„Pan premier z pewnością chciałby zostać zapamiętany jako lider, który w koszulce z krótkim rękawem ręcznie zarządza kryzysem. Tymczasem już na zawsze symbolem zarządzania kryzysowego Donalda Tuska będą krótkie spodenki. To pokazowe sztaby, oferta pożyczek dla powodzian, dofinansowanie kas fiskalnych dla przedsiębiorców, którzy stracili cały swój dobytek i uśmiechnięte zdjęcia nad ciepłą zupą. No i bobry, nie zapominajmy o bobrach” - punktował w Sejmie, w trakcie dyskusji po informacji rządu nt. powodzi, poseł PiS Marcin Ociepa.
Minuta ciszy. Ociepa uratował honor Sejmu
Dzisiaj usłyszeliśmy od pana premiera, że zginęło siedem osób, jedna osoba jest zaginiona. Ja nie mogę pogodzić się z tym, że nie uczciliśmy pamięci tych ofiar, chociażby minutą ciszy
— powiedział poseł PiS Marcin Ociepa, prezentując stanowisko tego klubu podczas debaty nad informacją rządu ws. sytuacji powodziowej.
Po tym jak Ociepa poprosił o uczczenie pamięci ofiar, obecni na sali posłowie wstali ze swoich miejsc. Część z nich odmówiła modlitwę za zmarłych.
To mówili samorządowcy z PO i PSL!
Sytuacja skrajne mają to do siebie, że pokazują prawdziwą naturę człowieka. To właśnie kryzys, klęska żywiołowa czy wojna są momentem wielkiego testu. I nie raz weryfikowały one ludzi w taki sposób, że ci dużo mówiący i prężący muskuły przed kamerami okazywali się tchórzami, a ci skromni i cisi nagle odkrywali w sobie gen bohatera
— mówił Ociepa, wyrażając w imieniu PiS oraz swoim - jako posła ziemi opolskiej - uznanie dla służb, które z poświęceniem ratowały życie i dobytek ludzi dotkniętych powodzią, a także dla Polaków, którzy nadal przesyłają swoje wsparcie.
Tak, polskie społeczeństwo obywatelskie zdało egzamin. Ale czy zdał go także rząd? Oddajmy głos samorządowcom z zalanych terenów. „Mam wielkie obawy o to, jak nasze państwo będzie funkcjonować. Największym problemem tak naprawdę dla mnie jest to, że przepływ informacji jest nieprawdziwy, zakłamany, trafiający z dużym opóźnieniem. W tym momencie, kiedy była największa potrzeba, największy dramat rozgrywał się w Lewinie Brzeskim, sztab kryzysowy, który powinien funkcjonować właśnie najbliżej ludzi, on kompletnie nie funkcjonował” - Jacek Mąkiewicz, starosta brzeski z Platformy Obywatelskiej. Przenieśmy się do rzeczonego Lewina Brzeskiego. „Ja też nie byłem informowany, że idzie wielka woda” - Artur Kotara, burmistrz z PSL. Kłodzko. „informacja o tym, że zbiornik w Stroniu Śląskim pękł, dostałem od dziennikarzy. Nie było żadnych oficjalnych komunikatów. Nie mieliśmy szans się przygotować” - Michał Piszko, burmistrz Kłodzka z PO. Starosta kłodzka o tym samym zbiorniku: „Do końca mieliśmy - mamy zresztą na piśmie - informacje, że wał w Stroniu Śląskim jest bezpieczny” - Małgorzata Jędrzejewska-Skrzypczyk z Koalicji Obywatelskiej
— cytował poseł PiS.
To wypowiedzi waszych samorządowców. Jeszcze Lądek-Zdrój, burmistrz Tomasz Nowicki: „robiliśmy sami do niedzieli worki z piaskiem. Sami koordynowaliśmy działania. W niedzielę przyszła powódź, a WOT przyjechał dopiero w środę”
— dodał Ociepa.
„Premier mógł się poczuć jak bohater Big Brothera”
Takich wypowiedzi jest oczywiście więcej. Pytanie zatem, gdzie był ten rząd, który jest taki dumny i się pręży tutaj ze swoich osiągnięć? Od pewnego momentu mieliśmy oczywiście z transmitowanymi posiedzeniami zespołu zarządzania kryzysowego pod przewodnictwem premiera. To jednak nie było zarządzanie kryzysem powodziowym, lecz wizerunkiem szefa rządu. Taka jest prawda o tych posiedzeniach. Bo jak inaczej nazwać - miejscami żałosne - spektakle będące formą teatralizacji polityki, w których premier odpytywał publicznie swoich ministrów, wojewodów i komendantów służb, pozując na dobrego cara, który ruga złych bojarów, najlepiej oczywiście tych okropnych koalicjantów?
— pytał.
Przecież każdy kto zajmował się zarządzaniem kryzysowym wie, że takie spotkania nie znoszą kamer, wymagają swobody wypowiedzi także od niebędących politykami oficerów wojska, straży pożarnej, czy policji, nieprzywykłych do brylowania, lecz do chłodnego wykonywania swojego rzemiosła. Zatem owe spektakle, w których premier mógł się poczuć jak bohater Big Brothera, były kompletnie dysfunkcjonalne. A już się premier przyznał, były jeszcze równoległe inne, już nie pod publiczkę, czyli premier dublował te odprawy, marnując czas podległych sobie służb
— wypunktował Ociepa.
Winne bobry
Jak podkreślił były wiceszef MON, „to chorobliwe, niemal instynktowne odsuwanie od siebie winy, czasem sprowadza się do groteski”. Mowa bowiem o głośnych już bobrach.
Ostatnio w rolę złych bojarów obok koalicjantów obsadzono bobry, które premier uczynił współwinnymi powodzi. Nie wiem tylko, czy te bobry mają być winne niżu genueńskiego, czy braku informacji ze strony wojewodów do lokalnych samorządów. Bo to jest prawda o waszym zarządzaniu kryzysowym
— mówił.
Cała prawda o alarmowaniu!
Tymczasem fakty są następujące. IMGW wydał pierwsze ostrzeżenie o zbliżające się powodzi 10 września o godz. 15:00. Ponawiał je jeszcze czterokrotnie, podnosząc alarm najwyższego możliwego stopnia. Podobne ostrzeżenia wysłała w tych dniach Komisja Europejska. Mimo to premier 13 września o godz. 9:14 wypowiedział słynne słowa: „prognozy nie były przesadnie alarmujące”. Na dodatek dzisiaj premier wprowadził wysoką izbę w błąd, bo nasi posłowie byli z kontrolą w IMGW, z której wyszło nam czarno na białym, że w piątek - co premier dzisiaj mówi, że miały być mniejsze te opady deszczu, nieprawda. O 6 rano tego dnia (…) IMGW, 3 godziny przed premierem, ostrzegało premiera, że te prognozy są cały czas bardzo złe. Premier dzisiaj powiedział, że nie (…). Co więcej, dziś na podkomisji obrony narodowej ds. społecznych w wojsku, której jestem przewodniczącym, usłyszeliśmy że także wojskowe służby meteorologiczne informowały szefa MON o zagrożeniu już 11 września. Czyli dwa dni przed tymi pamiętnymi słowami premiera
— punktował dalej Ociepa.
Mamy ostrzeżenia IMGW, wojska, KE, a mimo to premier swymi nieodpowiedzialnymi słowami uśpił czujność samorządowców, ale także swoich wojewodów. Bo np. wojewoda dolnośląski wystąpił o wsparcie WOT dopiero 14 września o godz. 15:15, ledwie na paręnaście godzin przed wodą, która uderzyła we wspomniany Lądek-Zdrój
— dodał.
Czy pan premier nie wie, że podstawą zarządzania kryzysowego jest nastawianie się na najczarniejsze scenariusze? Dlaczego premier Czech potrafił zaalarmować swoich obywateli, a pan w troskę o swój wizerunek posłańca tylko dobrych nowin, ich uspokajał? Dlaczego ludzie musieli wysyłać na zalane tereny dla powodzian wodę mineralną chociażby, choć dysponująca kilkudziesięcioma cysternami z wodą pitną straż pożarna skierowała w tych kluczowych dniach jedyne trzy cysterny? Dlaczego w tych pierwszych kluczowych dniach użyto jedynie 9 proc. jednostek ujętych w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym? Czy naprawdę nie przekazano panu listy miejscowości odciętych od świata, albo wymagających pomocy naszych strażaków?
— kontynuował poseł PiS.
Krótkie spodenki Donalda Tuska
Pośród licznych pańskich błędów, najważniejsze to: zignorowanie ostrzeżeń i prognoz, złe zarządzanie upustem wody ze zbiorników retencyjnych, opóźnienia w przekazywaniu ostrzeżeń, niewystarczające wykorzystanie służb i chaos komunikacyjny. I jeszcze te haniebne szczucie na opozycję w trakcie klęski żywiołowej (…). Pan premier mówi o dezinformacji? Cytując klasyka: „No daj pan spokój!”. Gdyby nie Zjednoczona Prawica, to nie byłoby w ogóle WOT, prawda panie ministrze obrony narodowej? Jak żeście głosowali przy utworzeniu WOT-u? Gdyby nie nasze rządy, to nie byłoby także tak ogromnego wyposażenia państwowych i ochotniczych straży pożarnych, prawda panie ministrze spraw wewnętrznych i administracji?
— podsumowywał Marcin Ociepa. Przypomniał, że PiS złożyło pakiet ustaw, by jak najszybciej wesprzeć powodzian.
Pan premier z pewnością chciałby zostać zapamiętany jako lider, który w koszulce z krótkim rękawem ręcznie zarządza kryzysem. Tak chciałby zostać zapamiętany Donald Tusk. Tymczasem już na zawsze symbolem zarządzania kryzysowego Donalda Tuska będą krótkie spodenki. To pokazowe sztaby, oferta pożyczek dla powodzian, dofinansowanie kas fiskalnych dla przedsiębiorców, którzy stracili cały swój dobytek i uśmiechnięte zdjęcie nad ciepłą zupą. No i bobry, nie zapominajmy o bobrach
— wypunktował poseł PiS.
„Tak, to jest właśnie putiniada”
Rządzący oblali ten egzamin i to w całej rozciągłości, ponieważ nie potrafili stanąć na wysokości zadania i zrobić wszystko, żeby ochronić ludzkie życie, ludzkie zdrowie
— powiedział również Mateusz Morawiecki, odnosząc się do informacji rządu na temat walki z powodzią.
Były premier podkreślał, że podczas działań przeciwpowodziowych najbardziej zawinił premier Donald Tusk.
Już od 10 września Republika Czeska, Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Polsce i Komisja Europejska przestrzegały Polaków, przestrzegały rząd Polski przed ogromnymi opadami deszczu, które grożą kataklizmem. Rząd nic z tym nie zrobił. Minął wtorek, minęła środa, minął czwartek. W piątek premier Tusk wypowiedział te haniebne słowa, że prognozy nie są przesadnie alarmujące
— mówił poseł PiS.
Te słowa to nie jest zwykły błąd. Te słowa, to słowa, które kosztowały ludzi być może życie, być może kosztowały ich zdrowie, a na pewno kosztowały utratę dobytku i spowodowały, że służby, że samorządy, że ludzie po prostu się zdemobilizowali
— dodał Morawiecki.
Były premier wskazał też, że przeprowadzanie m.in. powodziowych sztabów kryzysowych przed kamerami, podczas których Tusk „rugał” i „beształ” urzędników to „putiniada”.
Uwaga, to nie są moje słowa. To słowa Jacka Żakowskiego, czyli dziennikarza, który was wspiera dzień po dniu. Tak, to jest właśnie putiniada
— dodał Morawiecki, wskazując, że przypomina to sytuację z historii Rosji, w której car krytykował swoich bojarów.
To spowodowało kolejne błędy, to doprowadziło do tego, że na Dolnym Śląsku i na Opolszczyźnie rozpętało się piekło
— podkreślał.
CZYTAJ WIĘCEJ:
olnk/wPolityce.pl/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/707542-ociepa-miazdzy-narracje-tuska-o-powodzi-krotkie-spodenki