Anne Applebaum, amerykańsko-polska dziennikarka i jej mąż, Radosław Sikorski, szef polskiej dyplomacji, wspólnie udzielili wywiadu redaktorowi Bartoszowi Wielińskiemu z „Gazety Wyborczej”. Tradycyjnie już padały słowa takie jak „populizm” czy „autokracja”, odmieniane przez wszystkie przypadki i odnoszące się nie tyle do tego, co oznaczają faktycznie, ale i wszystkiego, z czym nie zgadza się dziennikarz ani jego rozmówcy. Anne Applebaum wyznała, że „Za PiS-u baliśmy się ciągle”, a teraz już nie. Oboje też próbowali przekonywać, że to rząd Donalda Tuska realnie zadbał o bezpieczeństwo granicy polsko-białoruskiej.
Wywiad Bartosza Wielińskiego z Anne Applebaum i Radosławem Sikorskim, choć bardzo obszerny, streścić można właściwie jednym określeniem: „Wsteczne straszenie PiS-em”.
Za PiS baliśmy się ciągle. Że Polska może wyjść z Unii Europejskiej, że przestanie być demokracją, że dopną przejmowanie sądownictwa i sądy będą fałszywe, że policja zacznie stukać do drzwi opozycji - bo tak, już zaczęli się do tego przygotowywać. Bo przecież za PiS baliśmy się ciągle. Że Polska może wyjść z Unii Europejskiej, że przestanie być demokracją, że dopną przejmowanie sądownictwa i sądy będą fałszywe, że policja zacznie stukać do drzwi opozycji - bo tak, już zaczęli się do tego przygotowywać
— powiedziała już na początku Applebaum, pytana, jak oceniłaby dzisiejszą Polskę, rok po wyborach, w wyniku których PiS straciło władzę, gdyby 14 października 2023 r. wyjechała do USA i wróciła do Polski dopiero teraz.
Publicystka raczyła zauważyć, że dzisiaj nasz kraj jest nie tylko uznawany za „pełnoprawną część Unii Europejskiej i NATO, ale wręcz za jedną z liderek”.
W Unii jest jednym z najsilniejszych głosów, w NATO jest znana jako ten kraj, który wydaje najwięcej na broń
— podkreśliła. Pani Applebaum zapomniało się jednak, że zwiększenie wydatków na zbrojenia zapoczątkował ten okropny, straszny PiS i to jeszcze w czasach, kiedy jej szanowny małżonek przekonywał, że „Rosja nie jest naszym wrogiem, a Putin to nie Stalin – jeśli morduje to detalicznie, a nie hurtowo”. „Pozostałe kraje rozmawiają z Rosją - my od 4 lat nie spotkaliśmy się z ich przedstawicielstwem. Jesteśmy dyżurnym rusofobem”- przekonywał Sikorski w 2020 r. w rozmowie z TVN24. O tym zapewne nie pamiętał również Bartosz Wieliński, gorliwy „miłośnik” redaktorów Michała i Jacka Karnowskich, a co za tym idzie: portalu wPolityce.pl, Telewizji wPolsce24 i Tygodnika „Sieci”, chętnie prawiący złośliwości i nader często wymachujący wywiadem z rosyjskim ambasadorem, podczas gdy najwyraźniej zdążył już wyprzeć „List Putina do Polaków”, który drukowała gazeta, z którą jest związany, niemal rok po agresji Rosji na Gruzję.
„Jeszcze demokracja w Europie nie zginęła, póki my żyjemy”
W Wenezueli wygrała opozycja, jednak rząd nie oddał władzy. W Stanach część wyborców Republikanów oraz wielu z nich samych sugeruje, że nie zaakceptują wyników wyborów, jeśli wygra Kamala Harris. Więc Polska to dowód, że wciąż żyjemy w świecie, w którym strony, jak bardzo populistyczne by nie były, akceptują reguły. Opozycja wygrała i populistyczna partia rządząca, oddała władzę, choć szła w kierunku autokracji
— wskazała Anne Applebaum. No szła, szła, ale nie doszła, cóż z tego, że „populistyczna partia rządząca” liczbowo wygrała wybory, nie mogła jedynie zdobyć większości, dlatego oddała władzę. A przecież dziennikarze „Wyborczej” prześcigali się na scenariusze, w których PiS władzy nie oddaje: „stan wyjątkowy”, marszałek-senior w roli hamulcowego i inne dziwaczne teorie po 15 października 2023 r. pojawiały się na łamach „GW” nie detalicznie, lecz hurtowo. Strasznie długo zajął PiS-owi ten nieudany marsz do „autokracji”, przy ludziach Donalda Tuska, którzy już tydzień po zaprzysiężeniu rządu weszli z buta do Telewizji Polskiej to zaiste „frajerstwo” i „amatorka”.
„Jeszcze demokracja w Europie nie zginęła, póki my żyjemy”, mógłbym strawestować polski hymn - bo my naprawdę jesteśmy natchnieniem. Gdy jeżdżę z polską delegacją po świecie, ludzie nas pytają: jak to zrobiliście, jak udało wam się odwrócić tę falę populizmu
— cieszył się za to Radosław Sikorski.
Nie sądzę, abyśmy wygrali rok temu, gdyby Donald Tusk nie przekonał dużej części społeczeństwa, że odzyskamy kontrolę nad naszą wschodnią granicą, że bezpieczeństwo zewnętrznej granicy Unii Europejskiej to nasz jest priorytet.
— stwierdza najwyraźniej zupełnie szczerze. Ten sam Donald Tusk, który mówił o „biednych ludziach szukających swojego miejsca na ziemi”?
Wielińskiego bajka o groźnym Romanowskim, co dyspozycje podpisywał
Już same pytania redaktora Bartosza Wielińskiego są dodatkowym atutem tego wywiadu.
Ale wyborca i tak powie, że Kaczyński nie siedzi, Ziobro się miga, nie przychodzi na komisję śledczą, a Marcin Romanowski, człowiek podpisujący dyspozycje środków z Funduszu Sprawiedliwości, robi cyrk wokół swojej osoby
— zauważa dziennikarz „Gazety Wyborczej”. Sformułowanie „podpisujący dyspozycje środków z Funduszu Sprawiedliwości” chyba w założeniu miało brzmieć jak „popełniający straszliwe przestępstwo” i już samo to wygląda absurdalnie.
Nie jesteśmy działaczami w typie Robespierre’a, bo ani nie mamy takiego usposobienia, ani takiej władzy, i może dzięki Bogu. (…) Nie wykonamy naszego programu, dopóki głowa państwa, dysponująca prawem weta, będzie uważała się za ostatni bastion PiS i wkłada rządowi palec w oko przy każdej sposobności
— odpowiada Sikorski. Co do usposobienia, można dyskutować, co do zakresu władzy, rzeczywiście „dzięki Bogu”, ale całe szczęście, że minister był łaskaw zauważyć, iż Andrzej Duda jest głową państwa, a nie człowiekiem, którego można upokarzać i ośmieszać, jak czyni to obecny rząd, podobnie jak robił to w swojej poprzedniej odsłonie, w latach 2007-2010 z prezydentem Lechem Kaczyńskim.
O co chodzi z granicą polsko-białoruską?
Choć trudno nie zgodzić się z wypowiedziami szefa MSZ na temat sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, to dorobił do nich ciekawą teorię.
A dzisiaj mamy do czynienia z operacją służb specjalnych Rosji i Białorusi, która ma wpłynąć na europejską politykę. Niby wszyscy to wiemy, ale nie zaszkodzi powtórzyć: przysyłają prawdziwych bandziorów oraz ludzi, których identyfikują jako prawdopodobnie niebezpiecznych, żeby to wywołało protest społeczny, na czym korzystają skrajne partie, które chcą rozwalić Unię Europejską
— stwierdza Sikorski, zapominając najwyraźniej, że wszystko zaczęło się na kilka miesięcy przed pełnoskalową agresją Rosji na Ukrainę i w przypadku Polski zapewne chodziło raczej o to, aby nie była zdolna w takim stopniu pomóc rzeczywistym uchodźcom - kobietom i dzieciom uciekającym przed bombami Putina. W „skrajne partie” raczej cała sytuacja uderzała, bo środowiska lewicowo-liberalne w Polsce i na świecie krzyczały o tym, jak to prawicowy rząd „torturuje” na granicy kobiety i dzieci, a sprawą interesowali się także zagraniczni „dziennikarze”, później aresztowani za szpiegostwo na rzecz Rosji, a następnie oddani za darmo do „macierzystego” kraju i czule witający się z Putinem na lotnisku w Moskwie.
„Jednego szkodnika mniej”
Pytany o politykę Orbana wobec UE, Radosław Sikorski znów odwołuje się do Boga:
Uważam, że Pan Bóg do swoich celów używa najróżniejszych ludzi i tak jak PiS swoim awanturnictwem i łamaniem praworządności spowodował, że Trybunał Sprawiedliwości UE dzisiaj działa na serio, pełną parą, czego nie było nigdy przedtem, tak Orbán spowoduje, że rozbudujemy już istniejące sposoby na weryfikowanie standardów nie tylko kandydatów, ale też krajów, które już są członkami
— aha, czyli to europosłowie PiS-u najwyraźniej strasznie nudzili się w Parlamencie Europejskim i pisali niemal codziennie nowe rezolucje przeciwko Polsce, a biedny TSUE musiał ciągle reagować?
Orban i Kaczyński wcale nie są na straconej pozycji. Mają swój fanklub w Europie i są cierpliwi, kalkulują, że może jeszcze nie w przyszłym roku, ale za pięć lat taka AfD sięgnie po władzę w Niemczech. A wtedy skończy się unijny ostracyzm
— zauważa Wieliński. Ponieważ wiedzy na temat jego ukochanych Niemiec (za rządów PiS-u, w ocenie Wielińskiego, zawsze dobrych i łaskawych, zawsze mających rację, nawet gdy ewidentnie jej nie miały) dziennikarzowi odmówić nie można, podobnie jak znajomości polityki polskiej i zagranicznej, stawianie AfD na równi z PiS-em może być jedynie wyrazem złej woli i wmówienia rzekomego podobieństwa mniej zorientowanym czytelnikom nastawionym jedynie na „j… PiS”.
Dlatego powtarzam, żeby nasza prawica się nie martwiła o to, że Niemcy są za ściślejszą integracją, tylko żeby się martwiła o Niemcy swoich marzeń, które przestaną być za integracją (…) I dlatego ja się martwię zjednoczeniem PiS z Suwerenną Polską
— przekonuje w odpowiedzi Sikorski, po czym redaktor Wieliński konstatuje:
Dlaczego? Jednego szkodnika mniej, a po połknięciu przystawek PiS zwykle miało dłuższy czas czkawkę.
— nie ma to jak rozmowy szczerych demokratów o partiach opozycyjnych, zwłaszcza po kilku akapitach lamentów nad tym, jak to za rządów PiS szczuto w mediach publicznych na ówczesną opozycję. Nie ma jak stare, dobre, demokratyczne nazwanie części opozycji „szkodnikiem”.
„Dobre relacje z Ameryką”
Uważam, że Polska musi mieć dobre relacje z Ameryką i bardzo pilnuję, aby utrzymywać kontakty z obydwoma stronami tamtejszego sporu politycznego. Zresztą muszę przyznać, że niektóre pomysły Republikanów bywają ciekawe. Jeżeli na przykład koncepcja zakończenia wojny w Ukrainie zakładałaby zagrożenie Putinowi eskalacją pomocy dla Ukrainy, to proszę bardzo. O to właśnie chodzi, żeby zaburzać kalkulacje Putina
— przekonuje Sikorski, gdy rozmowa schodzi na temat USA i Partii Republikańskiej. I z uwagi na tę dbałość o dobre relacje zapewne ucieszył się niezmiernie, że jego żona była łaskawa porównać być może przyszłego prezydenta USA do Hitlera, Mussoliniego i Stalina?
Pod koniec wywiadu pojawiła się inna nieścisłość:
Dla potencjalnych autokratów kłamstwo zawsze było podstawowym sposobem uzyskiwania wpływu na umysły, ale dziś wyjątkowo łatwo je szerzyć, za to trudno demaskować poza swoimi środowiskami, bo wskutek rewolucji komunikacyjnej utraciliśmy wspólne dla całego społeczeństwa miejsca, gdzie się weryfikuje fakty. Dlatego jestem zwolennikiem uregulowania mediów społecznościowych, okiełznania ich algorytmów oraz odbudowania znaczenia – a więc wzmocnienia biznesowego - tradycyjnych mediów. Muszą być miejsca, które porządkują dyskusję, nadają rangę zjawiskom, tematom, dyskredytują szaleńców czy manipulantów i ich teorie, które weryfikują fakty
— stwierdził Sikorski, który przecież przyjaźni się z pewnym manipulantem tworzącym dziwne teorie i kierującym grupą „trolli” rozpowszechniających kłamliwe hasztagi i publikujących agresywne, chamskie, często wulgarne wpisy pod adresem obecnej opozycji.
Nie wiemy, co bardziej w wywiadzie zachwyca: akrobatyka słowna w wykonaniu duetu Applebaum-Sikorski, czy karkołomne tezy redaktora Bartosza Wielińskiego, ale wygrywa chyba jednak używanie przez dziennikarza „demokratycznego” języka, jak nazywanie części opozycji „szkodnikiem” oraz wtórne straszenie PiS-em w wykonaniu Anne Applebaum.
jj/Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/710519-sikorski-i-applebaum-wtornie-strasza-pis-em-w-wyborczej