„Im chodzi o to, aby Lasy Państwowe przestały być samofinansującym się podmiotem. Kiedy to przedsiębiorstwo państwowe zacznie ekonomicznie konać, to będą się zastanawiać, czy może zrobić spółkę akcyjną lub przekazać lasy samorządom” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl poseł Paweł Sałek z PiS. Były wiceminister środowiska ostrzega, że rządzący planują radykalne ograniczenie działalności Lasów Państwowych i zwolnienie wielu leśników. „Te lasy są prowadzone przez leśników w sposób zrównoważony, przy jednoczesnym realizowaniu funkcji społecznych i gospodarczych” - stwierdza były prezydencki doradca ds. ochrony środowiska.
Portal wPolityce.pl: Lasy Państwowe będą optymalizować zatrudnienie leśników. Co to oznacza, ile osób może stracić pracę?
Paweł Sałek, poseł Prawa i Sprawiedliwości: Opublikowałem w mediach społecznościowych zarządzenie dyrektora generalnego Lasów Państwowych dotyczące tzw. optymalizacji etatyzacji. To się ładnie nazywa, ale chodzi o redukcję etatów w Państwowym Gospodarstwie Leśnym Lasy Państwowe. Będzie ona wynikiem kolejnych wyłączeń tysięcy hektarów lasów z użytkowania ze zrównoważonej gospodarki leśnej. Te wyłączenia dokonywane są pod płaszczykiem rzekomych działań proprzyrodniczych i w ramach ochrony środowiska. Uważam, że w imię wielkich haseł o ochronie przyrody prowadzi się największe przedsiębiorstwo przyrodniczo-leśne do upadłości.
Jedną z pierwszych decyzji nowej minister klimatu i środowiska było wprowadzenie moratorium na wycinkę drzew.
Minister Paulina Hennig-Kloska w nielegalnym swoim działaniu wyłączyła z użytkowania ze zrównoważonej gospodarki leśnej blisko 100 tys. ha. Aby usprawiedliwić swoją decyzję, dwa razy przeprowadziła konsultacje społeczne i dwa razy je „przegrała”. W ostatnich, sierpniowych konsultacjach, wzięło udział ok. 77 tys. osób. Ponad 2/3 biorących w nich udział opowiedziało się przeciwko moratorium min. Hennig-Kloski. Tyle że te 77 tys. zostało wyrzuconych przez resort do kosza, a minister Hennig-Kloska do 30 września wydłużyła obowiązywanie moratorium na czas bezterminowy. Wbrew temu, co opowiada koalicja rządząca o prowadzeniu wielkich konsultacji i dialogu ze społeczeństwem, oni nie liczą się z ludźmi. Uznają tylko ten dialog, który jest dla nich korzystny. Dwa razy społeczeństwo wypowiedziało się przeciwko moratorium i ten głos nie został przez nich uznany. Zatem mamy ten dialog władzy ze społeczeństwem, czy nie mamy? To jest ogromna hipokryzja.
Jakie skutki będzie mieć polityka ograniczania działalności Lasów Państwowych?
Lasy Państwowe radzą sobie doskonale. Nie trzeba dawać im kredytu i nie są one objęte handlem prawami do emisji CO2. Pojawia się koncepcja wyłączenia z użytkowania w jakiejś formie ok. 200 tys. ha w ramach nadleśnictw puszczańskich, kolejne tysiące hektarów ma zostać wyłączonych z pozyskania drewna. Można dokładnie wyliczyć, ilu metrów sześciennych zabraknie. W takiej sytuacji wielu leśników nie będzie potrzebnych i straci pracę. Lasom Państwowym grozi redukcja etatów. Jeśli wydano zarządzenie i powołano specjalny zespół, który ma się zająć restrukturyzacją zatrudnienia w całym kraju, to w dalszej kolejności bardzo łatwo będzie można poszukać oszczędności w zakresie kadr.
Czy to oznacza zarzynanie kury znoszącej złote jajka przez koalicję Donalda Tuska?
W umowie koalicyjnej zapisali wyłączenie najcenniejszych zasobów przyrodniczych kraju ze zrównoważonej gospodarki leśnej. Jeśli koalicja doprowadzi do tego wyłączenia, na przykład w ramach pomysłu utworzenia 100 rezerwatów na 100-lecie Lasów Państwowych, to to idzie w tym kierunku. Tworzenie w ten sposób rezerwatów jest piramidalną bzdurą. Rezerwat powstaje wtedy, kiedy istnieje taka potrzeba przyrodnicza, a nie w rocznicę istnienia przedsiębiorstwa.
Można się z tego śmiać, bo przypomina to trochę czasy realnego komunizmu, ale to nie są sprawy zabawne.
Mamy do czynienia z bardzo niebezpieczną sytuacją. Wykorzystując czynnik ekonomiczny i finansowy, Lasy Państwowe zostaną doprowadzone do upadku. Ze względu na kolejne wyłączenia ze zrównoważonej gospodarki leśnej, lasy nie będą miały z czego się utrzymywać i pokrywać swych zobowiązań. Obecnie, troszcząc się o ochronę przyrody, Lasy Państwowe pozyskują drewno, a budżet państwa nie dopłaca do tego ani złotówki. Przedsiębiorstwo płaci ponadto różnego rodzaju daniny na rzecz Skarbu Państwa i Ministerstwa Finansów. Za chwilę może się okazać, że będzie poważny problem i trzeba będzie szukać oszczędności.
Oszczędności dotyczących kosztów osobowych?
Poprzez narrację o ochronie przyrody kreuje się w Polsce od kilkunastu lat wizję, że to leśnik jest zbrodniarzem przyrodniczym, ponieważ pozyskuje drewno. Ta narracja jest już w mediach obecna. Nagłaśnia się porównanie liczby leśników w Polsce i innych krajach Europy. Mówi się, że w europejskich lasach na tysiąc hektarów pracuje 1,5 leśnika, a w Polsce jest to 3,2 leśnika. Takie porównania nie mają sensu, to nie jest żaden parametr mówiący o tym, że u nas jest źle. Państwowe Gospodarstwo Leśne zarządza 7,5 mln ha i jeśli nawet pracuje tu tyle ludzi, to jest to konieczność. Te lasy są prowadzone przez leśników w sposób zrównoważony, przy jednoczesnym realizowaniu funkcji społecznych i gospodarczych. Do kontynuowania tej polityki potrzebne jest grono specjalistów, którzy poprzez wieloletnie plany zarządzania lasami prowadzą gospodarkę leśną. Ta z kolei jest explicite powiązana z ochroną przyrody w Polsce. Narracja o tym, że w Polsce jest za dużo leśników, jest fałszywa. Zawsze, kiedy rząd Donalda Tuska przygotowuje jakieś manewry, które mogą być dla nich piarowo szkodliwe, to jest robiona akcja medialna odwracająca uwagę społeczeństwa i przygotowująca na zmiany.
O jakim „odwracaczu” pan mówi?
Od pewnego czasu wmawia się Polakom, że społeczeństwo i obywatele nie mają wpływu na lasy. Podsuwa się taką ideę, która ma to niby zmienić. Mówi się, że trzeba wprowadzić tzw. lasy społeczne. Tyle że choćby w przypadku Warszawy dojdzie do wyłączenia z użytkowania trzech nadleśnictw, które okalają miasto. Ma tam być prowadzona ograniczona gospodarka leśna. A przecież wszystkie lasy w Polsce są społeczne i państwowe, a leśnicy pokoleniami dbali o to, by utrzymać je w jak najlepszym stanie i zachować ciągłość drzewostanu. Po co zatem nagle wmawia się ludziom, że jakiś czynnik społeczny będzie miał większy wpływ na lasy? Mało tego, twierdzi się, że oddajemy lasy obywatelom i obywatelkom, jakby do tej pory obywatele nie mieli na nie żadnego wpływu.
Co jest celem?
Im chodzi o to, aby Lasy Państwowe przestały być samofinansującym się podmiotem. Kiedy to przedsiębiorstwo państwowe zacznie ekonomicznie konać, to będą się zastanawiać, czy może pójść jedynie w stronę samej ochrony przyrody. A może wtedy zrobić spółkę akcyjną lub przekazać lasy samorządom. Tych pojawiających się opcji widziałem już wiele w swoim życiu, teraz jednak władza robi to w wyrafinowany sposób. Wmawia ludziom, że działania prowadzone przez leśników są szkodliwe dla przyrody. To jest totalna bzdura. Trzeba obronić polski model gospodarki leśnej i samofinansującego się podmiotu, jakim są Lasy Państwowe. Jeśli ta struktura zostanie zachwiana, a teraz jej fundamenty są podkopywane, to wprowadzenie każdej innej opcji będzie już dla nich łatwe.
Min. Hennig-Kloska bierze się także za zmiany w prawie łowieckim. Jak pan to odczytuje?
Najlepiej, aby kierownictwo resortu środowiska już nie dokonywało żadnych reform. Po tym, jak niszczy się polską przyrodę, lasy i doprowadza (może nie mając świadomości) do upadku finansowego Lasy Państwowe, niech już Pani minister nie opowiada, że społeczeństwo chce teraz zmian w łowiectwie. Społeczeństwo nie chciało przedłużenia tzw. moratorium, a Hennig-Kloska wydłużyła moratorium bezterminowo, zlekceważyła głos ok. 77 tys. osób biorących udział w konsultacjach społecznych także tych, co byli za utrzymaniem moratorium w 5 Regionalnych Dyrekcjach Lasów Państwowych. Przypuszczam, że teraz powołując się na jakieś jednostronne opinie organizacji pozarządowych twierdzi, że łowiectwo potrzebuje zmian. To kolejna hipokryzja.
Resort ustami swojej szefowej twierdzi, że łowiectwo trzeba oczyścić z kłusownictwa i uregulować status prawny terenów prywatnych w czasie polowań.
Z doświadczenia wiemy, że jak Główny Konserwator Przyrody Mikołaj Dorożała będzie jakieś pomysły wprowadzał w życie, to powstanie tylko bałagan i doprowadzi łowiectwo do zapaści. Twierdzenia, że łowiectwo trzeba oczyścić z kłusownictwa, jest zabiegiem manipulacji medialnej, który ma umożliwić utożsamianie myśliwego z kłusownikiem. To znana metoda obecnego kierownictwa resortu, bo podobnie traktowano leśników, nazywając ich baronami leśnymi lub jeszcze niedawno niszczycielami przyrody. Jest to świadome wywoływanie negatywnych emocji w części niezorientowanego społeczeństwa, wobec kolejnych grup społecznych lub zawodowych. Minister Hennig-Kloska nie zna obowiązującego w Polsce prawa, twierdząc, że nie można wyłączyć prywatnych nieruchomości z polowań (dzierżawa obwodów łowieckich). Otóż informuję panią minister, że dzisiejszy stan prawny dopuszcza na wniosek właściciela nieruchomości wyłączenie jej z dzierżawy obwodu łowieckiego, ale właściciel nie ma w związku z tym odszkodowania za szkody wyrządzane przez zwierzynę łowną na tym terenie.
Min. Hennig-Kloska posunęła się daleko mówiąc, że „łowczy i myśliwi w Polsce muszą - trochę jak Kościół katolicki - oczyścić się ze swoich grzechów”.
To są słowa bezczelne przede wszystkim w stosunku do Kościoła katolickiego. To takie typowe, że ci, którzy nie mają wiele wspólnego z Kościołem, pouczają go, jak ma się zachowywać i oczyszczać. Podobnie rzecz się ma łowiectwem, minister nie zna podstawowych spraw, a zamierza je reformować.
Dziękuję za rozmowę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/711396-salek-trzeba-obronic-polski-model-gospodarki-lesnej