„To druga część ‘Długiego ramienia Moskwy’” - powiedział mi ostatnio o książce „Zgoda” profesor Sławomir Cenckiewicz. W rozmowie rozwijaliśmy wątki zdrady w wojskowych służbach od czasów komunistycznych po czasy Tuska. Ja jednak chciałbym zaprosić do zapoznania się z inną cechą prorosyjskich oficerów, których portret znajdujemy w „Zgodzie” - z głupotą. Tak, naprawdę z głupotą. Bo tych pijaków od wręczania szabel Rosjanom nie ma co demonizować, to taki sort trepów, owszem, szkodliwych dla kraju, ale doprawdy nie z powodu ich przenikliwości.
Jeśli moją ocenę uznają Państwo za przesadną, to proszę ocenić samemu. Moim ulubionym bohaterem „Zgody” jest generał Piotr Pytel - ten sam, który w „Gazecie Wyborczej” ostrzegał w czasie rządów PiS, że „Rosja już tu jest”.
W 2010 roku był dyrektorem Zarządu Operacyjnego Służby Kontrwywiadu Wojskowego. 9 kwietnia na jego biurko trafia meldunek nadesłany przez Centrum Antyterrorystyczne ABW. Dokument ostrzega, że planowane jest uprowadzenie samolotu należącego do jednego z państw Unii Europejskiej. Rzecz dzieje się w przeddzień smoleńskiej tragedii. Ale jest przecież piątek. Nadchodzi weekend, czas świętowania i picia wódki. Pytel nie przeczytał pisma, otworzy je dopiero w poniedziałek, 12 kwietnia….Po śmierci prezydenta, pasażerów i załogi Tupolewa.
Trudno o bardziej haniebny przykład dyletanctwa. Znane incydenty, w których Pytel pije z Rosjanami wódkę w Kadynach, pozuje do zdjęcia w bolszewickiej czapce „Aurora”, nie oddają całej skali mentalności pana generała. Po forsowaniu współpracy z FSB pułkownik Pytel zostaje szefem SKW, a w ostatnich miesiącach prezydentury Bronisława Komorowskiego - generałem.
W październiku 2013 roku Pytel pozwala pułkownikowi GRU Dmitrijowi Treninowi wizytować Polskę i wygłoić wykład dla Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Wkrótce potem Pytel napisze list do generała pułkownika Aleksandra Bezwierhnego z Kontrwywiadu Wojskowego FSB obiecując wsparcie informacyjne (!) ze strony polskich służb. W ten sposób generał zostawia po sobie ślady współpracy z Rosjanami - to nie jest ani mądre, ani typowe dla służb, to ma cechy zdrady ale jest tez po prostu typowe dla ludzi niezbyt, nazwijmy to, inteligentnych.
W „Zgodzie” autorzy opisują jak SKW po Smoleńsku wysyła oficera do Rosji. W rubryczce „praca” w dokumentach funkcjonariusz wpisuje: „SKW”. Wspaniałe to muszą być tajne (!) służby. Dla niezorientowanych warto dodać, że służby cierpią zazwyczaj na szpiegomanię i dbają o aninomowość nawet sekretarek czy sprzątaczek (żeby nikt nie miał wpływu na osoby opróżniające kosze na śmieci w tajnych siedzibach). A tutaj do kraju FSB i GRU jedzie sobie pan, który jawnie przyznaje że jest funkcjonariuszem SKW? Zdrada? Być może. Głupota? Na pewno.
W części książki napisanej przez Michała Rachonia widzimy inne dowody nienachalnej przenikliwości Pytla (chociaż innych generałów również). W jednych rozmowach oficer oświadcza, że jest dumny ze współpracy z FSB (maj 2017), by wkrótce po tym zaprzeczać jakoby doszło do takiej współpracy (sierpień 2017). Przez całe lata Pytel zabiegał o rosyjską obecność w Polsce, by na koniec straszyć prorosyjskim PiSem, który wcześniej był zwalczany za „rusofobię”. Jest to z jednej strony medialna taktyka, ale formułowana tak głupio i prymitywnie, że świadczy nie tylko o zasobach intelektualnych generała, ale także i jego medialnych rozmówców.
Gdzie jednak tutaj kontynuacja „Długiego ramienia Moskwy”, książki Cenckiewicza o wywiadzie wojskowym PRL, wydanej w 2011 roku? Ciągłość widać tutaj nie tylko w wymiarze polskich tajnych służb jako marionetki Rosjan, ale także kontynuacji głupoty.
Tak jak Pytel jest moim ulubieńcem w „Zgodzie”, tak w „Długim ramieniu…” jest to pułkownik Czesław Dęga. W grudniu 1958 roku jako funkcjonariusz tajnych służb udaje się do Londynu, by w tajemnicy kupić modele uzbrojenia wojskowego i przetransportować je nad Wisłę. Co robi Dęga? Wysyła oficjalne zapytanie do brytyjskiego Ministerstwa Zaopatrzenia… W ten sposób zdekonspirował komórkę wojskowego wywiadu PRL w Londynie, skompromitował siebie i ambasadę PRL, której był attache wojskowym. W 1960 roku Dęga wrócił do kraju, trzy lata później został awansowany do rangi generała brygady (jak Pytel!).
W biogramie Dęgi na popularnej wikipedii nie ma odniesień do ustaleń Cenckiewicza - jest tylko lapidarna laurka dla PRLowskiego generała.
Jenak jedna z sam Akademii Obrony Narodowej w 2008 roku otrzymała Czesława Dęgę jako swojego patrona. Czy i Piotr Pytel doczeka się podobnego upamiętnienia? Może tablicy pamiątkowej albo popiersia w Sztabie Generalnym? Rosjanie z pewnością życzą Polsce i jej sojusznikom samych Pytli na kierowniczych stanowiskach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/712487-siedem-dowodow-na-nienachalna-inteligencje-generala-pytla