Najgorszy był ten okres w izbie zatrzymań, gdzie czekałam na sąd aresztowy. I tam była taka sytuacja, że nie było kobiet funkcjonariuszy, tylko byli sami mężczyźni, a żeby iść do toalety, musiałam iść nadzorowana przez funkcjonariusza, więc każde skorzystanie z toalety, każde umycie się w łazience wiązało się z tym, że obserwowali mnie mężczyźni - takie wstrząsające słowa padły z ust Urszuli Dubejko, przetrzymywanej w areszcie przez siedem miesięcy byłej urzędniczki Ministerstwa Sprawiedliwości na antenie Telewizji wPolsce24. Podkreśliła ona przy tym, że mimo to modli się za Adama Bodnara i że mu wybaczyła.
Po wpłaceniu kaucji ksiądz Michał Olszewski i dwie byłe urzędniczki Ministerstwa są już na wolności.
Jedna z nich Urszula Dubejko o szczegółach sprawy opowiedziała na antenie Telewizji wPolsce24.
Wyjście z aresztu
Wyjawiła ona, jak wyglądały jej pierwsze godziny po powrocie do domu.
Było dużo szczęścia, łzy wzruszenia. Rodzina czekała na mnie z niecierpliwością, pan mecenas był na tyle uprzejmy, że po mnie przyjechał i to też było dobre rozwiązanie, bo rzeczywiście myślę, że trudno byłoby się pod aresztem spotkać i też cieszyć się. O wiele spokojniej było spotkać się z rodziną w domu. Wielkim wzruszeniem było dla mnie spotkanie się z osobami, które regularnie co wtorek modliły się za mnie pod aresztem, też uczestniczyły w wielu spotkaniach modlitewnych i protestach. Wywołało to we mnie wielkie łzy wzruszenia i bardzo cieszyłam się, że mogłam się spotkać z tymi osobami, też parę słów podziękowania do nich skierować, bo takie gesty, to całe wsparcie, liczne modlitwy, Msze Święte, nawet nie zdawałem sobie sprawy z zakresu tego wszystkiego, co dzieje się w naszej intencji, w naszej sprawie, dopiero po wyjściu z aresztu dowiedziałam się, jak wielki był zakres tych działań. Także był wielki dzień wzruszeń
— podkreślała.
W domu czekali na mnie mąż i syn. Poradzili sobie, byłam z nich naprawdę dumna. Zatrzymanie mnie było dla nas wielkim zaskoczeniem, to było we Wielki Wtorek, tuż przed świętami, więc de facto oni zostali sami na święta, jeszcze z wielkim stresem, bo przez pierwsze dwa tygodnie w ogóle nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, bo nie mieli ze mną żadnego kontaktu, bo nawet bardzo był utrudniony kontakt z adwokatem, że on też nie mógł przekazać tych informacji. Te Święta Wielkanocne były dla nich trochę szokiem, trochę rozpaczą, tak samo dla mnie. Ja nawet nie pamiętam tych Świąt Wielkanocnych, nie wiem, jak je przetrwałam, w ogóle nie pamiętam, co się wtedy działo. Teraz była ta radość, że możemy się spotkać, że ten trud jest chwilowo za nami, chociaż pewnie jeszcze wiele ciężkich doświadczeń przed nami
— mówiła.
Otrzymałam wiele telefonów od rodziny, każdy chciałby się spotkać, pierwsze spotkania rodzinne były dzisiaj rano. Za chwilę przyjadą rodzice, więc też będzie wielkie wzruszenie, bo tata szczególnie przeżywał ten areszt, bardzo odbiło się to na jego zdrowiu i też wiem, że on czuł taką wielką bezsilność, podejmował wiele inicjatyw i działał w każdą możliwą stronę, widziałam w telewizji, jak ciężko mu było
— opowiadała była urzędniczka MS.
Zmiana w życiu
Urszula Dubejko podkreśliła, że przez czas spędzony w areszcie bardzo wiele zmieniło się w jej życiu.
Areszt był dla mnie trochę przemianą duchową. Przede wszystkim samo zatrzymanie, fakt, że tyle miesięcy mnie nie było, już było szalenie trudne. Teraz jak wracam do tego.. zmieniło się wszystko. Przede wszystkim zmieniła się perspektywa na wartości, na to, co jest naprawdę ważne. Zweryfikowali się przyjaciele, zweryfikowała się rodzina. Rodzina oczywiscie pozytywnie, znajomi różnie
— mówiła.
Przyznała ona, że niestety byli tacy, którzy uznali ją za winną, ale zdecydowana większość ją wspierała, a także wspierała jej najbliższych.
Trudne doświadczenia
Opowiedziała ona także o tym, jakie emocje towarzyszyły jej w areszcie.
Zaczęło się od bezsilności, strachu. Była też samotność, doświadczenie ogromnego cierpienia, braku wpływu na cokolwiek, że nagle zostałam ubezwłasnowolniona, nic ode mnie nie zależało. Czułam się trochę jak przedmiot traktowana, o wszystkim za mnie decydowano, zabrano mi wszystko. Jak to wspominam, to ciągle jest niesmak i poczucie wielkiej niesprawiedliwości
— powiedziała.
Byłam traktowana jak niebezpieczny przestępca. Miałam status izolacji, który w praktyce sprowadzał się do tego, że byłam sama w celi w tym czasie aresztowym, byłam monitorowana 24 godziny na dobę, gdzie funkcjonariusze obserwowali na monitorze każdy mój ruch łącznie z pobytem w toalecie. Potem, żeby wyjść z celi, było zarządzane pełne oczyszczenie terenu, żeby żaden inny osadzony nie mógł przebywać na tym terenie. Jak szłam na spacerniak, to szłam sama, potem na spacerniaku też byłam sama. Jak szłam do kaplicy, to był tylko ksiądz
— mówiła.
Spotkania z rodziną były bez kontaktu. Nie dość, że te spotkania były bardzo rzadkie, to one odbywały się przez tak zwaną plekse, czyli siedziałam w takim zamkniętym pomieszczeniu, była szybka i tylko rozmawialiśmy przez telefon. W ciągu tych siedmiu miesięcy tylko cztery razy odwiedził mnie mój nastoletni syn i za każdym razem widziałam w jego oczach też cierpienie, on bardzo dobrze się trzymał i jestem z niego bardzo dumna, okazał się dojrzałym człowiekiem , ale widzieć mamę w takiej klatce i rozmawiać z nią przez słuchawkę?
— podkreślała.
Bulwersujące fakty
Urszula Dubejko przyznała, że najgorzej było na początku, kiedy samo zatrzymanie było dla niej szokiem, jak i forma tego zatrzymania.
ABW w liczbie kilkunastu funkcjonariuszy zjawiło się o godzinie 6:00 rano w moim domu. Zaczęli tłuc się do drzwi, budząc całe osiedle, strasząc, że wyważą drzwi, jak nie otworzę natychmiast. O szóstej rano wszyscy byliśmy wyrwani ze snu, ja zeszłam, syn zszedł za mną, ja krzyczałam do niego, żeby nie schodził, ale zszedł za mną i był świadkiem, jak otworzyłam drzwi ABW. Skuli mnie na jego oczach i przez długi czas byłam skuta. Dopiero potem jak poprosiłam, żeby przyjechał pan Wąsowski, to zostałam rozkuta na czas jego obecności. On był przez chwilę, ale też zadeklarował, że będzie potem na przesłuchaniu. Samo to przeszukanie, ta atmosfera była taka agresywna. Ja też od razu mówiłam, że nie będę sprawiać żadnych trudności, nie zamierzam stawiać oporu
— mówiła.
Najgorszy był ten okres w izbie zatrzymań, gdzie czekałam na sąd aresztowy. I tam była taka sytuacja, że nie było kobiet funkcjonariuszy, tylko byli sami mężczyźni, a żeby iść do toalety, musiałam iść nadzorowana przez funkcjonariusza, więc każde skorzystanie z toalety, każde umycie się w łazience wiązało się z tym, że obserwowali mnie mężczyźni przez takie okienko w toalecie. Niektórzy byli tacy delikatni i patrzyli trochę bardziej w bok, ale byli też tacy, którzy patrzyli wprost, jak się załatwiam. To było dla mnie bardzo upokarzające. To było dla mnie nie do uwierzenia, nie życzyłabym tego najgorszemu wrogowi… w środku Europy…
— opowiadała.
Dubejko przyznała, że przez pierwsze trzy miesiące w areszcie właściwie cały czas płakała.
Wybaczenie
Była urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości została zapytana o to, co powiedziałaby ministrowi Adamowi Bodnarowi, gdyby mogła z nim porozmawiać.
To jest już po stronie pana ministra, ja nie chcę mu nic mówić. Ja mogę powiedzieć tyle, że modlę się też za moich prześladowców i wybaczyłam mu to. Jeśli jego sumienie mu na to pozwala, żeby mówił, że to jest wszystko okej, to myślę, że ja nie chciałabym się z nim zadawać
— wskazała.
Urszula Dubejko zwróciła ponadto uwagę na wielkie wsparcie, które otrzymała.
To wsparcie budowało moją siłę. Wiedza o modlitwach, o tych wszystkich akcjach podejmowanych. Gdzieś też od początku lipca miałam telewizor, jakoś tak się udało, że mąż mi dostarczył, więc też miałam też szczęście oglądać Telewizję wPolsce24. Chciałabym podziękować całej redakcji za wiele słów wsparcia, za wiele akcji, podziękowania dla redaktora Biedronia, który był orędownikiem naszej sprawy, przeprowadzał wiele wywiadów. To budowało moją siłę i pomagało przetrwać w tej pustej celi więziennej, gdzie przez 23,5 godziny nie widziałam nikogo, nie odzywałam się do nikogo. Gdybym miała używać własnych zasobów, to myślę, że bym tego nie przetrwała - tylko wsparcie społeczne, dobre informacje propagowane przez wolne media
— mówiła.
Groźniejsze momenty zwątpienia
Zapytana, czy były momenty zwątpienia, odparła:
Były takie momenty, czasami bardzo drastyczne. Pierwsze trzy miesiące płakałam co wieczór. Nie mogłam sobie poradzić z tą bezradnością, brakiem możliwości wpłynięcia na cokolwiek i z takim zwykłym ludzkim strachem. Były też takie groźniejsze [chwile], to ocierało się też o myśli samobójcze. Na szczęście miałam wielkie wsparcie. Myślę, że to też łaska wynikająca z tych modlitw, ze szczególnej łaski Bożej.
Pani Urszula stwierdziła, że doświadczyła przez to duchowej przemiany.
Miałam wsparcie ze strony ojca kapelana, który pracuje w areszcie, gdzie też mogłam sobie uporządkować pewne rzeczy. Pomogła mi wiara i czułam obecność Matki Przenajświętszej. Zrobiłam zawierzenie
— kontynuowała.
Myślę, że to jest taki szczególny dar łaski, sama pewnie bym sobie z tym nie poradziła. Modlitwa nie moja, ale przede wszystkim tych wielu osób, które pamiętały (…). Mając świadomość, że tyle osób codziennie się za nas modli, to budowało moją siłę. Chociaż słabość była wielka, „moc w słabości się doskonali”
— dodała pani Urszula.
Była urzędniczka MS jest przekonana, że wszystkie osadzone wiedziały, kim jest, ze względu na medialność sprawy.
Miałam kontakt z osadzonymi, które były zatrudnione. Czyli to były osoby skazane i mogłam z nimi mogłam mieć kontakt, miały status osoby zatrudnionej. Muszę przyznać, że niektóre te relacje były dla mnie bardzo wartościowe. Spotkałam osoby, które dopuściły się różnych, czasami nawet ciężkich czynów, ale chciał zmienić swoje życie. To było tak budujące (…), to także takie spotkanie z prawdziwym cierpieniem
— opowiadała.
Czuję się na siłach, by to merytorycznie wyjaśnić
Pani Urszula Dobejko wyraziła także nadzieję, że sprawa jak najszybciej trafi merytorycznie do sądu.
Bo ja czuję się na siłach też merytorycznie wyjaśnić to wszystko
— podkreśliła.
„Myślę, że przyjdzie proza życia”
Jestem tu i teraz, cieszę się z każdej chwili spędzonej w domu, z rodziną, przyjaciółmi. Czekam na spotkania rodzinne (…) Teraz jeszcze dużo spotkań, łez radości, też dużo takiej czułości. Natomiast myślę, że przyjdzie proza życia. Trzeba będzie jakoś ułożyć sobie to życie od nowa. Wyznam, że jestem trochę przestraszona
— kontynuowała.
„Strach o bliskich, że może to nie koniec tego cierpienia”
Tym, co najbardziej mnie boli, jest taki strach o bliskich. Że jeszcze będą cierpieli, że może to nie koniec tego całego cierpienia. To jest chyba takie najtrudniejsze
— wyznała pani Urszula.
Muszę powiedzieć, że naprawdę serdecznie dziękuję tym wszystkim osobom, które tam były i czekały na nas. Z ich strony było wiele wsparcia
— podkreśliła, odpowiadając na stwierdzenie redaktora Łyżwińskiego, że zapewne moment, w którym po 200 dniach odzyskała wolność, na pewno na zawsze zapisze się w jej pamięci.
Jedna pani nawet powiedziała mi wprost, że ona traktuje nas jak swoje córki, że modliła się z takim zapałem, z taką intencją. I dla mnie to było tak wzruszające, że natychmiast łzy w kącikach oczu mi stanęły
— dodała była urzędniczka MS.
„Odebrano mi te lata służby dla kraju”
Myślę, że bardzo istotny jest też taki czynnik patriotyczny. To jest również dla mnie bardzo budujące, bo ja całe życie poświęciłam służbie cywilnej i służbę dla Polski właśnie w tej perspektywie oceniałam. W tej chwili to całe życie zawodowe, całe doświadczenie, ono się zakończyło dosyć brutalnie
— powiedziała Dubejko.
Pytana przez prowadzącego, czy czuje, że ktoś odebrał jej lata służby dla Polski, odpowiedziała twierdząco.
Tak, czuję, że mi odebrano te lata mojej służby dla kraju, lata służby cywilnej. (…) To też determinowało mnie jaka człowieka, większa część mojej pracy zawodowej (…) to jest służba cywilna
— podkreśliła pani Urszula.
I teraz tak radykalnie znalazłam się poza nią, że trochę myślę, że za chwilę poczuję taką wielką pustkę, bo nie będę wiedziała, co dalej ze sobą zrobić
— powiedziała.
„Jestem dumna z męża i syna”
Jestem dumna z mojej rodziny, z syna, z męża, że potrafili tak dzielnie zorganizować sobie to wszystko, że potrafili poradzić sobie
— podkreśliła.
Syn przyniósł lepsze świadectwo, niż jak ja go popędzałam do nauki. Przyniósł tak dobre świadectwo w okresie, gdy mnie nie było, że pomyślałam: „No, może to jest jakaś metoda na ciebie”
— zażartowała była urzędniczka.
Nie mogłam nawet telefonicznie kontaktować się z synem. Adwokat wielokrotnie występował o to, abym mogła mieć takie kontakty. Odwołał się też do Prokuratora Krajowego, ale nie było takiej możliwości i to było dla mnie najcięższe
— powiedziała.
„W trudnych momentach doświadczałam wielu łask”
To było takie cierpienie codzienne. Potem ono jakoś tam, pewnie też dzięki łasce, dzięki tym modlitwom, duchowemu wsparciu też wielu osób z zewnątrz sprawiło, że ukształtowałam w sobie taką głębszą cierpliwość, wytrwałość
— oceniła pani Urszula.
Wiara bardzo wiele teraz dla mnie znaczy. Czułam obecność Najświętszej Marii Panny, w celi, przy mnie, cały czas. Wielu łask doświadczałam. Kiedy były bardzo trudne momenty, często pojawiał się jakiś dobry list, jakaś dobra informacja. Życzyłabym więc sobie, żeby ta moja przemiana duchowa trwała
— podkreśliła.
Dziękuję wszystkim, którzy choć dobrym słowem mnie wsparli
— zakończyła.
CAŁA ROZMOWA DOSTĘPNA W WIDEO TELEWIZJI WPOLSCE24:
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/711116-tylko-u-nas-urszula-dubejko-o-bodnarze-wybaczylam-mu-to