„Prokuratura będzie tu miała bardzo proste zadanie” – tak wielokrotnie skompromitowany „dziennikarz śledczy” Szymon Jadczak opisuje swoje „ustalenia”. Nigdy nie spodziewałem się, że ktokolwiek nie mając dowodów pokusi się o to, by insynuować, że jestem złodziejem i biorę łapówki. Co więcej, spodziewałem się do niedawna, że jako osoba publiczna jestem chroniony od skuteczności tych pomówień swoim życiorysem: historyka, działacza katolicko-społecznego i publicysty wpływającego – mam nadzieję – na realny kształt polityki historycznej w Polsce. Zostałem jednak bohaterem dwóch dziennikarskich „śledztw”, w czasach postprawdy. Muszę się więc tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem… o dwóch garbach - jednym z kolekcji Paderewskiego, drugim z siedzibą IDMN). Zajęły się mną m.in. takie tuzy dziennikarstwa – Szymon Jadczak (Wirtualna Polska) i Juliusz Ćwieluch (Polityka).
GARB PIERWSZY – siedziba IDMN
Ostatnio ukazał się artykuł w tygodniku „Polityka”, w 1 numerze 2025 r., który dziwnym zbiegiem okoliczności został „lekko” zmieniony w wersji elektronicznej. Może z obawy, że kłamstwo było za mocne i proces o samą wersję „w papierze” nie będzie tak brzemienny w skutkach? A może to ta osławiona cnota dziennikarzy - rzetelność?
Kto przeczytał wersję tylko papierową, ten mógł dowiedzieć się takich „rewelacji” pseudodziennikarza Juliusza Ćwielucha że np. będąc byłym prezesem spółki Warsaw Trading spotkałem się w „kolejce po piwo” z jakimś facetem, któremu zaproponowałem – w domyśle – korupcyjną propozycję sprzedaży nieruchomości na Powsińskiej w Warszawie (budynek dawnego Banku Śląskiego). Z dalszego tekstu wynika zaś, że „wkręciłem” starszego Pana po 20-letniej odsiadce w zakładzie karnym, pensjonariusza DPS w „interes”, którego efektem finalnym było uciekające złoto w formie sztabek. W domyśle zatem, to ja miałbym spowodować zniknięcie tej mamony zamienionej w złoto.
Cały artykuł jest opatrzony moim zdjęciem i portretem papieża Jana Pawła II płaczącym nad wizerunkiem, w domyśle, złodzieja – patrioty. Chamstwo tych insynuacji jest porażające, a dla mnie oczywiste. Jak dobrze wie autor artykułu nigdy nie poznawałem nikogo w kolejce po piwo, a transakcja dotyczyła nieruchomości, która miała spełnić określone przeze mnie jako dyrektora IDMN im. R. Dmowskiego i I. J. Paderewskiego, warunki. IDMN uzyskał bowiem 30 mln zł od MKiDN na zakup nieruchomości - siedziby dla pracowników (ponad 30 osób), pomieszczeń dla NGO-sów, przestrzeni edukacyjnej (sali na ok. 100 osób), w końcu na parterze i I piętrze (w sumie ok. 850 m2) przestrzeni wystawienniczej i zaplecza magazynowego na Muzeum Dziedzictwa Chrześcijańsko-Narodowego. Zakup poprzedzony był operatem szacunkowym, co do wartości nieruchomości. Jak wiadomo autorowi, nieruchomość została kupiona przez IDMN od prawowitego właściciela i w cenie rynkowej – takich rzeczy nie mogą jednak pisać rzetelni dziennikarze…
Proszę udowodnić, że zakup był niecelowy, że przepłaciłem, itd., a nie insynuować, że miałem cokolwiek wspólnego z właścicielem. To co zrobił były właściciel nieruchomości z pieniędzmi po transakcji nigdy mnie nie interesowało i nie powinno interesować. Być może rzeczywiście znalazł „słupa”, ale stało się to – jak wie o tym autor paszkwilu – po a nie przed sprzedażą.
Insynuacji jest sporo, np. związanych z lokalizacją. 8 kilometrów od centrum, z fatalnym dojazdem - grzmi autor. Rzetelny dziennikarz nie może napisać przecież, że nieruchomość położona jest na dolnym Mokotowie (Sadyba), na trasie do Wilanowa, gdzie obok mamy Muzeum Techniki Wojskowej, a jeszcze dalej Muzeum Jana III Sobieskiego.
Tekst zawiera szereg insynuacji i roztacza nade mną aurę półświatka przestępczego. Zajmą się (moją niepamięcią) organy ścigania…
Na marginesie warto dziś zrobić operat (oszacowanie wartości nieruchomości) i stwierdzić czy była to transakcja dobra dla skarbu państwa czy nie. Na marginesie: warto także by prawdziwi dziennikarze podjęli się kiedyś zbadania struktury własnościowej nieruchomości prywatnych w stolicy. Drodzy Czytelnicy – jak myślicie kto po 1989 r. kupował intratne nieruchomości w stolicy? To może jednak dobrze, że kolejny budynek znalazł się w rękach skarbu państwa – dziś zapewne wart dużo więcej nić dwa-trzy lata temu.
Ale różne pseudogazety i pseudoportale dziennikarskie, jak ONET czy „Gazeta Wyborcza” piórem swych rzekomo najlepszych (strach pomyśleć, co by napisał gorszy!) publicystów dalej zaczęły przenosić na swoje łamy nie tylko kłamstwa „Polityki”, ale także kolejne, własne. Szczególnie niegodziwy był jeden fragment, mówiący o tym, że dyrekcja IDMN za tę transakcję nieruchomości pobrała prowizję – jak rozumiem w formie łapówki – 30 % wartości nieruchomości. Nie wiadomo dokładnie kto to wie, kto powiedział – czy Leszczyński, czy wiceprezydent miasta, ale czytelnik ma mieć świadomość, że Żaryn to złodziej. Zawsze się coś przyklei! Oczywiście, ci żartownisie doskonale wiedzą, że powielanie plotki i insynuacji powinno być wcześniej sprawdzone przez inne źródło, ale czas goni – Żaryn jest przecież zającem. Branie łapówki jest ciężkim oskarżeniem. A w tym wypadku po prostu kłamstwem, i donosem jednocześnie. Mam zatem przestraszyć się i czekać na poranną wizytację nieproszonych gości z prokuratorem na czele. Kolejni pseudodziennikarze sugerowali taki finał rozgrzanej przez nich sprawy. Otóż, uprzejmie informuję, że niczego nie kradłem, żadnej łapówki nie dałem, ani nie brałem, a przedmiotem transakcji była nieruchomość, a nie popadanie w relacje koleżeńskie z poprzednimi właścicielami. Tych nigdy wcześniej, ani później bliżej nie poznawałem bo nie miałem takiego obowiązku. Znajomych wybieram sam i także pseudodziennikarze do nich nie należą, choć czasem muszę ich widzieć i nawet z nimi rozmawiać.
GARB DRUGI – Kolekcja Ignacego J. Paderewskiego
Szymon Jadczak „kontynuuje” swoje dziennikarskie śledztwo. W ramach rzetelności -dzwoni do mnie i mówi, że to co kupiłem to „śmieci”. Rzetelność „odfajkowana”, można przejść do „śledztwa”. Z tekstu dowiadujemy się, że kolekcję zbadał i ocenił „ekspert” „antykwariusz”. Widział ktoś tę ekspertyzę? Zna ktoś nazwisko tego „antykwariusza”? Rzetelny dziennikarz nie może przejmować się takimi szczegółami. Ważne, że potwierdzone, że Żaryn kupił głównie „rupiecie”. Nie ważne, że to kolekcja wybitnego kompozytora i męża stanu, ostatnio wystawiona na licytacji w 1954 r. Nie ważne ile zawiera ona eksponatów i dokumentów. To z jednej strony meble, z drugiej dokumenty, ale także sympatyczne rzeźby kociej orkiestry, i wiele innych. Oczywiście, nikt nie twierdził, że to same arcydzieła. Kolekcja ma jednak to do siebie, że lepiej jest dla kultury polskiej by nie była rozbita. A już słyszę, że ma pójść na licytację. Bravo strażnicy kultury polskiej! Wiadomo, Paderewski nie chciał podzielać poglądów ideowych obecnej ekipy. Na ekspertyzę, którą zamówiłem w Bibliotece Narodowej w Warszawie, pseudodziennikarz w ogóle się nie powołuje. Po co cytować niepasujące do tezy dokumenty. Przede wszystkim nie ważne, że nadal nikt nie zna ekspertyzy rzetelnej, która by potwierdziła zarzut, że słynny fortepian nie był własnością Paderewskiego, czyli właściciela posiadłości Rriond Bosson. To, że pan Jadczak napisał, że nie jest to fortepian Paderewskiego, nie świadczy o tym, że napisał prawdę. Przypomnę, że cała kolekcja licząca ponad 100 przedmiotów miała znaki świadczące o pochodzeniu właściciela. Potwierdza to artykuł z gazety lozańskiej.
Pytanie zatem, po co ten atak na mnie? Po pierwsze, od lat uchodzę zdaniem wielu miłośników mojej działalności i naukowo-popularyzatorskiej aktywności za wcielenie zła czyli „faszyzmu” i nosiciela „mowy nienawiści”. Ludzie ci i środowiska nie mogą znieść, że śmiem istnieć, a co więcej śmiałem kierować dzięki prof. Piotrowi Glińskiemu (za co mu jestem na zawsze wdzięczny!) IDMN-em, którego zadaniem było m.in. promowanie pozytywnego dziedzictwa obozu narodowego. Udostępniona przez „GW” moja korespondencja z jednym z wicedyrektorów Instytutu świadczyła o tym, że byliśmy zwolennikami powstania dużej instytucji muzealnej, która w sposób imperialny miała wpłynąć na zmianę powszechnej świadomości: utrwalić miłość do Polski. Zbieraliśmy zatem kolekcje, dokumenty, które miały świadczyć o naszym przywiązaniu do katolicyzmu i Narodu. Opisywanie dzisiaj rzekomych przekrętów, ma zohydzić ten plan i wykluczyć jednocześnie nową dyrekcję z tłumaczenia się z jawnego marnotrawstwa (wynajmu dodatkowej siedziby, wynajmu detektywów, czy ekspertów antykwariuszy). Ma to być bowiem argument na rzecz zaniechania dalszych inwestycji na Powsińskiej. Za moich czasów zakończyliśmy pierwszy etap remontu – za 10 mln zł. Według zatwierdzonych przez ministra MKiDN planu w grudniu 2026 r. miała być otwarta wystawa stała. W planach na kolejne budżetowe lata 2024-26, były obiecane pieniądze. Etapowanie inwestycji było oczywistym zabiegiem, ćwiczonym wielokrotnie przez państwowych inwestorów. Jak wiadomo, minister Sienkiewicz już w grudniu 2023 r. podjął decyzję o likwidacji Muzeum Dziedzictwa Chrześcijańsko-Narodowego. Zakończyliśmy pracę nad scenariuszem wystawy, kierownik placówki – młody historyk – stracił szansę na kierowanie po raz pierwszy w życiu ważnym ośrodkiem kultury. Pozostawienie budynku bez alternatywnie zaplanowanego jego wykorzystania staje się marnotrawstwem. I za to będziecie, jak i za wiele innych rzecz, rozliczani.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/718943-czas-pomowien-czyli-jak-zostalem-zlodziejem-i-przestepca