30 milionów Rosjan nie ma w domach centralnej kanalizacji i dostępu do bieżącej wody. Państwo, w którym toaleta jest nieosiagalną zdobyczą cywilizacji musi upaść.
Powiedzenie, że Rosja nigdy nie jest tak silna, czy tak słaba, jak się wydaje, jest efektowne i ma jeden dodatkowy sens oprócz tego, który powszechnie mu się przypisuje. Ja zakładam, że Rosja jest dużo słabsza, niż się wydaje, a dla oceny jej stanu znacznie bardziej przydatne są impresje i obrazki z jej piekielnego interioru, tonącej w fekaliach i błocie prowincji – głubinki, niż dane Rosyjskiej Federalnej Służby Statystyki Państwowej, czy banku centralnego. Rosja to właściwie największa kloaka świata, a ci którzy wierzą tylko w statystyki mogą znaleźć potwierdzenie tej tezy nawet w liczbach.
45% rodzin z dziećmi nie ma dostępu do centralnej kanalizacji. 35 milionów Rosjan nie ma w domu toalety. 30 milionów nie ma w domu dostępu do bieżącej wody. Inaczej mówiąc nawet lichego kranu z zimna wodą. Pobiera ją ze studni, strumieni, rzek.
Posłuchajcie Państwo jak to wygląda w liczącej pół miliona mieszkańców Tule, ledwie 200 km od Moskwy, a więc w bogatym jak na ruskie standardy regionie. Tam jedna piąta, czyli ponad 100 tysięcy mieszkańców nie ma dostępu do centralnej kanalizacji. Co to oznacza w praktyce opisuje „Nowaja Gazieta”. Inna Szuwałowa która mieszka na ulicy Pirogowa, zaledwie 250 metrów od budynku władz Regionu opowiada:
Codziennie myjemy się w korycie. Pralkę też opróżniamy do koryta. Potem wszystko przelewamy do wiader, wynosimy na podwórko i tam wylewamy.
Piętro wyżej mieszka staruszka.
Babcia nie wychodzi z domu, trudno jej zejść po schodach. Wylewa więc swoje wiadra, łącznie z tym co zrobi do nocników, przez okno.
Ci co mieszkają w centrum miasta w jednym z budynków przy Mendelewskiej mają w nim jakiś rodzaj kanalizacji. Nie jest ona podłączona do miejskiej, więc wszystko z mieszkań spływa do szamba, a z szamba do rzeki Upa. Mieszkańców nie stać na podłączenie się do centralnej kanalizacji, bo kosztuje to ok. 6 tys. zł w przeliczeniu na nasze. A może - jak zgadujemy, żal im tych pieniędzy i wolą je przepić. A może raz już zapłacili za instalację, ale pieniądze ukradli urzędnicy. Mniejsza z tym.
Ci co nie mają toalety w domu korzystają zasadniczo z dwóch rozwiązań. To dotyczy nie tylko Tuły, ale całej Rosji Chodzą, w krzaki, za śmietnik, etc. albo korzystają z publicznych sławojek. To przybytki takie jak te, które kazał w Polsce niemal 100 lat temu na wsiach instalować premier Felicjan Sławoj Składkowski. To co się zrobi trafia do jakiegoś wycementowanego, albo wyłożonego drewnem, czy tylko wysypanego żwirem kloacznego dołu. Co z dołu do ziemi nie wycieknie wywożą szambiarki i na rynku trwa prawdziwa wojna firm zajmujących się odchodami.
Ten biznes to złoto. G…o można wywozić w nieskończoność
— mówi gazecie Oleg Djomin, dyrektor firmy Tulagorwodokanał.
Wróćmy do statystyk:
88% ścieków w Rosji nie spełnia norm sanitarnych i spływa do rzek, strumieni etc. 25% gospodarstw wiejskich nie ma nawet wychodka. Ledwie 3,5% domów na wsi podłączonych jest do centralnej kanalizacji. W miastach odsetek wynosi 70%. Miliony mieszkańców miast robią „to” wprost na dworze. Nie piszemy o bezdomnych, żulikach, tylko o tych którzy mają własne lokum.
Krótki reportaż pokazuje dla dlaczego lepiej robić „to” po krzakach, niż korzystać z ruskich sławojek.
Niedawno cała Rosja jak długa i szeroka pasjonowała się zagadką zniknięcia drewnianego wychodka w jednym z miasteczek pod Omskiem. Jak w Trójkącie Bermudzkim. Aż z samej Moskwy zjechała ekipa telewizyjna by zagadkę rozwiązać i całej Rosji pokazać. Mocarstwo nuklearne zastygło w napięciu aż okazało się, że to miejscowy menel rozwalił kibel i porąbał, by mieć drewno na opał.
Ale jest i dla Rosji nadzieja. I znów jej posłańcem jest państwowa telewizja Rossija 1, która pokazuje szczęśliwych, radujących się mieszkańców Wiatki w Obwodzie Kirowskim. Do ich dziury zawitał wielki świat w postaci przenośnych, publicznych, plastikowych kibli. Takch toj tojów.
Szczęśliwa grażdanka opowiada, że nie musi już łazić po krzakach, za garaże, tylko może korzystać z osiągnięć cywilizacji. W wiosce Gnusino też już nie muszą już chodzić za oborę. Przejęta reporterka z pasją opowiada, że na te dobra cywilizacji muszą poczekać jeszcze mieszkańcy Poroszina. Zresztą, co tu opisywać, trzeba zobaczyć:
Tak wygląda mocarstwo nuklearne, światowa potęga, przed którą sam kanclerz Scholz respekt w gaciach czuje.
Rosję można i trzeba oceniać na podstawie takich historii, bo więcej o niej mówią niż suflowane przez nią statystyki. Sankcje wykończą Rosję i tego się trzymajmy. Nie chodzi o to, że tonący w błocie i fekaliach jej mieszkańcy zbuntują się, tylko o to, by w nich utonęli. By pociągi i samochody nie jeździły, samoloty nie latały, przegniłe chałupy się pozawalały, karabiny w rękach wybuchały, a gwoździe się łamały.
Niech wszystko przeżera wszechogarniająca korupcja, by Ukraińcy mogli rozwalić wielkie składy amunicji jak w Toropcu, gdzie schrony i magazyn nie wytrzymały, bo materiały na ich budowę i komponenty systemu obrony zostały rozkradzione. Niech im się wszystko zawali, a to co zostało niech przepiją. Albo niech im myszy zeżrą.
I tak w naszej opowieści o ruskim „gie” może pojawić się i coś, co na myśl przywiedzie nam naszego premiera i jego rozważania o bobrach. W marcu i kwietniu południe Rosji nawiedziły ogromne powodzie. W Orsku zawaliła się tama na rzece Ural i pod wodą znalazło się 40 regionów południowej Syberii i przy granicy z Kazachstanem. Wtedy oficjele w tym Siergiej Komarow, szef firmy Spetsstroj, która tamę postawiła, oznajmili w telewizji w Kanale 1, że to myszy wygryzły w niej dziury, dlatego pękła i powódź jest.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/707908-ruskie-wielkie-szambo-nedzny-i-upadajacy-kraj