„Informujemy, że osoba, o którą Pan pyta, nie jest pracownikiem MSWiA” - to odpowiedź MSWiA dotycząca mężczyzny, który miał zadzwonić z pogróżkami do Łukasza Sucheckiego byłego dyrektora Biura Administracyjnego resortu. „To, że ten człowiek był pracownikiem MSWiA w tamtym czasie, jest jasno wyszczególnione w protokole zeznań, jakie złożył w prokuraturze” - komentuje sprawę Suchecki, który na początku tego tygodnia otrzymał od mężczyzny sms-a z przeprosinami i informacją, że pracę stracił. Łukasz Suchecki nie ma wątpliwości, że to dzięki publikacji portalu wPolityce.pl sprawa, którą chciano zamieść pod dywan, została wyjaśniona.
Miał dzwonić z pogróżkami, stracił pracę
30 listopada 2024 r., czyli równo rok po odejściu z MSWiA szefa Biura Administracyjnego resortu Łukasza Sucheckiego, otrzymał on telefon z pogróżkami. Jak powiedział portalowi wPolityce.pl Suchecki, mężczyzną, który do niego zadzwonił, okazał się być ówczesny pracownik MSWiA. Mają to potwierdzać jego zeznania, jakie musiał złożyć w prokuraturze w związku ze swoim zachowaniem. Portal wPolityce.pl zwrócił się z pytaniami do MSWiA, by sprawę wyjaśnić. Otrzymaliśmy jednak bardzo lakoniczną odpowiedź, która świadczy o tym, że resort problemu się pozbył.
Informujemy, że osoba, o którą Pan pyta, nie jest pracownikiem MSWiA
— czytamy w nadesłanym do redakcji portalu wPolityce.pl po dwóch tygodniach mailu Wydziału Prasowego Departamentu Komunikacji Społecznej.
To, że ten człowiek był pracownikiem MSWiA w tamtym czasie, jest jasno wyszczególnione w protokole zeznań, jakie złożył w prokuraturze. On w ogóle od tego zaczął składanie swoich wyjaśnień. Kiedy czytałem te dokumenty, samo jego nazwisko niewiele mi powiedziało. Stwierdził jednak, że jest pracownikiem MSWiA, że pracowaliśmy razem, a ja byłem jego dyrektorem. Pod tym wszystkim widnieje jego podpis
— mówi nam dziś Łukasz Suchecki i podkreśla, że resort, którym kieruje minister Tomasz Siemoniak zareagował dopiero po publikacji portalu wPolityce.pl.
Dopiero po tej publikacji kierownictwo MSWiA zdecydowało się podjąć jakieś działania, choć zaniepokojony telefonem z pogróżkami informowałem o nim ministerstwo od samego początku. Niestety nie było żadnej reakcji, a przecież dyrektor generalny resortu mógł wysłać pismo, że sprawę bada i podjęte są odpowiednie działania. Przeciwnie, próbowano załatwić wszystko w zaciszu gabinetów, całkowicie mnie pomijając i nie informując. Właściwie to do dziś nie mam żadnej oficjalnej informacji z resortu, czy ten człowiek tam jeszcze pracuje, czy też nie, czy mam się czego obawiać, czy już nie. Na dziś posiadam jedynie jego sms-a z przeprosinami 10 marca. A mnie chodziło przecież o bezpieczeństwo moje i mojej rodziny, ale także o utrzymanie właściwego poziomu bezpieczeństwa całego resortu
— stwierdza nasz rozmówca.
Łukasz Suchecki to specjalista, który wiele lat pracował w branży lotniczej, m.in. w PLL LOT, PPL i jako dyrektor lotniska w Radomiu oraz Chopina. Suchecki zajmował się sprawami bezpieczeństwa lotnisk i zgłaszanych alarmów bombowych. Przez kilka lat kierował Biurem Administracyjnym MSWiA, z którego odszedł po zmianie władzy w grudniu 2023 r.
„Uważaj na siebie”, ty „jeb…y pisowcu”
Pod koniec lutego Łukasz Suchecki zrelacjonował portalowi wPolityce.pl telefoniczną rozmowę, w czasie której miał usłyszeć pogróżki pod swoim adresem.
Usłyszałem trzeźwy męski głos. Podkreślam, głos był trzeźwy, niebędący żadnym syntezatorem mowy, ani nie zakłócany żadnym hałasem, czy też dźwiękami muzyki z jakiejś imprezy. W moim odczuciu, to był głos w pełni świadomy, metodyczny i uporządkowany jakiegoś mężczyzny. Zapytał mnie, czy rozmawia z Łukaszem Sucheckim. Potwierdziłem i zapytałem, kto dzwoni do mnie z zastrzeżonego numeru, sądząc, że to może jakiś telemarket, którego zamierzałem obsztorcować. Mężczyzna przedstawił się, podając – jak się później okazało – fikcyjne imię i nazwisko. Mówiąc do mnie per „ty” stwierdził, że znamy się czasów, kiedy pracowałem dla PLL LOT: pamiętasz jak wych…łeś chłopaków z LOT-u? Odpowiedziałem, że to jakaś pomyłka.
— powiedział nam Suchecki, który od lat nie jest członkiem żadnej partii.
Tuż przed końcem rozmowy powiedział bardzo dobitnie i spokojnie, absolutnie nie tonem nadpobudliwym czy załamanym: uważaj na siebie w tym Nowym Dworze Mazowieckim. W międzyczasie zdążył powiedzieć „ty jeb…y pisowcu”. Ta rozmowa trwała ok. 53 sekundy. Pierwsze, co w tej sytuacji zrobiłem, to od razu sporządziłem notatkę z tej rozmowy. Żona przebywała w tym samym pomieszczeniu i wszystko słyszała. Zrobiłem także print screen z telefonu, na którym widać czas połączenia. To była sobota, a w poniedziałek złożyłem zawiadomienie na policji, która przeciągu kilku tygodni ustaliła, kim był ten mężczyzna
— zrelacjonował nasz rozmówca. Dalszy przebieg zdarzeń był do przewidzenia. Mężczyzna został wezwany do prokuratury w Nowym Dworze Mazowieckim.
Pod jego zeznaniami widnieje jego podpis. Stwierdził, że dzwonił do mnie, ale niczego więcej nie pamięta, bo był pijany. Podane jest jego imię i nazwisko, numer telefonu. Podejrzewam jednak, że kiedy policja dowiedziała się, że chodzi o MSWiA, to sprawa została umorzona
— oświadczył Łukasz Suchecki.
CZYTAJ TAKŻE: Cyberatak na szpital MSWiA! Siemoniak i Gawkowski uspokajają. Doradca prezydenta przypomina, czego nie zrobił rząd
Wysłał sms z przeprosinami
Dostałem przeprosiny od tego człowieka, który w listopadzie 2024 r. zadzwonił do mnie z pogróżkami. W poniedziałek 10 marca na mój telefon przyszedł sms z przeprosinami, za jak to on ujął „szczeniackie zachowanie”. Na koniec napisał jeszcze, że poniósł już karę, bo wskutek swojego zachowania stracił pracę. W mojej ocenie stało się to po artykule, jaki opublikował portal wPolityce.pl
— przyznaje w rozmowie z portalem wPolityce.pl Łukasz Suchecki, który nie ma wątpliwości, że to publikacja portalu wPolityce.pl pomogła sprawę wyjaśnić.
Gdybyśmy zestawili chronologię tych zdarzeń, to widzimy, że dopiero po publikacji następuje zwrot w mojej sprawie, a resort decyduje się na rozstanie z tym pracownikiem. W jakiej formie to nastąpiło, tego rzecz jasna nie wiem. Nie mniej w mojej ocenie, jak pokazuje to pewna chronologia zdarzeń, stracił on pracę na skutek nagłośnienia sprawy jego pogróżek przez portal wPolityce.pl. Nie wiem, co by było, gdyby ta publikacja się nie pojawiła, może byłby niemal bohaterem. Przez cały ten czas miał przynajmniej kilka szans, aby swoje zachowanie wyjaśnić i przeprosić. Niestety nie wykonał żadnego ruchu. Po otrzymaniu wezwania do prokuratury w Nowym Dworze Mazowieckim tez mógł się już domyślać, że popełnił błąd, a człowiek, do którego zadzwonił z pogróżkami, żyje teraz pełen obaw. Mało tego, w czasie przesłuchania był świadomy, po co i w jakiej sprawie został wezwany przez prokuraturę
— ocenia nasz rozmówca, który nie wie czy będzie sprawę kontynuować i dochodzić ochrony swoich dóbr osobistych przed sądem w pozwie cywilnym.
Zastanawiam się… Czekam właściwie jeszcze na informacje od prawnika, bo nie chcę latami użerać z tą sprawą w sądach. Przekonywać, że ten człowiek dzwoniąc do mnie, nie był pijany, a ja musiałem zmienić swoje życie, obawiając się spełnienia pogróżek. W sumie to jestem już spokojniejszy, bo wiem, co się właściwie wydarzyło i że sprawa pogróżek pod moim adresem się zakończyła. Z tej perspektywy mogę uznać ją za zamkniętą. Mogę przypuszczać, że jest pod kontrolą i nikomu nie przyjdzie do głowy, aby te pogróżki zrealizować
— podsumowuje były szef Biura Administracyjnego MSWiA.
CZYTAJ TAKŻE: PiS ujawnia! MSWiA szkoli starostów z przyjmowania migrantów z Syrii. Padł wniosek o wypowiedzenie paktu migracyjnego
koal
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/723727-pracownik-mswia-mial-dzwonic-z-pogrozkami-stracil-prace