Proces ws. "afery gruntowej"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Przed zamknięciem procesu oskarżonych o płatną protekcję w "aferze gruntowej" Piotra Ryby i Andrzeja K. sąd chce poznać jeszcze operacyjne akta CBA o kryptonimie "treser". Akta te są podstawą zarzutów.

W poniedziałek Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście miał zakończyć trwający od czerwca zeszłego roku ponowny proces Ryby i Andrzeja K., lub też uwzględnić obszerny wniosek dowodowy obrońców Ryby (oskarżony ten zgadza się na ujawnianie w mediach swego nazwiska).

Mec. Mariusz Paplaczyk chciał, aby sąd przesłuchał kilku świadków i ściągnął do akt swej sprawy akta procesu karnego b. szefów CBA (m.in. Mariusza Kamińskiego) oskarżonych o sfabrykowanie operacji przeciw jego klientowi, a także dokumentów sejmowej komisji śledczej ds. nacisków. Chciał też, aby sąd zapoznał się z aktami operacyjnymi CBA o kryptonimie "treser", w których m.in. gromadzono podsłuchy rozmów Ryby i Andrzeja K. Obrona chciała na tej podstawie wykazać, że w chwili rozpoczęcia operacji CBA nie było wystarczających dowodów, że może dojść do przestępstwa korupcyjnego - a to jest formalny warunek, aby taką akcję rozpoczynać.

Sędzia Krzysztof Ptasiewicz postanowił większość wniosku mec. Paplaczyka oddalić jako niemającą znaczenia dla sprawy. Uwzględnił jedynie żądanie zapoznania się z aktami sprawy "treser", aby ustalić legalności działań CBA. Dlatego odroczono rozprawę do 9 kwietnia, gdy uczestnicy procesu będą mogli zapoznać się z tymi aktami w specjalnej sali przeznaczonej do prowadzenia tajnych procesów.

O akta sprawy "treser" sąd nie będzie musiał występować do CBA, bo są one częścią akt procesu Mariusza Kamińskiego (dziś posła PiS) i pozostałych członków kierownictwa CBA z czasów rządów PiS, oskarżonych przez prokuraturę o nadużycie władzy poprzez bezpodstawne rozpoczęcie operacji znanej jako "afera gruntowa w resorcie rolnictwa". Proces od kwietnia zeszłego roku trwa przed śródmiejskim sądem rejonowym, a sprawa "treser" to podstawa oskarżenia. Media pisały, że wynika z niej, iż CBA nie miało podstawy do wszczynania akcji specjalnej, a poza tym nie dysponowało wymaganymi zgodami prokuratury i sądu m.in. na stosowanie podsłuchów. Rozprawy są tajne.

To, co robiło CBA, nie było zgodne z interesem ówczesnej koalicji rządzącej (...) nas interesowała walka z korupcją na szczytach władzy, to był nasz obowiązek -

mówił Kamiński, gdy proces się rozpoczynał. Obecnemu posłowi PiS grozi do 8 lat więzienia.

Ryba i K. - główni bohaterowie "afery gruntowej" są oskarżeni o powoływanie się na wpływy w resorcie rolnictwa kierowanym wówczas przez Andrzeja Leppera i podjęcie się za niemal 3 mln zł pośrednictwa w odrolnieniu działki na Mazurach agentowi CBA, udającemu biznesmena. Media informowały, że łapówka miała być przeznaczona dla zdymisjonowanego później Leppera, który miał zostać ostrzeżony o akcji (on sam twierdził, że była to prowokacja CBA). Podsądnym grozi do ośmiu lat więzienia.

W sierpniu 2009 r. w pierwszym procesie sąd rejonowy skazał Rybę na 2,5 roku więzienia, a Andrzeja K. na grzywnę. Po apelacji obrony Ryby wyroki te uchylił w maju 2010 r. Sąd Okręgowy w Warszawie - ale, jak podawały media, tylko z powodów formalnych, nie merytorycznych. Adwokaci mówili natomiast, że w ponownym procesie będzie szansa na poznanie granic legalności działania służb specjalnych. Uzasadnienie wyroku II instancji utajniono.

W czerwcu 2012 r. sąd niejednogłośnie umorzył na wniosek obrony ten proces - jeszcze przed jego rozpoczęciem, uznając "brak znamion przestępstwa". W grudniu 2012 r. na wniosek prokuratury i pokrzywdzonych Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił umorzenie i nakazał przeprowadzenie procesu. Obie decyzje wydano tajnie.

ann/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych