Marcin Przydacz i Andrzej Śliwka, posłowie PiS, skomentowali „miniraport” neo-komisji ds. wpływów rosyjskich. W ocenie parlamentarzystów, nie można traktować tego, co zaprezentował gen. Jarosław Stróżyk, jako rzetelny efekt badań. Przydacz wskazał ponadto, że w raporcie zabrakło „kluczowych” przykładów wpływów rosyjskich w Polsce.

W środę gen. Stróżyk, przewodniczący komisji ds. badania wpływów rosyjskich, zaprezentował raport będący efektem jej działań.

Zdaniem byłego wiceministra spraw zagranicznych Przydacza, raport ten w żaden sposób nie odniósł się do „kluczowych momentów”, kiedy to wpływy rosyjskie – zdaniem posła – miały być widoczne. Jako przykład podał m.in. politykę „resetu” z Rosją czy umorzenie ponad 1 mld zł długu wobec Gazpromu w 2010 r.

„Działanie bezwstydne”

Przydacz ocenił podczas konferencji prasowej w Sejmie, że raport ten nie może być traktowany jako poważna praca i rzetelny efekt badań. Podane przez gen. Stróżyka informacje Przydacz nazwał „działaniem na szkodę państwa polskiego” oraz „działaniem bezwstydnym”.

Poseł Śliwka odniósł się do jednego z elementów raportu, który wskazał na niszczenie w analizowanym okresie polskich służb specjalnych, m.in. delegatur Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Śliwka powiedział, że choć agencja przeszła reorganizację, liczba funkcjonariuszy wewnątrz kontrwywiadu ABW za czasów rządu PiS na odcinku granicznym z Rosją zwiększyła się o 100 proc. Reorganizacja – jak ocenił - nie dotyczyła funkcjonariuszy, ale jedynie osób z działu kadr, administracji czy logistyki.

Śliwka poruszył także kwestię programu Karkonosze – powiedział, że nie doszło do rezygnacji z projektu, gdyż cały czas znajdował się on w Planie Modernizacji Technicznej Wojska Polskiego. Dodał, że ówczesna decyzja kierownictwa resortu wynikała z faktu, że tankowce miały stacjonować nie w Polsce, lecz w Holandii.

Przedstawiony w środę dokument jest pierwszym raportem powołanej w maju komisji. Raport roczny ma być przedstawiony w marcu przyszłego roku.

aja/PAP