Ministerstwu kultury kierowanym przez Hannę Wróblewską przeszkadza nie tylko nauczanie dzieci o misiu Wojtku, Januszu Korczaku czy polskim godle, ale również inne aspekty działalności berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego. Jak podaje dziennik „Rzeczpospolita”, MKiDN podważa również „sens przyznawania stypendiów m.in. na badanie zbrodni rosyjskich w Ukrainie” oraz „projekty realizowane przez obywateli Ukrainy i białoruskich opozycjonistów”. „W wystąpieniu pokontrolnym zakwestionowano stypendia, które zostały udzielone niezgodnie z przepisem art. 3 ust. 1 ustawy oraz niezgodnie z kryteriami określonymi w rozporządzeniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z dnia 13 grudnia 2018 r. w sprawie stypendiów dla wspierania badań naukowych oraz działań edukacyjnych i kulturalnych w zakresie działalności Instytutu” – podkreślono w odpowiedzi na pytania „Rz”.
Ministerstwo kultury oficjalnie podważyło nauczanie o armii Andersa
— powiedziała prof. Magdalena Gawin w marcum podczas konferencji prasowej w Sejmie, na której ujawniła skandaliczne działania Koalicji 13 Grudnia wobec polskich instytucji kultury, m.in. Instytutu Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego.
Po audycie (Gawin wskazała, że instytucja jest regularnie nękana przez obecne władze) na celowniku resortu kultury znalazły się m.in. kursy dla dzieci o historii Polski- np. misiu Wojtku z Armii Andersa czy Januszu Korczaku, Kazimierzu Nowaku i polskim godle. Zakwestionowano również projekty realizowane przez obywateli Ukrainy oraz opozycjonistów białoruskich. Sprawę opisuje dziennik „Rzeczpospolita”.
[Resort – przyp. red.]Zakwestionował też wydatki na konferencję poświęconą tematyce białoruskiej, a także przyznanie stypendiów dla badaczek białoruskich i ukraińskich. Przy czym te ostatnie zbierały relacje o zbrodniach popełnionych przez Rosjan w Ukrainie w ramach projektu Polskiej Akademii Nauk
— czytamy.
MKiDN napisało w odpowiedzi skierowanej do „Rzeczpospolitej” (nikt z kierownictwa ani pracowników resortu nie sygnował jej nazwiskiem”, że „w wystąpieniu pokontrolnym zakwestionowano stypendia, które zostały udzielone niezgodnie z przepisem art. 3 ust. 1 ustawy oraz niezgodnie z kryteriami określonymi w rozporządzeniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z dnia 13 grudnia 2018 r. w sprawie stypendiów dla wspierania badań naukowych oraz działań edukacyjnych i kulturalnych w zakresie działalności Instytutu”.
CZYTAJ TAKŻE: Janusz Korczak i Miś Wojtek problemem dla Koalicji 13 Grudnia? Magdalena Gawin ujawnia skandaliczne działania ludzi Tuska
MKiDN przeszkadza też badanie zbrodni Putina?
Instytut Pileckiego musi teraz zwrócić 43 620 euro dotacji. Ciekawym wątkiem okazał się właśnie ten rosyjski i białoruski. Hanna Radziejowska i Mateusz Fałkowski opublikowali kilka dni temu na łamach „DGP” i „Gazety Wyborczej” polemiki z zarzutami MKiDN. Resort wskazał bowiem w wystąpieniu pokontrolnym: „z ustawy o Instytucie nie wynika wprost możliwość odnoszenia się do XXI wieku oraz dokonywania oceny aktualnych ustrojów prawnych poszczególnych państw”.
Kontrolerzy podważali sens i możliwość samego określenia Rosji i Białorusi jako państw totalitarnych. Ta kwestia to prawdziwy lejtmotyw wniosków pokontrolnych
— ocenili autorzy polemik. Ministerstwo domaga się zwrotu pieniędzy za sześć stypendiów półrocznych, z których zdecydowana większość dotyczyła XX wieku:
Były to: historia Grodna podczas sowieckiej okupacji w latach 1939–1941, historia zbrodni na białoruskich twórcach w Kuropatach w 1937 r., historia białoruskiego ruchu kobiecego w latach 20. XX wieku (Inbelkult) czy ważnego dla tożsamości białoruskiej wybitnego kompozytora (…) Mikoły Szczahłoua-Kulikowicza. Jako niezgodne z ustawą określono badania nad sowietyzacją przestrzeni publicznych miast Białorusi – o wznoszonych za czasów stalinowskich pomnikach. Jedno stypendium poświęcone zostało badaniom socjologicznym nad więźniami politycznymi w Białorusi od lat 90. XX w. do współczesności
— wymieniono,
Badania czy popularyzacja?
Żeby było jeszcze ciekawiej – prof. Krzysztof Ruchniewicz, od kilku miesięcy pełniący obowiązki szefa Instytutu wskazuje, że ma on być bardziej placówką badawczą niż popularyzującą historię. Z drugiej strony resort kwestionuje przyznawanie stypendiów działaczkom białoruskim i ukraińskim, zbierającym informacje o zbrodniach Rosjan na ludności ukraińskiej.
Niepewny jest także los działającego w strukturach Instytutu Pileckiego Centrum Lemkina, którego pracownicy zbierają relacje i dokumentują zbrodnie popełnione przez Rosjan na ludności cywilnej w Ukrainie. W tym przypadku są wątpliwości co do zgodności z ustawą funkcjonowania Centrum. – To jest argument polityczny – mówi nam osoba związana z Instytutem Pileckiego, która chce zachować anonimowość
— podaje „Rzeczpospolita”. Centrum ma działać do 30 czerwca 2025 r., po czym zostanie dokonana ewaluacja jego działalności.
Nie wiadomo już, która z tych informacji jest najbardziej niepokojąca: czy fakt, że od kilku miesięcy Instytutem kieruje skrajnie proniemiecki profesor, czy fakt, że w imię walki politycznej resort Wróblewskiej zwalcza tak pożyteczne inicjatywy, jak popularyzowanie polskiej historii w Niemczech, czy może – dziwna niechęć do nazywania wprost działań Rosji i Ukrainy „zbrodniami”.
jj/Rp.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/726457-czego-mkidn-szuka-w-instytucie-pileckiego-kulisy-audytu