”To, jak zajmowano się katastrofą smoleńską, jak ją badano, czy też uniemożliwiono rzetelnie badanie za czasów poprzedniej władzy, jest haniebne i woła o pomstę do nieba, ale jestem gotowa niebu zostawić tę pomstę i nie szukać jej tu na ziemi. A dziś chyba wyraźniej niż kiedykolwiek widzimy, że to zachowanie jest obecne wśród nas i prawdę mówiąc, wstyd by mi było się skupiać na jakiejś własnej krzywdzie, gdy obserwujemy te straszliwe cierpienia wojenne na Ukrainie” — mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Magdalena Merta, żona śp. ministra Tomasza Merty, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Premier Jarosław Kaczyński mówił w ostatnich dniach, że pierwszy raz po zapoznaniu się z różnymi dokumentami ma „wyjaśnienie całości” i że raport podkomisji „wyjaśnia sprawę” tragedii, do której doszło 10 kwietnia 2010 roku. Czy po prezentacji dokonanej przez podkomisję smoleńską Pani również ma przekonanie, że jest odpowiedź na to pytanie: co się wtedy stało?
Magdalena Merta: Zacznę od tego, że w kwestii formalnej prezentacja z 11 kwietnia nie miała charakteru raportu. Raportem jest to, co jest kompletne i zostaje przedstawione Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Dopiero wtedy możemy dokument nazywać raportem. To z czym mieliśmy do czynienia w poniedziałek, jest po prostu medialną prezentacją. Na pewno ważną, istotną, ale wpisującą się w szereg kolejnych tego typu wydarzeń. Nie ma raportu końcowego, bo gdyby tak było, to byśmy o tym wiedzieli albo od szefa Państwowej Komisji, albo od ministra obrony narodowej. Póki co, jest to jeden z dokumentów prezentowanych medialnie.
A czy zgadza się Pani z przedstawionym stwierdzeniem i oceną, że 12 lat temu doszło do zamachu?
Od szeregu lat nikt z nas chyba nie miał wątpliwości, że Tupolewa zniszczyły detonacje. Nie przeanalizowałam tego co zostało przedstawione na tyle wnikliwie i też nie mam po temu potrzebnej wiedzy, dlatego myślę, że tutaj trzeba będzie odwołać się do ekspertów, żebym postawiła znak równości pomiędzy eksplozjami a zamachem. Ale też prawdę mówiąc, ponieważ bardzo czekam na domknięcie kwestii raportu, równie niecierpliwie czekam na to, aż prokuratura zakończy swoje działania, ponieważ one wciąż są w toku i uznałam, że to dopiero będzie moment, kiedy będę to starannie analizować.
Czyli rozumiem, że ta ocena jest mniej więcej zgodna co do tego, co się wydarzyło w Smoleńsku, tylko teraz czeka Pani na ocenę także ze strony prokuratorów?
Od lat dla nikogo nie jest tajemnicą, że na pokładzie Tupolewa miały miejsce eksplozje. Również dlatego, że dość otwarcie o tym mówili Rosjanie. Do raportu Anodiny, czyli do 12 stycznia 2011 roku, w ogóle nie unikali tego słowa. Potem ta narracja się zmieniła. Natomiast, na ile właśnie te detonacje równają się zamachowi, na ile te wybuchy były spowodowane przez kogoś celowo? Za mało wiem, żeby w tej chwili to rozstrzygnąć. Niewątpliwie bardzo czekam na moment, kiedy ten raport zostanie oficjalnie przyjęty i wtedy dopiero będzie raportem w pełnym znaczeniu. I oczywiście, jeżeli będzie tak, jak mówi pan premier Kaczyński, to odpowiedź na pytanie, kto jest sprawcą, też jest bardzo istotna. Wychodziłoby na to, że stało się to rękoma pracowników Olega Deripaski w Samarze [rosyjski oligarcha, właściciel firmy kontrolującej zakłady Awiakor – red.]. Takie są sugestie. Temu też na pewno należy się przyjrzeć.
A czy nie wywołują Pani gniewu, może też i bólu, tak specyficzne wrzutki ze strony polityków opozycji, szczególnie Platformy Obywatelskiej i samego Donalda Tuska? Jego partia zaprezentowała klip, oskarżający ponownie załogę Tu-154M o błędy…
Myślę, że ma to taką samą wartość, jak oświadczenia Putina, że to Ukraina prosiła się o jego atak. Nie zajmuję się analizowaniem kłamstw kłamców. Po to są kłamcami, żeby kłamać i szkoda czasu oraz zachodu. O tym, że to nie piloci zawinili, że nie było „pancernej brzozy”, było wiadome już w 2010 roku. I rzeczywistość nie zmieni się od tego, że będą to powtarzać. Niech sobie powtarzają, skoro im nie wstyd. To, jak zajmowano się katastrofą smoleńską, jak ją badano, czy też uniemożliwiono rzetelnie badanie za czasów poprzedniej władzy, jest haniebne i woła o pomstę do nieba. Ale jestem gotowa niebu zostawić tę pomstę i nie szukać jej tu na ziemi. A dziś chyba wyraźniej niż kiedykolwiek widzimy, że to zachowanie jest obecne wśród nas i prawdę mówiąc, wstyd by mi było się skupiać na jakiejś własnej krzywdzie, jak obserwujemy te straszliwe cierpienia wojenne na Ukrainie. Tu naprawdę nic takiego nam się nie dzieje.
Czy po tych 12 latach, po prezentacji raportu podkomisji smoleńskiej, a także pracach zespołu śledczego prokuratorów, ma pani przeświadczenie, że to jest właśnie ten moment, kiedy jesteśmy już naprawdę blisko wyjaśnienia w pełni, może nawet „domknięcia” badania tragedii z 10 kwietnia 2010 roku?
Bardzo się cieszę, że wspomniał pan o prokuraturze. Bo równolegle do tego, co robi podkomisja pod auspicjami ministra obrony narodowej, swoje prace prowadzi także niezależny zespół ekspertów powołany przez Prokuraturę Krajową. Ludzie, których tam udało się namówić do współpracy i zajęcia się Smoleńskiem, są bardzo dobrze przygotowani do tej roli. Nie są to przypadkowe osoby, ale fachowcy mający na swoim koncie liczne sukcesy w wyjaśnianiu katastrof, również tak skomplikowanych jak katastrofa w Lockerbie. Wiążę z ich pracą, z ich fachowością ogromne nadzieje. Liczę też na to, że będą tymi, którzy wytłumaczą nam laikom, o co chodzi w tych technikaliach prezentacji z 11 kwietnia. Również tu należą się im wielkie ukłony oraz wdzięczność z naszej strony, ponieważ są to eksperci, którzy dotrzymują światowych standardów w badaniu katastrof, a wśród tych standardów jest także czas – takie badania zajmują nie dłużej jak dwa lata. To, że prokuratura zdecydowała się na taki krok – za co zawsze będę głęboko wdzięczna śp. Markowi Pasionkowi ale także innym prokuratorom – jest poniekąd spełnieniem naszych postulatów z 2010 roku. Może Pan pamięta, ale wtedy zebrano 300 tys. podpisów, żeby oddać śledztwo w międzynarodowe ręce, by nie powierzać tego pracującym na polityczne zlecenie pseudofachowcom z Polski. To niezmiernie cieszy, że tak się dzisiaj dzieje. Proszę też zwrócić uwagę, że to, z czym boryka się prokuratura, to bardzo nieprofesjonalny, haniebnie niechlubnie zebrany materiał dowody przez Rosjan. Dzisiaj na przykład znamy odpowiedź na pytanie, dlaczego prokuratura wojskowa, dokonująca pierwszych ekshumacji (pierwsza dotyczyła Zbigniewa Wassermana i miała miejsce 20 miesięcy po katastrofie) histerycznie odmawiała prawa ustawienia przy stole sekcyjnym światowej sławy lekarzy patomorfologów. Bo tak dużo było do ukrycia… I dzisiaj, kiedy te rzeczy się dzieją, kiedy ludzie, którzy nie zarządzili wówczas po 10 kwietnia sekcji, będą mieli postawione zarzuty, ponieważ złamali prawo, za co myśmy zapłacili sześć-siedem lat później gehenną ekshumacji, ponownym przeżywaniem całej tej tragedii, ma miejsce coś, co jest pewno budujące.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/594346-nasz-wywiad-merta-jestem-gotowa-niebu-zostawic-te-pomste