milionowy kraj) i była wielokrotnie nagradzana – padła ofiarą kampanii nienawiści, zwłaszcza w mediach społecznościowych i wyssanymi z palca oskarżeniami, m.in. o… handel narkotykami. Grożono jej również śmiercią. Mimo, że wygrywała procesy o prześladowania, z powodu realnego zagrożenia wyprowadziła się nawet na dwa lata ze swojej ojczyzny. To cena, którą zapłaciła za bezprecedensowe śledztwo obnażające dezinformacyjną machinę Kremla. Ale nie zatrzymało jej to.
Dziś znów mieszka w Finlandii. Nie wróciła do zawodu, ale podjęła się napisania kolejnej książki, odsłaniającej rosyjską hybrydową machinę wojenną.
W rozmowie z tv wPolsce przyznała, że liczy się z tym, iż teraz spotka ją jeszcze większy hejt.
Myślę, że będzie to już część mojej rzeczywistości i nigdy nie wrócę do miejsca, w którym byłam przed napisaniem tej książki. Jednak opowiedzenie prawdy o tej sprawie jest o wiele ważniejsze od tego, że ktoś mnie będzie wyzywał. Wszystko to, co można udowodnić, na co już mamy tak wiele dowodów, mogę opowiedzieć z pełną odpowiedzialnością. Chcę, aby ludzie wiedzieli, co naprawdę dzieje się w społeczeństwie, w europejskiej wspólnocie. Akceptuję wszystkie tego konsekwencje. Nawet te najgorsze.
Całość tej rozmowy mogą Państwo obejrzeć poniżej. A już niebawem, miejmy nadzieję, przeczytać książkę „Światowa wojna Putina” i wyrobić sobie własne zdanie o ciężkiej pracy wykonanej przesz tę odważną Finkę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/691495-tylko-u-nas-j-aro-1004-to-element-swiatowej-wojny-putina