Zwolnienie aresztowanych kobiet i księdza nie oznacza przywrócenia zasad prawa, a jest tylko rezultatem narastającej paniki władzy przed społecznym buntem.
Gdy 25 października 2024 r. z aresztu na warszawskim Grochowie wychodziły Urszula Dubejko i Karolina Kucharska, zaś z aresztu na Służewcu ksiądz Michał Olszewski, Polacy mogli oglądać sceny, jakie w czasie stanu wojennego oglądali tylko najbliżsi internowanych. Ale atmosfera była podobna. Tak jak poczucie absurdalności aresztu (internowania) jako świadectwa chorobliwych podrygów teraz reżimu Tuska – Bodnara, a przed ponad 40 laty reżimu Jaruzelskiego – Kiszczaka. Sama obecna władza zadbała o to, żeby areszt kobiet i księdza kojarzył się z internowaniem – głównie przez poczucie bezsensownej zemsty. I kojarzył się z karnymi zarzutami dla strasznych przestępców z czasów stanu wojennego, czyli głównie zwykłych Polaków.
Reżim Tuska – Bodnara ma zadziwiającą skłonność do zachowywania się w stylu zorganizowanej grupy przestępczej Jaruzelskiego – Kiszczaka. Generalnie komunistyczne schematy muszą siedzieć mocno w głowach przedstawicieli obecnej władzy, ale też ich medialnych pomagierów, skoro po nie sięgają. Dla medialnych pomagierów ideałami wydają się być Jerzy Urban, Marek Barański czy Jerzy Małczyński. Sięganie do komunistycznych wzorców jest samobójcze wizerunkowo, ale świadczy też o wyjątkowej desperacji obecnej władzy. Z kolei wyjście z aresztów kobiet i księdza świadczy o tym, że powoli ziemia usuwa się spod nóg reżimu.
O kobietach internowanych przez reżim Jaruzelskiego - Kiszczaka pisał w 1982 r. poeta Wiktor Woroszylski (sam internowany): „A więc to są te przestępczynie/ pielęgniarki prządki/ doktorzy filologii i chemii/ dziewczyny od teleksów i telefonów/ niebezpiecznie dla państwa wywleczone z łóżek/ w nocnych koszulach Przybite do krzyży/ zdrętwiałych kręgosłupów przywalone/ twardym wiekiem suk z żółcią/ w ustach z krwią spływającą po udach/ z wołaniem w uszach (dziecko na puszczy pokoju)/ z sercem obsuwającym się jak góra w mroku”.
Współcześni naśladowcy Jaruzelskiego i Kiszczaka też prześladują ludzi z wyjątkowym zapamiętaniem, zwalniając się z zasad człowieczeństwa i zwyczajnej przyzwoitości. Reżim Jaruzelskiego – Kiszczaka planował umieścić kobiety w ciężkim Zakładzie Karnym dla Kobiet Bydgoszcz-Fordon. Ostatecznie większość umieszczono w Ośrodku Wczasowym Zarządu Głównego Związku Zawodowego Pracowników Prasy, Książki, Radia i Telewizji w Gołdapi. I to był element pokazówki, mający świadczyć o „dobroci” władz. Ale najpierw internowane dostały się do różnych zakładów karnych, gdzie warunki przypominały sowieckie kolonie karne. Reżim Tuska – Bodnara pokazówkami nie zawraca sobie głowy.
Tak ponad 40 lat temu, jak i w roku 2024 reżim wykorzystywał fakt posiadania dzieci – brak kontaktu miał pogłębiać rozpacz i poczucie beznadziei. Podczas internowania kobietom odmawiano jakiejkolwiek informacji o dzieciach. Podawano nawet fałszywe informacje, że trafiły one do domów dziecka. W 1982 r. obiecano szybkie wyjście za podpisanie lojalki, a w 2024 r. za „sypanie” przełożonych i współpracowników. W 1981 r. kobiety zwożono do Gołdapi z więzień całego kraju czymś w rodzaju „kibitek”, często pod lufami karabinów. W 2024 r. wystarczyły zespolone kajdanki i oskarżenia o przynależność do zorganizowanej grupy przestępczej. A potem było zapalanie światła, wyrywanie ze snu, upokarzanie w związku z czynnościami fizjologicznymi.
Tak w 1982 r., jak w 2024 r. kobiety i ksiądz byli poddawani różnym represjom i szykanom. Reżim Tuska – Bodnara powstrzymał się tylko od informowania o różnych fikcyjnych tragediach rodzinnych. Podczas internowania Bolesławy Borowskiej z Poznania powiedziano jej, że mąż zmarł, a dzieci trafiły do domu dziecka, co doprowadziło do załamania nerwowego. Reżim Tuska – Bodnara nie inscenizuje też wywózek w nieznane miejsca, żeby zastraszać, jak 1 marca 1982 r. w wypadku 26 internowanych kobiet, bo współczesne środki komunikacji błyskawicznie by to obnażyły.
Gdy aresztowano kobiety i księdza reżim Tuska – Bodnara był przekonany, że zastraszy całe społeczeństwo. Był to przecież sygnał, że zamknąć można każdego. Ale reżim nie przewidział, że wokół tych aresztowań powstanie coś w rodzaju społecznego ruchu nieposłuszeństwa, a wręcz oporu. A kiedy ten ruch zaczął rosnąć w siłę, reżim się po prostu wystraszył. Uznał, że to może być iskra, która doprowadzi do jakichś masowych protestów, które wysadzą władzę w kosmos. A gdy doszły do tego fatalne informacje z gospodarki (np. spadek sprzedaży we wrześniu 2024 r. o 3 proc. rok do roku), reżim wpadł w panikę.
Zwolnienie aresztowanych kobiet i księdza nie oznacza żadnego przywrócenia zasad prawa, a jest tylko rezultatem coraz większego strachu, a wręcz paniki władzy przed społecznym buntem. Zamiarem było napuszczenie na siebie różnych grup społecznych, a wyszło umocnienie wspólnoty nie tylko przeciw obecnej władzy, ale też wokół fundamentalnych wartości. I tego reżim Tuska - Bodnara boi się najbardziej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/711109-rezim-sam-sie-prosi-o-porownanie-do-uwolnienia-internowanych