Mając właśnie na uwadze to, co stało się po upadku komunizmu z rządem Olszewskiego, a także to, jak przeprowadzona została operacja zakodowania w opinii społecznej strachu i pokutującego do dziś uprzedzenia sporej części Polaków do nomen omen Prawa i Sprawiedliwości, starałem się w moim komentarzu jedynie zwrócić uwagę, że gra nie jest jeszcze skończona. Że warto, a nawet trzeba dokładnie przemyśleć na kim można się opierać. Nie chce spekulować, co mogłoby być, gdyby, czy mogłoby być, jeśli… itd. Całkowicie zgadzam się z Piotrem Skwiecińskim, że wywiad z Wrońskim służy Polsce, że jest ważny. Choćby tylko z tego względu - co też pisałem - że uzmysławia nam w jakim bagnie tkwimy.
Nie jestem wyznawcą teorii spiskowej i nie zakładam, że „każda wypowiedź, każde działanie jakiegokolwiek byłego funkcjonariusza PRL (a nawet byłego esbeka) zawsze musi być efektem jakiegoś demonicznego spisku”. Co więcej, nawet nie zastanawiam się, co nim, tzn. Wrońskim powodowało. Ale z politycznego punktu widzenia powinny zmuszać do zastanowienia, skąd nagle ta niepohamowana ochota do zwierzeń akurat no początku kampanii wyborczej…?
Zgodnie z chińskim porzekadłem, spodziewam się najlepszego, lecz liczę się także z najgorszym. Wolę więc dwa razy dmuchać na zimne, aby na własnej skórze nie przeżywać tego, czego wykluczyć mi nie wolno… Nie istnieje słuszna interpretacja i ja nie chcę, aby czytelnicy pozostali z przeświadczeniem, że mój punkt widzenia jest jedynym możliwym do przyjęcia. Wnioski należą do czytelników. Na szczęście, Piotr Skwieciński i ja pracujemy w redakcji, w której prezentujemy zróżnicowane poglądy, choć w tym akurat przypadku jedyną różnicą jest to, że mój imiennik ma nieco więcej „serca” dla byłych aparatczyków.
Co więcej, wydaje mi się, że części spośród nich nie jest obcy polski patriotyzm, a także pewien rodzaj instynktu państwowego,
— pisze na zakończenie. I – oby miał rację. Za to dałbym na mszę. Tyle tylko, że ja jestem wobec nich bardziej małoduszny. Być może, co wnika z naszej różnicy wieku, moje serce trochę się skurczyło. Rzecz po prostu w tym, że mając w pamięci krótki żywot IV RP, wolałbym serce i wielkoduszność okazać dopiero po wygranych wyborach…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Mając właśnie na uwadze to, co stało się po upadku komunizmu z rządem Olszewskiego, a także to, jak przeprowadzona została operacja zakodowania w opinii społecznej strachu i pokutującego do dziś uprzedzenia sporej części Polaków do nomen omen Prawa i Sprawiedliwości, starałem się w moim komentarzu jedynie zwrócić uwagę, że gra nie jest jeszcze skończona. Że warto, a nawet trzeba dokładnie przemyśleć na kim można się opierać. Nie chce spekulować, co mogłoby być, gdyby, czy mogłoby być, jeśli… itd. Całkowicie zgadzam się z Piotrem Skwiecińskim, że wywiad z Wrońskim służy Polsce, że jest ważny. Choćby tylko z tego względu - co też pisałem - że uzmysławia nam w jakim bagnie tkwimy.
Nie jestem wyznawcą teorii spiskowej i nie zakładam, że „każda wypowiedź, każde działanie jakiegokolwiek byłego funkcjonariusza PRL (a nawet byłego esbeka) zawsze musi być efektem jakiegoś demonicznego spisku”. Co więcej, nawet nie zastanawiam się, co nim, tzn. Wrońskim powodowało. Ale z politycznego punktu widzenia powinny zmuszać do zastanowienia, skąd nagle ta niepohamowana ochota do zwierzeń akurat no początku kampanii wyborczej…?
Zgodnie z chińskim porzekadłem, spodziewam się najlepszego, lecz liczę się także z najgorszym. Wolę więc dwa razy dmuchać na zimne, aby na własnej skórze nie przeżywać tego, czego wykluczyć mi nie wolno… Nie istnieje słuszna interpretacja i ja nie chcę, aby czytelnicy pozostali z przeświadczeniem, że mój punkt widzenia jest jedynym możliwym do przyjęcia. Wnioski należą do czytelników. Na szczęście, Piotr Skwieciński i ja pracujemy w redakcji, w której prezentujemy zróżnicowane poglądy, choć w tym akurat przypadku jedyną różnicą jest to, że mój imiennik ma nieco więcej „serca” dla byłych aparatczyków.
Co więcej, wydaje mi się, że części spośród nich nie jest obcy polski patriotyzm, a także pewien rodzaj instynktu państwowego,
— pisze na zakończenie. I – oby miał rację. Za to dałbym na mszę. Tyle tylko, że ja jestem wobec nich bardziej małoduszny. Być może, co wnika z naszej różnicy wieku, moje serce trochę się skurczyło. Rzecz po prostu w tym, że mając w pamięci krótki żywot IV RP, wolałbym serce i wielkoduszność okazać dopiero po wygranych wyborach…
Gwarantujemy pewną i szybką wysyłkę!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/257035-cywinski-do-skwiecinskiego-wolalbym-okazac-wielkodusznosc-wobec-aparatczykow-prl-dopiero-po-wygranych-wyborach?strona=2