Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel mówił o „niezwykle głębokiej debacie”, szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen nazwała rozmowy „kompleksowym”, a kanclerz Niemiec Olaf Scholz uznał wczorajszy szczyt UE za „bardzo konstruktywny”. Na agendzie były Ukraina, konflikt na Bliskim Wschodzie oraz migracja. Szczyt trwał do późnych godzin wieczornych. W kwestii migracji celem europejskich przywódców było zademonstrowanie „twardej postawy”.
„Chodzi o to, by każdy potencjalny migrant zrozumiał: jeśli zapłacę przemytnikowi 10 000 euro, to nie oznacza, że dostanę się do Europy ani że będę mógł tam pozostać”
—powiedział jeden z Brukselskich dyplomatów niemieckiemu dziennikowi „Die Welt”. Twardej postawy domagały się przede wszystkim Włochy, Dania czy Holandia, gdzie rząd stanowi antyimigrancka Partia Wolności Geerta Wildersa.
Poszukiwanie rozwiązań
Premier Włoch Giorgia Meloni zorganizowała oddzielne spotkanie dla przywódców podczas którego forsowała uznanie Syrii Baszara al-Asada za bezpieczne państwo, do którego można odsyłać migrantów. Unia zerwała relacje z Damaszkiem w 2011 roku, kiedy w Syrii wybuchły protesty, a następnie wojna domowa. Powrót (return)– było zresztą słowem odmienianym przez wszystkie przypadki na szczycie. „Deportacja” ma w końcu historycznie negatywną konotację. Powrót, czy readmisja, brzmią zdecydowanie lepiej. Te powroty, czyli deportacje miałyby stać się łatwiejsze, i szybsze. Obecnie mniej niż 20 proc. nielegalnych migrantów jest deportowanych z UE. To oficjalne dane, według nieoficjalnych deportacji jest w rzeczywistości o połowę mniej. Pojawiły się więc znane i lubiane koncepcje, jak „model Ruandyjski” (Wielka Brytania podpisała umowę z Kigali na odsyłanie tam nielegalnych migrantów w zamian za pomoc rozwojową, ale ani jednego jeszcze nie odesłała), chwalono „rozwiązanie Albańskie”, czyli umieszczanie przez Włochy migrantów w ośrodkach recepcyjnych w tym kraju i procedowanie tam wniosków azylowych (Albania na umowę z innym krajem UE niż Włochy się nie godzi), oraz deal z Tunezją ws. zwalczania przemytników.
Dopiero w maju blok przyjął pakt migracyjny. Był on chwalony jako kamień milowy i wielki sukces. Teraz okazało się, że to za mało. Szczególnie dla takich przywódców jak Olaf Scholz, którego czekają wybory w przyszłym roku na jesieni, a perspektywy na zwycięstwo socjaldemokratów są obecnie – delikatnie mówiąc - żadne. „Liczba migrantów musi się zmniejszyć” – mówił Scholz niedawno w jednym z wywiadów. W sposób odczuwalny dla obywateli. Stąd kontrole graniczne, przedłużane w nieskończoność. Trzeba odebrać Alternatywnie dla Niemiec (AfD) oraz chadekom Friedricha Merza polityczny tlen. Jednocześnie – jak określił to Scholz – „pozostając otwartym dla przyjazdu fachowców”. Kto się jednak spodziewał równie twardej konkluzji szczytu, jak retoryka stosowana podczas jego trwania, został rozczarowany. Do samego końca nie było zgody co do ustanowienia centrów azylowych poza granicami Unii Europejskiej (tzw. return hubs). Brakuje zresztą tzw. krajów trzecich, które byłyby gotowe takie centra u siebie uruchomić, mimo finansowych zachęt ze strony Brukseli. Von der Leyen wprawdzie obiecała, że przedstawi niebawem propozycje ws. regulacji dotyczących zwiększonych powrotów migrantów. Ale kiedy to nastąpi, nie wiadomo. Wyrażono za to solidarność z wyzwaniami, z którymi mierzy się Polska na granicy z Białorusią, ale w przeciwieństwie do tego co mówi premier Donald Tusk, do żadnego przewrotu Kopernikańskiego ws. azylu w związku z tym nie doszło.
Cel: mniej migrantów w Niemczech
Stwierdzenie, że „wyjątkowe wyzwania wymagają odpowiednich środków” i uznanie, że Białoruś i Rosja „nadużywają unijnych wartości”, nie jest żadnym kamieniem milowym w polityce migracyjnej. W przeszłości takie zawieszenia azylu już miały miejsce, w przypadku Finlandii i krajów Bałtyckich. Jest natomiast nośne propagandowo. Pozwala premierowi pozować na arenie krajowej jednocześnie na polityka twardego ws. migracji oraz wpływowego (na Brukselskich salonach). Unijni partnerzy i KE poszły Tuskowi tu na rękę. Zresztą, jeśli wierzyć portalowi „Politico” nie tylko w tej kwestii. W konkluzjach nie znalazło się bezpośrednie odniesienie do paktu migracyjnego. Rada Europejska jedynie podkreśliła znaczenie, jakie ma implementacja przyjętej już legislacji unijnej i wdrożenie „istniejącego prawa”. Jak twierdzi „Politico” stało się tak dlatego, że „premierzy tacy jak Donald Tusk nie chcieli by o pakcie wypominano, bowiem ich polityczni przeciwnicy mogliby wykorzystać to w politycznej debacie”. „Jednocześnie, jak twierdzi portal, „jedyna rzecz co do której unijni liderzy byli zgodni” (wliczając w to Donalda Tuska) to „przyspieszenie wdrożenia paktu migracyjnego”. Kanclerz Scholz otwarcie mówił o tym już przed szczytem, a w liście, który szefowa KE Ursula von der Leyen wysłała 14 października do państw członkowskich przyspieszenie wdrożenia paktu migracyjnego, znalazło się na pierwszym miejscu.
Komisja jest gotowa przyspieszyć wdrażanie niektórych elementów Paktu, pilotując prace nad niektórymi aspektami, jednocześnie uważnie utrzymując równowagę pomiędzy solidarnością i odpowiedzialnością
—czytamy w dokumencie. Szefowa MSW Niemiec Nancy Faeser (SPD) także opowiedziała się za natychmiastowym uruchomieniem przyspieszonych procedur na granicach zewnętrznych UE, jednego z kluczowych założeń paktu, dla osób ubiegających się o azyl. Według niej mechanizm potrzebny jest już teraz, a nie dopiero za dwa lata. Gdyby tak się stało, odpowiedzialność za te procedury i tych azylantów, spadłaby na Polskę. Już teraz. Unijni przywódcy mają świadomość, że pakt i tak jest spóźniony, więc chcą uratować z niego co się da - „zaostrzając go”. Ponadto Niemcy pilnie chcą zmniejszyć liczbę azylantów – w zeszłym roku za Odrą złożono ponad 330 tys. nowych wniosków o azyl. Wszyscy wiemy, że ci, którzy przedostają się przez granicę z Białorusią nie chcą azylu w Polsce, tylko w Niemczech, gdzie usiłują dotrzeć.
Gdy Donald Tusk więc mówi, że będzie podejmował decyzje ws. migracji nie bacząc na Brukselę, czyli w skrócie: będzie robił co chce, brzmi to dobrze, ale nie ma większego związku z rzeczywistością. Pakt migracyjny będzie realizowany, może nawet szybciej niż było planowane. Choćby dlatego, że to łatwiejsze niż znalezienie konsensusu ws. bardziej kontrowersyjnych pomysłów, jak centra azylowe poza granicami UE. Niemcy podtrzymają kontrole graniczne, bez względu na to co sądzi o tym Polski premier. Dali to już wielokrotnie wyraźnie do zrozumienia. Masowa migracja to ogromny koszt dla Berlina, który szczególnie w chwili gospodarczej stagnacji, chętnie przerzuci na innych. Jeśli na jesieni przyszłego roku chadecy wygrają w Niemczech wybory też tak będzie. Tylko bardziej. Według „Die Welt” von der Leyen zabiega o to, by mechanizm solidarności, czyli relokację migrantów, także przyspieszyć, wraz z uruchomieniem przyspieszonych procedur azylowych na granicach zewnętrznych. Nie są to zbyt radosne perspektywy, i nawet najbardziej zręczny PR tego faktu nie zdoła przykryć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/710272-co-wyniknie-ze-szczytu-ue-przyspieszenie-paktu-migracyjnego