Życie więzionej w areszcie wydobywczym przez siedem miesięcy byłej urzędniczki Ministerstwa Sprawiedliwości Karoliny Kucharskiej nie wróciło do normalności. Mimo, że opuściła areszt niemal pół roku temu, wciąż ma zablokowane swoje środki finansowe i… prokuratorski zakaz kontaktowania się ze swoim narzeczonym. Na antenie Telewizji wPolsce24 przyznała, że musi po tym, co przeżyła, zmuszona jest korzystać z pomocy psychiatrycznej. „Te siedem miesięcy dużym piętnem odbiło się nie tylko na moim stanie psychicznym, ale też na całej mojej rodzinie” - wskazała
Była urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości, który była przetrzymywana przez bodnarowców przez siedem miesięcy w areszcie wydobywczym, na antenie Telewizji wPolsce24 opowiedziała o swoim obecnym życiu.
To było siedem najtrudniejszych miesięcy w moim życiu. Trudno o tym nie pamiętać, trudno o tym nie myśleć. Bardzo się cieszę, że jestem na wolności. Wolność jest czymś, czego pewnie nie doceniałam aż w tak wielkim wymiarze, jak teraz. Natomiast moje życie ciągle nie wróciło do normalności. Ja ciągle borykam się z szeregiem zakazów, które mam. Zakaz kontaktu z moim narzeczonym, blokady moich wszystkich środków bankowych. Tak naprawdę też nie chcę ukrywać, korzystam z pomocy psychiatry, żeby powoli wrócić do względnej równowagi psychicznej
— wskazała.
Przyznała, że wcześniej nie korzystała ona z pomocy ani psychologicznej, ani psychiatrycznej.
Te siedem miesięcy dużym piętnem odbiło się nie tylko na moim stanie psychicznym, ale też na całej mojej rodzinie, bo trzeba pamiętać, że taka sytuacja, jak dotknęła mnie, czy panią Anią, o której też dzisiaj tutaj szeroko rozmawiamy w telewizji, to nie jest tylko dramat tej osoby, która zostaje aresztowana, to jest dramat całych rodzin i tych dramatów na przestrzeni ostatnich kilkunastu już miesięcy mamy po prostu szereg. Te sytuacje dotykają nas i całych naszych rodzin
— powiedziała.
CZYTAJ TAKŻE: 13-letni syn aresztowanej urzędniczki ma myśli samobójcze. Ziobro: Za tymi decyzjami stoi Bodnar, a za nim cieniem Donald Tusk
Sprawa pani Anny
Obecnie areszt nadużywany jest wobec inej kobiety. Telewizja wPolsce24 ujawniła fragment dokumentacji medycznej, która świadczy o koszmarze, jaki przeżywa 13-letni syn zatrzymanej przez bodnarowców i osadzonej w areszcie byłej dyrektor Biura Prezesa Rady Ministrów. Przypomnijmy, pani Anna W. jest matką syna w spektrum autyzmu, a także głównym uczestnikiem terapii dziecka.
Sprawę skomentowała Karolina Kucharska na antenie Telewizji wPolsce24.
Na pewno na początku jest duży lęk, duży strach, duża taka niemoc, bo będąc w areszcie, nie można zrobić, nie można pomóc naszym najbliższym, pomóc osobom, którymi się opiekowaliśmy, nie ma się z nimi kontaktu, nie wie się, co u nich się dzieje, jak się czują, jak przechodzą nasze aresztowanie, jak dają sobie radę z codziennymi czynnościami, z codziennym życiem
— mówiła.
CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS. Karolina Kucharska: Moje życie się zmieniło. Nie mogę widzieć się z narzeczonym, zablokowano mi rachunki bankowe
Podobna sytuacja
Warto zauważyć, że Karolina Kucharska była w podobnej sytuacji, ponieważ ma ona chorą mamę, którą trzeba się opiekować, a która jest niezdolna do samodzielnej egzystencji.
Za każdym razem moi obrońcy, zarówno przy wnioskach prokuratury o przedłużenie aresztu tymczasowego, czy we wnioskach zażaleniowych przedkładali całą dokumentację medyczną dotyczącą stanu zdrowia mojej mamy. Natomiast nigdy ta przesłanka negatywna, która też powinna mieć zastosowanie w odniesieniu do mojej osoby z uwagi na opiekę nad moją mamą, nie została uwzględniona
— powiedziała.
W zależności od postanowień poszczególnych sądów albo była to informacja, że mama może korzystać z dostępnej opieki w ramach funduszu zdrowia, albo w przypadku pierwszego postanowienia, że nie doręczono dokumentacji pełnej medycznej, ale trzeba mieć na uwadze to, że pierwsze posiedzenie było w ciągu 72 godzin od mojego aresztowania. Więc na każdym kroku był jakiś powód, który po prostu był w mojej opinii absurdalny i w żaden sposób nie diagnozował ani nie odnosił się do realnej sytuacji, czyli do tej sytuacji, gdzie w momencie, kiedy mnie aresztowano, no moja mama z uwagi na fakt, że pozostawała tylko pod moją opieką, no nie miała takiej osoby, która mogła się nią bezpośrednio zajmować
— zaznaczyła.
CZYTAJ TAKŻE: Wstrząsające relacje urzędniczek MS w PE: Skutki aresztu w wymiarze osobistym, psychicznym, finansowym, odczuwam do tej pory
Areszt wydobywczy
Była urzędniczka MS została zapytana o to, czy podczas pobytu w areszcie czuła presje na to, żeby „wysypała się”, „zaczęła coś mówić”.
Od początku mojego aresztowania uważam, że stosowane wobec mnie metody były po prostu niewspółmierne. Zarzucane są mi tak zwane przestępstwa urzędnicze, czyli całe postępowanie i śledztwo sprowadza się do badania dokumentów, które są w Ministerstwie Sprawiedliwości. Ja w resorcie nie pracuję już od czterech lat. Żadnych dokumentó - mówiąc kolokwialnie - nie wyniosłam, wszystko jest w systemie. Wszystkie pisma, dokumenty są w większości podpisywane elektronicznie
— powiedziała.
Mamy taką sytuację, że byłam w areszcie siedem miesięcy i na przestrzeni tych siedmiu miesięcy naprawdę uważałam, że spotkały mnie sytuacje, które miały na celu spowodowanie, żebym się załamała, żebym być może, zaczęła kogoś obciążać, co oczywiście w żaden sposób nie ma związku z tym, jak faktycznie wyglądały postępowania w ramach resortu. No i to rozpoczęło się od momentu samego zatrzymania, gdzie mówimy o tych sytuacjach, że mogłam korzystać z toalety tylko pod nadzorem mężczyzn, gdzie nie było żadnych na tak zwanym dołku żadnych kobiet, które by miały nad nami nadzór. I idąc dalej do samego już przewiezienia do aresztu, gdzie był po prostu tak naprawdę szereg różnych sytuacji, poczynając od zapalania światła co dwie godziny w nocy, po niewydanie różańców od mojej mamy, po brak energii elektrycznej w gniazdkach, po utrudnianie możliwości korzystania z posługi kapłańskiej, po brak ogrzewania już na tym ostatnim etapie, kiedy tak naprawdę temperatura za oknem była bliska zeru czy kilku stopni. Ilość tych różnych sytuacji, które na przestrzeni siedmiu miesięcy mnie dotknęły, no nie pozwala mi wierzyć, że to były po prostu przypadki
— zaznaczyła.
Wiara i wsparcie
Karolina Kucharska opowiedziała, co zmieniło się w niej po pobycie w areszcie.
Paradoksalnie z perspektywy aktualnej na pewno areszt wzmocnił mnie duchowo. Ja odnalazłam wiarę w Boga i to na pewno pozwalało mi przetrwać każdy kolejny dzień. I pamiętam taką sytuację, że otrzymałam obrazek świętej Teresy z napisem: „Wszystko jest łaską”. Na początku jak spojrzałam, mówię: „Nie wszystko jest łaską, jestem w areszcie, ale z perspektywy czasu wiara pozwoliła mi przetrwać i wiem, że pani Ania mnie nie słyszy, ale takie zawierzenie się modlitewne, mam nadzieję, że będzie jej pozwalało przetrwać ten trudny czas
— mówiła.
I na pewno to, że państwo, duża część opinii publicznej nie pozwalała zapomnieć o nas, tak że to nie było tak, że my tam trafiliśmy i przez tydzień były informacje o nas, co się z nami dzieje, ale państwo - Telewizja wPolsce 24 ciągle monitorowała, co się z nami dzieje, czy te wszystkie doniesienia, czy jak jesteśmy traktowani w areszcie też, było dużo interwencji, więc to też pozwalało nam, mi po prostu wierzyć, że przyjdzie ten dzień, kiedy opuszczę areszt i że po prostu doczekam czasu, kiedy będzie sprawiedliwość w mojej sprawie
— podkreślała.
Protesty pod aresztem
Była urzędniczka skomentowała także sprawę manifestacji wsparcia pod aresztem w Radomiu, gdzie obecnie przebywa poseł PiS Dariusz Matecki.
CZYTAJ TAKŻE: W Radomiu przed aresztem śledczym odbyła się manifestacja wsparcia dla posła Dariusza Mateckiego
To jest niesamowite. Ja wiem, że też u nas pod aresztem na Grochowie były modlitwy różańcowe i nawet jeśli ich nie słyszałam, bo ja byłam po drugiej stronie, ale ta sama świadomość, że te osoby były, bo wiedziałam to od moich obrońców, to dawało taką dodatkową siłę, dodatkową moc, bo będąc w areszcie takie wszystkie pozornie drobne rzeczy jak: modlitwa, msza, okrzyk pod aresztem, czy nawet informacja w serwisie informacyjnym, że jest mowa o naszej sprawie, to naprawdę jest coś niesamowitego. I w momencie, kiedy się jest, że tak powiem, pod taką ścianą, ścianą rozpaczy, ścianą bólu, i taką ścianą też niewiedzy, bo będąc tam, nie wiadomo, czy to będą trzy miesiące, sześć miesięcy, rok, a może nawet kilka lat…
— mówiła.
Przyznała, że będąc w areszcie, powoli zaczęła godzić się z sytuacją, że nie będzie na święta Bożego Narodzenia w domu, że ten areszt potrwa jeszcze dobrych kilka miesięcy.
ZOBACZ ROZMOWĘ:
as/wPolsce24
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/723970-co-u-p-karoliny-wiezionej-przez-bodnarowcow-ujawniamy