I prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Manowska nie zostawia suchej nitki na proponowanym przez marszałka Sejmu Szymona Hołownię projekcie tzw. ustawy incydentalnej! „Nazywam go ustawą ‘wpadkową’, bo chociaż jest krótka, to składa się z samych ‘wpadek’” - mówiła w rozmowie z money.pl, wyliczając jednocześnie, iż wówczas rozpatrywanie protestów wyborczych trwałoby… około sześciu lat! „Wyjście jest jedno. Wystarczy przestrzegać prawa. Przy czym mam tutaj na myśli nie prawo ‘tak jak my je rozumiemy’, tylko tak jak ono zostało napisane w ustawie” - podkreśliła prof. Manowska, która stwierdziła jednocześnie, że jest w stanie wyobrazić sobie „nawet scenariusz, gdzie ktoś próbuje przejąć Sąd Najwyższy siłowo”!
Izba Kontroli Nadzwyczajnej
I prezes SN, zapytana o to, czy widzi jakiekolwiek wyjście z impasu wokół kwestionowania Izby Kontroli Nadzwyczajnej w kontekście wyborów prezydenckich, odpowiedziała jednoznacznie.
Ależ oczywiście, wyjście jest jedno. Wystarczy przestrzegać prawa. Przy czym mam tutaj na myśli nie prawo „tak jak my je rozumiemy”, tylko tak jak ono zostało napisane w ustawie (…) To naprawdę jest proste
— podkreśliła.
Nie można stosować politycznej, pokrętnej wykładni instrumentalizującej prawo dla doraźnych korzyści politycznych, przypisując mu treść, jakiej to prawo nie zawiera. Te różne wypowiedzi medialne o wyrokach TSUE (Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej - przyp. red.) czy ETPCz (Europejski Trybunał Praw Człowieka - przyp. red.), a dotyczące Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w kontekście wyborów są polityczną akcją obliczoną na to, by wprowadzić zamęt
— dodała prof. Manowska.
Jak zaznaczyła, uchwała rządowa stwierdzająca, iż rzekomo IKNiSP nie jest niezawisłym i bezstronnym sądem, „w świetle konstytucji nie ma żadnej doniosłości prawnej”, a także „została podjęta z rażącym naruszeniem prawa”.
A w ogóle to niech mi ktoś wskaże normy prawa międzynarodowego, które przyznawałyby ETPCz lub TSUE prawo wydawania orzeczeń ingerujących w ustrój wymiaru sprawiedliwości w Polsce lub w innym państwie członkowskim. I od tego bym zaczęła, ale na tym nie skończyła
— punktowała dalej sędzia.
Art. 6 Konwencji, na podstawie którego zapadły wyroki godzące w IKNiSP, odnosi się wyłącznie do spraw cywilnych lub karnych. Natomiast sprawy wyborcze nimi nie są. ETPCz sam wielokrotnie wydawał wyroki, wskazując, że szeroko pojętych spraw politycznych, w tym wyborczych, nie można rozpatrywać w kontekście art. 6 EKPCz. Nie rozumiem zatem tej zbiorowej histerii części środowiska politycznego i prawniczego, a raczej rozumiem, ale ona nie ma nic wspólnego z praworządnością, a jedynie z żądzą niekontrolowanej władzy
— mówiła.
Jeśli politycy mają wątpliwości to niechże uchwalą zmiany w prawie, które będą jednak zgodne z konstytucją, a nie wyłącznie będą czynić zadość ich politycznym apetytom. Na razie nie widzę ochoty z żadnej strony do poszukiwania konstruktywnego rozwiązania
— dodała.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Stanowisko I Prezes SN ws. ataków rządu na IKNiSP: „Hybrydowe praktyki dezinformacyjne osłabiające Rzeczpospolitą Polską”
Ustawa „wpadkowa” Hołowni
Prof. Manowska stwierdziła również w wywiadzie, że proponowana przez marszałka Sejmu Szymona Hołownię tzw. ustawa incydentalna spowodowałaby, że rozpatrywanie protestów trwałoby… około sześciu lat! Co więcej, nazwała ją ustawą „wpadkową”.
Jeśli chodzi o ten projekt, to jego jedyną zaletą jest, że wzbudza opór ponad politycznymi podziałami i dzięki temu możemy mieć nadzieję, że nie wejdzie w życie. Jak na razie ten projekt nie trafił do zaopiniowania do SN, choć był gotowy jeszcze w grudniu i dotyczy funkcjonowania SN. Nazywam go ustawą „wpadkową”, bo chociaż jest krótka, to składa się z samych „wpadek”
— powiedziała, zwracając uwagę na kwestię zniesienia terminu, w jakim ma być podjęta uchwała dotycząca ważności wyborów. Jak dodała, „co gorsza, ta ustawa incydentalna zakłada, że skład trzech izb Sądu Najwyższego ma orzekać w sprawie protestów wyborczych”.
Jeżeli tak obszerny skład Sądu Najwyższego, w jakikolwiek sposób zorganizowany, będzie orzekał w sprawie każdego protestu wyborczego, rozpoznanie protestów potrwa całe lata
— oceniła.
I prezes SN na dowód swoich słów przedstawiła konkretne wyliczenia!
W 2020 roku wpłynęło 5 tysięcy protestów. Załóżmy, że podobnie będzie teraz i w pełnym składzie będzie orzekać około 70 sędziów. Niech każdy z nich ma tylko dwie minuty na wypowiedzenie swojego zdania - łącznie będzie to 2,5 tys. godzin. Zakładając orzekanie składu przez osiem godzin dziennie, zajmie to 1562 dni robocze, czyli sześć lat, bo rok ma 2080 roboczogodzin. Dodajmy, że te szacunki dotyczą samych posiedzeń i nie obejmują czasu na sporządzenie uzasadnień, ich przeczytanie przez każdego z tych 70 sędziów, zgłoszenie uwag i akceptację. A dodatkowo – dodajmy – Sąd Najwyższy przez te wszystkie lata orzekać będzie wyłącznie w sprawach protestów – niech frankowicze i wszyscy inni obywatele uzbroją się w cierpliwość! Gratuluję pomysłu, który trudno poważnie komentować
— mówiła.
Jednocześnie prof. Manowska stwierdziła, że „idiotyzmów w tym projekcie jest więcej” , a „na taki pomysł mógł wpaść jednie ktoś bujający na co dzień w obłokach, a sądownictwo znający jedynie z amerykańskich filmów”.
Jego kolejna „wpadka” wynika stąd, że nie zawiesza regulacji przewidujących składy trzyosobowe dla rozpatrywania protestów. Czyli trzeba by było dokonać takiej wykładni, że wstępnej oceny protestu wyborczego dokonuje skład trzyosobowy. Jeżeli on spełnia kryteria formalne i nadaje się do rozpoznania merytorycznego, to przekazuje go postanowieniem dalej do pełnego składu, ale wtedy to dodatkowo wydłuża i komplikuje cały proces, nie wspominając nawet o kosztach
— przedstawiła kolejny problem w ustawie Hołowni. Prof. Manowska opowiedziała, że składy kilkudziesięciu osobowe w SN orzekają niezwykle rzadko, a proces wydania przez taki skład orzeczenia trwa niezwykle długo.
I prezes SN nie wykluczyła, że jest pewne rozwiązanie na kwestię ważności wyborów, choć nadal dotyczyłoby Izby Kontroli Nadzwyczajnej.
Oczywiście, jest taki przepis w ustawie o Sądzie Najwyższym, który pozwala pierwszemu prezesowi na wyznaczenie sędziego spoza izby do rozpoznania danej sprawy w innej izbie. Ja z tego przepisu parę razy korzystałam, widząc jakieś tam konflikty interesów. Zresztą pani profesor Gersdorf również z tego przepisu skorzystała. Teoretycznie więc jest taka możliwość, że spoza Izby Kontroli Nadzwyczajnej wyznaczę sędziów, którzy mieliby rozstrzygnąć tę sprawę. Ale to wciąż byłoby orzeczenie zapadłe w Izbie Kontroli, więc to chyba nie rozwiązuje tego sztucznie wykreowanego przez polityków problemu. Poza tym już na pierwszy rzut oka, budzi moje wątpliwości wskazane rozwiązanie w odniesieniu do całej Izby
— mówiła.
W rozmowie z money.pl prof. Manowska zwracała również uwagę, że scenariusz, w którym stwierdza się wybór prezydenta, a Zgromadzenie Narodowe odbiera od przysięgę bez orzeczenia o ważności wyborów, byłby po prostu naruszeniem prawa. Choć przyznała, że wyobraża sobie scenariusz, w którym… „ktoś próbuje przejąć Sąd Najwyższy siłowo”!
Ale patrząc na drastyczne łamanie prawa, jakie ma miejsce od roku, jestem w stanie sobie wyobrazić już wszystko. Nawet scenariusz, gdzie ktoś próbuje przejąć Sąd Najwyższy siłowo. Ale jeżeli tak się stanie, to ja nie będę miała już nic do powiedzenia. Wtedy musi zabrać głos naród: czy chce, czy nie chce takich działań
— zaznaczyła.
Ustawa mówi wyraźnie, która izba jest właściwa. Ja przestrzegam ustawy i zamierzam to dalej robić. Natomiast mówię, że oczywiście jest taka możliwość, żebym wyznaczyła sędziów do orzekania w sprawach wyborczych, ale to wciąż byłyby orzeczenia IKNiSP. Podkreślam, że w żadnym z wyroków, na które rządzący się powołują, nie zakwestionowano statusu sędziów orzekających w IKNiSP, natomiast zgłoszono zastrzeżenia do izby. Zatem tego typu kombinacje nie likwidowałyby problemu, na rozwiązaniu którego rzekomo zależy politykom
— podkreśliła.
„PKW zapędziła się w kozi róg”
Padło także pytanie o „dylemat” ministra finansów Andrzeja Domańskiego, który nie chce wypłacić PiS należnych dotacji po uchwale PKW, a wcześniej werdykcie właśnie izby Kontroli Nadzwyczajnej.
Jest ministrem, zgodził się, bierze odpowiedzialność. Każdy może wyrazić swoje wątpliwości. (…) PKW niewiele szans dała Izbie na zbadanie prawdziwości zarzutów merytorycznych, które sformułowała w swojej pierwotnej uchwale. Natomiast skoro jest orzeczenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, to powinno ono być wykonane. Współczuję ministrowi Domańskiemu. Ale jedyną radę, jaką dla niego mam, to stosować prawo tak, jak ono zostało uchwalone przez polski parlament, a nie – jak chce je rozumieć premier
— powiedziała I prezes SN.
Stwierdziła też, że „PKW zapędziła się w kozi róg i właśnie tak się kończy polityczne rumakowanie”.
Nawypisywali w uchwale rzeczy, których tam nie powinno być i przerzucili gorący kartofel do ministra Domańskiego. On zwraca się do PKW o wykładnię, tylko na jakiej podstawie prawnej? Bo przecież minister może działać tylko na podstawie ustawy! Tak się kończy lekceważenie prawa
— dodała.
Kontrasygnata premiera Tuska?
Jak podkreśliła prof. Manowska, odnosząc się z kolei do wyboru nowego prezesa Izby Kontroli Nadzwyczajnej, „już poszło pismo do pana prezydenta”.
Nie spodziewam się, żeby pan premier dał kontrasygnatę, bo już dwukrotnie, w moim przekonaniu, naruszył prawo w tym względzie. (…) odmowa kontrasygnaty będzie próbą politycznego wpływania na wybór prezesa izby SN
— mówiła.
Prawda jest taka, że obowiązkiem – tak właśnie: obowiązkiem – premiera jest udzielenie kontrasygnaty, jeżeli działania prezydenta są zgodne z konstytucją i ustawą. A są one zgodne i wymagane przez te akty prawne
— dodała.
CZYTAJ TAKŻE:
olnk/money.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/718419-i-prezes-sn-wprost-o-pomysle-holowni-ustawa-wpadkowa