Skoro prezydent Komorowski twierdził, że polski pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły, polski uczeń może odlecieć w odległy kosmos na starej, zardzewiałej beczce.
Jeśli ktoś pomyślał, że „wielka” reforma szkolna przygotowywana przez minister Barbarę Nowacką i jej „druhny” - Katarzynę Lubnauer i Joannę Muchę to przepis na fabrykę kretynów, jest „w mylnym błędzie”. Urzędowe edukatorki nie tylko chcą sprawić, żeby polska szkoła i uczniowie byli w stanie polecieć na orbitę okołoziemską, ale dolecieć do najbliższej Ziemi galaktyki, czyli oddalonej o marne 25 tys. lat świetlnych Galaktyki Karłowatej w Wielkim Psie. I niech nikogo nie zmyli, że na razie ich jedynym kosmicznym doświadczeniem są regularne odloty oraz to, że zamiast rakiet posiadają starą, żelazną beczkę. Polska szkoła z zawartością poleci w kosmos i dotrze do Galaktyki Karłowatej w Wielkim Psie, bo tak postanowiły.
Żeby sprostać wielkiemu kosmicznemu zadaniu, trzy instruktorki lotów międzygalaktycznych z Alei Szucha 25 muszą oczywiście wymyślić polską szkołę od nowa. I nad tym się obecnie głowią. A konkretnie nad nowymi podstawami programowymi, na razie dla przedszkoli i podstawówek. Tylko trzy instruktorki lotów międzygalaktycznych są w stanie stworzyć „konstytucję dla szkoły”. W ramach pierwszego etapu podróży międzygalaktycznej trzy instruktorki ustalają, co wyniesie ze szkoły absolwent kończący podstawówkę powiedzmy w 2040 r. I nie chodzi o wyniesienie krzeseł, mikroskopu czy choćby kredy. A coś wyniesie, jeśli będzie istniał „profil absolwenta”.
Na poziomie „szczegółów ogólnych” sprawa jest prosta: przyszły międzygalaktyczny astronauta powinien mieć „wiedzę, kompetencje i poczucie sprawczości”. Plus powinien potrafić troszczyć się o dobro wspólne, ojczyznę i społeczeństwo, a jeszcze dbać o dobrostan – własny oraz wspólnoty. Na zamówienie trzech instruktorek podróży międzygalaktycznych już ustalono, że kompetencje będą: poznawcze (kreatywne, krytyczne myślenie, rozwiązywanie problemów), społeczne (komunikacja, współpraca), osobiste (zarządzanie własną osobą, dobrostan oraz uczenie się). Jak widać, założenia są genialne, ale chyba inne być nie mogły.
Zapewne z powodu wrodzonej skromności w podstawach programowych oraz profilu absolwenta nie zapisano, ilu absolwentów danego roku ma zdobyć: nagrodę Nobla (wiadomo); Medal Fieldsa (matematyczny Nobel przyznawany naukowcom, którzy nie ukończyli 40. roku życia); Albert Einstein World Award of Science (za badania, które już przyniosły korzyść ludzkości); Nagrodę Shawa (dla osób, które wniosły wybitny wkład w badania lub zastosowania w dziedzinach matematyki, nauk przyrodnicze i medycyny, oraz astronomii); Nagrodę Zenera (przyznawaną za przełomowe odkrycia naukowe lub wybitne osiągnięcia w dziedzinie inżynierii materiałowej i fizyki). To powinno być jednak zapisane, żeby absolwenci nie błądzili.
Jak już uczniowie będą wiedzieli do czego powinni zmierzać, realizacja tego będzie formalnością. Gdyby panie Nowacka, Lubnauer czy Mucha takie rzeczy wiedziały, miałyby już worek najważniejszych nagród naukowych i medali. Grunt to stawiać sobie wielkie cele, np. podróże międzygalaktyczne, mimo że ma się tylko starą, zardzewiałą beczkę w ogrodzie. Wcale nie potrzeba takich fanaberii, jakie wyczynia Elon Musk, który od lat konsekwentnie buduje, testuje i udoskonala rakiety Falcon oraz statki kosmiczne Dragon. Beczka wystarczy, bo poza tym będzie jasny cel, wytyczony przez trzy instruktorki podróży międzygalaktycznych.
Nawet zwolennicy obecnej władzy marudzą, że „wielki skok” polskiej szkoły to odlot, ale przecież już wieszcz Adam Mickiewicz pisał w „Odzie do młodości”: „Młodości! ty nad poziomy/ Wylatuj, a okiem słońca/ Ludzkości całe ogromy/ Przeniknij z końca do końca”. No to polska szkoła będzie wylatywać i przenikać, bo taka jest wola trzech byłych wybitnych kosmonautek (raczej nie astronautek): Nowackiej, Lubnauer i Muchy. Będzie wylatywać i przenikać choćby dlatego, że wszystko jest miliardy razy konsultowane z pomocą Fundacji Stocznia. Bez sensu marudzi np. prof. Przemysław Sadura, socjolog z UW raczej przychylny obecnej władzy, że niekończące się konsultacje to zasłona dymna, bo zanim się przygotuje kosmiczny program, wypadałoby postawić diagnozę obecnej sytuacji.
Kto by się przejmował diagnozą, jeśli ona musiałaby objąć nauczycieli. A to temat tabu. Nauczyciele są święci, nie wolno pytać, czego nie potrafią (a lista byłaby długaśna) i że dla wielu jest za późno, żeby się nauczyli. Dostali podwyżki i szlus. Po co szukać dziury w całym, skoro wre praca nad nowymi podstawami programowymi i profilem absolwenta. A mówienie o negatywnej selekcji do zawodu nauczyciela to dywersja. Albo o braku motywacji do uczenia się, a więc zdobywania nagród Nobla, Shawa czy medali Fieldsa. Plus o zadziwiająco narastającym kryzysie zdrowia psychicznego uczniów, a już nie daj Boże o kryzysie demograficznym.
Wszystko, co realne jest nieważne. Istotny jest pozytywny odlot, czyli perspektywa wyprawy do Galaktyki Karłowatej w Wielkim Psie. Skoro prezydent Bronisław Komorowski twierdził, że polski pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły, polski uczeń może odlecieć w odległy kosmos na starej, zardzewiałej beczce. A wszystko to gwarantują trzy najwybitniejsze obecnie na świecie instruktorki lotów międzygalaktycznych, czyli Barbara Nowacka, Katarzyna Lubnauer i Joanna Mucha. CBDU.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/708390-nowacka-lubnauer-i-mucha-polska-szkola-poleci-w-kosmos