„Życie uczy, że jak się szybko wypuszcza takie race, to na długo ich nie starcza. I widać, że już rok minął i wszystkie możliwe patenty, żeby zepsuć to, co było, zostały wykorzystane. Nie ma ani jednego pomysłu na to, żeby zbudować coś nowego” - mówi w rozmowie z portalem wPolitytce.pl mec. Marek Markiewicz, adwokat, dziennikarz, były przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz były poseł.
wPolityce.pl: Po tym całym zamieszaniu wokół PKW, Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN i kolejnych pomysłów na „wybory”, wydaje się, że przeciętny Kowalski nie wie, co się wydarzy 6 sierpnia, gdy zakończy się kadencja obecnie urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy. Czy będziemy mieli w ogóle nowego prezydenta czy też marszałek Szymon Hołownia postanowi „przejąć obowiązki”?
Mec. Marek Markiewicz: Na pewno [będziemy mieli prezydenta]. Życie uczy, że jak się szybko wypuszcza takie race, to na długo ich nie starcza. I widać, że już rok minął i wszystkie możliwe patenty, żeby zepsuć to, co było, zostały wykorzystane. Nie ma ani jednego pomysłu na to, żeby zbudować coś nowego. Wszyscy obchodzili ostatnio rocznicę strasznego zamachu na media. Nie chodzi o zajmowanie telewizji, ale o zrujnowanie pewnego projektu społecznego, jaki powstał jeszcze na zjeździe „Solidarności”. I dlatego uważam, że pan premier Tusk zdradził „Solidarność”, bo ona w swoim programie mówiła o mediach, które są pod społecznym nadzorem. Podobnie niestety dzieje się w sprawach ustrojowych. Na zjeździe „Solidarności” była mowa o roli prawa i o tym, że wszyscy są wobec prawa równi. To przekonali się panowie Kamiński i Wąsik, jacy są równi wobec prawa z rąk drugiej osoby w państwie, która sobie wybierała prezesa izby Sądu Najwyższego pod to, żeby zatwierdzono uchwałę pana marszałka. To się wydawało niemożliwe, ale to się zdarzyło ledwo parę miesięcy temu.
Jako ostatnia pojawiła się sprawa Państwowej Komisji Wyborczej.
I co się dzieje? Dzieje się to, że Państwowa Komisja Wyborcza wysyłała wiele uchwał do Sądu Najwyższego i przyjmowała ich efekty. Do ubiegłego tygodnia! Nagle uznała, że wtedy, kiedy wynik jest nieoczekiwany dla większości Komisji, to wtedy można nie uznać Sądu Najwyższego. Nie chodzi o izbę, bo ustawa mówi o Sądzie Najwyższym. Jest to rokosz! Jest to po prostu rokosz, w którym poważny organ państwa nie uznaje Sądu Najwyższego. Do tej pory była mowa o Trybunale Konstytucyjnym, ale tylko chwila minęła i stara uchwała Sejmu o „porządku konstytucyjnym” została przerobiona przez Radę Ministrów na uchwałę w sprawie „ratowania” tego porządku, a przecież Rada Ministrów nie jest od ratowania porządku i opatrzenia wyroków Trybunału komentarzami. Wyroków, których do tej pory nie publikowała. Jeżeli i pan premier jednocześnie wydaje rozporządzenie o ochronie instytucji publicznych, w tym dwóch telewizji, w dwu rozporządzeniach, nie w jednym, bo tego nikt nie zauważył. Jedno wychodziło z dnia na dzień, a więc tam musiała być jakaś potrzeba - nie ustrojowa, a biznesowa - zahamowania transakcji, a drugie rozporządzenie obowiązujące dopiero od 1 stycznia. Czyli zabawa prawem odbywa się na całego, także w wykonaniu pana profesora Bodnara, który już ćwiczył kiedyś jako Rzecznik Praw Obywatelskich wstrzymywanie sprzedaży Polska Press i zniszczył tę instytucję, mimo że sąd ostatecznie uchylił zabezpieczenie. Tu nikt nie liczy się z sensem ustrojowym i kosztami tych zabaw.
To, co opowiada pan marszałek Hołownia, pokazuje tylko, że powinien więcej czasu poświęcić na medytację i na skupienie, a nie na szalone pomysły. Dlatego, że panowie być może zorientują się w pewnym momencie, że przeszkadza im cała reszta ludzi, którzy na to patrzą z zewnątrz. Bo tak dobrze się czują we własnym sosie, we własnym gronie i przy własnym widzeniu prawa. I ja teraz jako obywatel mam poczucie, że co innego znaczy prawo dla mnie, co innego dla pana premiera, co innego dla pana marszałka. Jestem tym zrozpaczony, bo gdzie tutaj jest umowa, że łączy nas prawo, łączy nas ustrój, na który wszyscy przecież pracowaliśmy. To nie jest tak, że większość obywateli nie kiwnęła palcem, żeby w Polsce była demokracja. To jeżeli ja mam powiedzieć, że to o taką demokrację walczyliśmy, to chyba jakaś pomyłka!
I teraz są szczegóły. Co wymyśli Państwowa Komisja Wyborcza? Może pan poseł Kalisz zdecyduje się uznać Sąd Najwyższy. Trzeba dać szansę skorzystać tej okazji, a jak się nie zdecyduje, to trzeba zrobić publiczne wspomnienia po Państwowej Komisji Wyborczej, obarczonej niedobrym pomysłem partyjniactwa, bo to się musiało tak „skręcić” i się właśnie kończy.
I czy możemy mówić o zaufaniu do państwa?
To jest taka przesłanka w sprawie administracyjnym, kiedy się powiada, że akty władzy publicznej muszą budzić zaufanie obywateli. To one nie budzą tego zaufania. I jest straszną - użyję w cudzysłowie oczywiście - „zbrodnią”, że organy władzy publicznej nie chcą budzić zaufania obywateli, bo to wszystko jest śmieszne, prawdę powiedziawszy. Wszystkie te teorie o drukowaniu, nie drukowaniu wyroków, o lepszych czy gorszych sędziach, o tym, że ludzie z Zachodu krytykują, a przecież ludzie z Zachodu przyjechali niedawno - Komisja Wenecka przyjechała i powiedziała, że nie ma różnych sędziów. Sędziowie są tacy sami, nie ma „neo” i starych sędziów. A mimo to narracja ta dalej jest prowadzona. Może w tym świątecznym czasie trzeba życzyć, żeby tych kilka dni sprzyjały refleksji, bo to nie służy dobru Polski.
Czy myśli Pan, że ostatecznie dojdzie do swego rodzaju kombinacji prawnych wokół kodeksu wyborczego i konstytucji, żeby – powiem wprost – ukręcić wybory prezydenckie? A może będzie próba zrealizowania „wariantu rumuńskiego”, który miałby powstrzymać jeszcze kandydata, tego konkretnego?
A czy w Rumunii wszystko już się skończyło? Ludzie już się uspokoili, uznali, że tak ma być, skoro Trybunał postanowił raz tak, raz tak? Chyba nie. Tak samo u nas. Jeżeli ktoś mówi, że walczy o ochronę mediów przed wpływami rosyjskimi, a jednocześnie likwiduje Biełsat, to jaki tu jest sens? W związku z tym, o wyborach ja w tej chwili nie myślę. Myślę tylko o tym, jakie kolejne patenty się nie sprawdzą. I albo będziemy mieli czystą żywą farsę, która nie przetrwa długo, albo będziemy mieli powrót do jakichś - przynajmniej ogólnych - ram prawa. Bo ci wszyscy ludzie, którzy opowiadają, że oni mają teorię, że Zgromadzenie Narodowe nie będzie przyjmować przysięgi od prezydenta, pokłócą się na śmierć i życie wcześniej jako to Zgromadzenie Narodowe. Bo nie wszyscy będą mieli na tyle silne nerwy, żeby w takim gwałceniu prawa trwać jeszcze 6 miesięcy. A jak się pokłócą, to będą wybory.
To na swój sposób dość optymistyczna wersja?
Wie pan, optymistyczna pod jednym warunkiem, że w jakiejś grupie ludzi zachowało się poczucie wstydu.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/716634-nasz-wywiad-mec-markiewicz-wprost-to-jest-rokosz