Rząd Tuska wbija gwoździe w jednostki, wspólnoty, całe społeczeństwo. I z wszeteczną przyjemnością przygląda się, czy boli, krwawi, upośledza.
Instrukcja obsługi rządu Donalda Tuska jest prostsza niż ta dotycząca obsługi gwoździa. Gwóźdź trzeba przytknąć do jakiegoś materiału (byle nie będącego cieczą, gazem, czymś sypkim, amorficznym, krystalicznym itp. lub niektórymi metalami) i rąbnąć młotkiem w płaski łeb, żeby trzon się zagłębił i coś spoił. Elementy rządu Tuska zagłębiają się nawet bez młotka, tyle że niczego nie spajają. Albo się nie zagłębiają, tylko odbijają od powierzchni (bądź im odbija, co chyba występuje częściej).
Można by poprzestać na materiałach i mechanice, lecz rząd Tuska, w przeciwieństwie do np. kilograma gwoździ, ma także taki wpływ na otoczenie, którego bezpośrednio nie widać. Czyli ma coś w rodzaju gwoździ niematerialnych. I one nie tyle spajają, a jeśli to raczej przymusowo (pod groźbą sankcji), co rozsadzają, niszczą, ranią, sprawiają ból. Można by powiedzieć, że używanie takich gwoździ (i młotków – tu można podstawić dowolnych osobników pełniących publiczne funkcje, z tym, że niektóre są większe albo ostrzejsze, albo to i to) jest istotą rządzenia.
Rząd Tuska wbija gwoździe w jednostki, wspólnoty, całe społeczeństwo. I z wszeteczną przyjemnością przygląda się, czy boli, krwawi, upośledza etc. A gdy wszystko to jest zbyt małe, to się bierze gwoździe o większej średnicy trzpienia lub nieokrągłym jego kształcie (takie jak sam premier Tusk, minister Bodnar, poseł Giertych, prokurator Korneluk itp.). Te specjalne gwoździe wypróbowano już np. na Barbarze Skrzypek, księdzu Michale Olszewskim, paniach Urszuli i Karolinie, Annie Wójcik, posłach Mariuszu Kamińskim, Macieju Wąsiku i Marcinie Romanowskim, a obecnie wypróbowuje się na pośle Dariuszu Mateckim.
Ludzie to jednak nie deski, plastik czy sklejki, więc kiedy traktuje się ich gwoździami – cierpią. I mają cierpieć, chyba że – jak doradzał Roman Giertych – zaczną sypać (wszystko jedno, czy mają co sypać). A wtedy mogą się nawet stać gwoździami, jak niejaki Tomasz „Pan Kleks” Mraz, „hartowany” przez samego Giertycha. Kiedy ktoś cierpi poddawany wbijaniu gwoździ przez władzę, sprawia to niektórym uciechę. A najlepiej uciera się ona z cynizmem, co daje mieszankę tradycyjnie nazywaną podłością.
Szczególnie zacieszonym w rządzącej ferajnie jest (obecny) europoseł Bartosz Arłukowicz, przypadkowo lekarz z wykształcenia. Przypadkowo, gdyż nie objawia typowych dla tego zawodu cech, takich jak empatia, współczucie czy wrażliwość. Zresztą po co miałby objawiać wobec śmierci ojca posła Romanowskiego czy cierpienia dziecka Anny Wójcik. Lepiej wtedy wbić dodatkowy gwóźdź.
Kiedy wznieść się trochę ponad poziom gwoździ, a zatrzymać na wszetecznej uciesze i podłym cynizmie, od razu ujawnia nam się „filozofia” władzy orkiestrowanej przez Donalda Tuska. Ta filozofia sprowadza się do triady Okrucieństwo-Podłość-Niegodziwość. Ta władza jest okrutna nawet tam, gdzie wcale nie musi, a podła i niegodziwa jest już z wyraźnym ukontentowaniem. Dzięki tym cechom nie musi sobie zawracać głowy fanaberiami typu prawa człowieka, godność, szacunek, przyzwoitość czy choćby umiarkowanie.
Władza spod triady Okrucieństwo-Podłość-Niegodziwość jest wręcz idealnie dopasowana do demokracji walczącej. I nie ma najmniejszych wątpliwości czy moralnych hamulców, gdyż operuje tak, jakby była wyłącznie mechaniczna: bierze gwoździe i je wbija. Bez emocji, bo kto tam rozczulałby się nad wbijaniem gwoździ, niezależnie od tego, jak grube miałyby trzony i jak płaskie oraz pękate łby. Łubu-du i po sprawie. Władzy Tuska do rządzenia potrzebne są tylko gwoździe i młotki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/725960-wladza-tuska-to-triada-okrucienstwo-podlosc-niegodziwosc