Po cichutku, bez rozgłosu minister obrony narodowej zmienił datę święta Marynarki Wojennej. Czy to ważna sprawa? W sumie nie, ale symptomatyczna. Ukazująca, że nadal są komunistyczne zaszłości w Wojsku Polskim.
Do tego roku Marynarka Wojenna obchodziła swe święto w ostatnią niedzielę czerwca. A tu nagle Władysław Kosiniak-Kamysz wydał decyzję o przeniesieniu uroczystego dnia drugiego rodzaju Sił Zbrojnych na 28 listopada. I nawet tym się nie pochwalił. Dobrze zrobił, czy źle?
Oczywiście to sprawa błaha na tle całości działania – czy może bardziej buksowania – resortu, którym kieruje. Ale w tym przypadku należą mu się słowa uznania. Wreszcie, po 35 latach niepodległości, ktoś zauważył, że Marynarka Wojenna obchodzi święto według starego komunistycznego kalendarza. Nieco przypadkowego, ale wynikającego z polityki władz PRL. Przed wojną uroczystym dniem dla MW był 10 lutego, czyli rocznica Zaślubin Polski z Morzem w 1920 roku. Oraz 28 listopada – data bitwy pod Oliwą i jednocześnie rozkazu ustanawiającego stworzenie współczesnej polskiej floty.
Z dniem 28 listopada 1918 roku rozkazuję utworzyć marynarkę polską, mianując jednocześnie pułkownika marynarki Bogumiła Nowotnego, szefem Sekcji Marynarki Wojennej przy Ministerstwie Spraw Wojskowych
— tak brzmiał epokowy rozkaz Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego. Było więc oczywiste, że po 1945 r. „władzy ludowej” nie pasowała żadna z tych dat. A że nie miała lepszej to w sumie przypadkiem przeniesiono święto na ostatnią niedzielę czerwca, czyli dzień, który kończył obchody Święta Morza (skądinąd imprezy o sanacyjnym rodowodzie). Tak więc decyzja obecnego ministra obrony stawia całą kwestią z głowy na nogi.
Zapaszek LWP w Wojsku Polskim
Sprawa jest drobna, ale charakterystyczna. Mimo upływu lat w Wojsku Polskim czuć zapaszek LWP. Słychać to w słownictwie, gdzie ocalało sporo rusycyzmów. „Płaszczadka” na poligonie, „odbój” po służbie, „przekoszenie” lufy. „Technika wojskowa” zamiast czysto polskiego „sprzętu”. Widać to w takich reliktowych rzeczach, jak obecność podoficerskiego stopnia starszego kaprala, wprowadzonego w 1967 r., a nigdy wcześniej nie występującego w historii Wojska Polskiego. Albo w absurdalnym fakcie, że podporucznik nosi na naramienniku (czyli „pagonie”, jeśli ktoś woli rusycyzmy) dwie gwiazdki. To pamiątka decyzji z lat 50-tych, będącej niewolniczym kopiowaniem wzorców sowieckich i rosyjskich. W tamtej armii występują aż trzy stopnie poruczników: mładszyj lejtnant, lejtnant, starszyj lejtnant. U nas nigdy tego nie było, ale za LWP i marszałka Rokossowskiego miała miejsce intensywna urawniłowka, która miała upodobnić PRL-owską armię do sowieckiej.
Dzisiaj ta dwugwiazdkowa pamiątka po Rokossowskim bywa czasem powodem konfuzji w relacjach z armiami sojuszniczymi. Tam wszędzie dwa znaczki na naramienniku – „gwoździe” albo gwiazdki – przysługują odpowiednikowi naszego porucznika. Zdarzają się czasem więc pomyłki. Także wtedy, gdy nasz trzygwiazdkowy porucznik jest brany za kapitana.
Nie tylko liczebność i uzbrojenie, ale też charaktery i umysły
Te wszystkie opisane wyżej sprawy to margines problemów, z którymi boryka się Wojsko Polskie. Zagadnienie o skali mikro, jednak symptomatyczne. Można to porównać do sytuacji, gdy niewielkie znamię na skórze człowieka sygnalizuje, że coś innego szwankuje w funkcjonowaniu organizmu. Tu jest podobnie. Zapaszek po LWP to nie tylko rusycyzmy i bałagan w symbolice. To także zjawiska naprawdę poważne.
Dotyczą one mentalności armii. Bardzo wiele zmieniło się na lepsze i ten progres dalej postępuje. To trzeba zaznaczyć, aby nie malować czarnego obrazu i docenić ciężką pracę znakomitych generałów, oficerów, podoficerów i szeregowych. Ale obok nich dalej są ludzie, często na wysokich stanowiskach, z cechami patologicznymi. Asekuranctwo, biurokracja (zwana w wojsku „białą taktyką”), chamstwo wobec podwładnych, niestety też donosicielstwo. Zbyt dużo tego jeszcze jest. Chyba nie ma żołnierza, który by z tym się nie zetknął.
Usunięcie tych patologii jest zadaniem nie mniej ważnym niż zwiększenie stanu liczebnego Sił Zbrojnych i zakup nowego sprzętu. Wystarczy spojrzeć na walczącą armię ukraińską, aby zrozumieć, co dzieje się, gdy nie usunie się tych negatywnych zjawisk. W czasie „W” płaci się za nie krwią najlepszych żołnierzy. Ważna jest liczebność armii, bardzo ważne jest nowoczesne uzbrojenie, ale nie będzie to wiele warte, gdy słabe będą charaktery i umysły ludzi stanowiących skład osobowy Wojska Polskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/710893-listopad-zamiast-czerwca-dlaczego-kosiniak-kamysz-to-zrobil