Trzeba dziękować Opatrzności, że pandemia i wojna na Ukrainie nie wybuchły za rządów Donalda Tuska. Zarządzanie kryzysowe jest w rozsypce. Polska dotknięta tragedią powodzi, dramatycznie doświadcza skutków nieudolności jego działań. Chorobliwe rozmydlanie faktów, stanowiące fundament aktywności obecnej władzy, stało się śmiertelną pułapką. Donald Tusk poszedł w PR nawet w chwili zagrożenia. Uspokajał, a ludzie mu uwierzyli. Co gorsza, uwierzono wcześniej w szereg innych zapewnień, które rozbroiły bezpieczeństwo Polski, także to antypowodziowe. I nie jest to jedyny obszar obezwładnienia państwa. W kryzysie jeszcze łatwiej demolować struktury i uzależniać się od obcych wpływów.
Już 13 września premier Czech alarmował, że trzeba być przygotowanym na najgorsze, bo powodzią zagrożony jest cały kraj. Mówił o tzw. stuletniej wodzie – powodzi, która przychodzi raz na 100 lat. W Czechach działał już wtedy sztab kryzysowy, otrzymujący na bieżąco dane z Instytutu Hydrologiczno-Meteorologicznego. Okazuje się, że ostrzeżenia płynęły również z instytucji unijnych. Komisarz UE ds. zarządzania kryzysowego Janez Lenarczicz ujawnił, że Komisja Europejska ostrzegała państwa UE przed powodziami, przekazując niepokojące dane z systemu satelitarnego Copernicus. „Dzięki systemowi satelitarnemu Copernicus zapewniliśmy wczesne ostrzeganie zagrożonym obszarom już od 10 września. Do 13 września wysłaliśmy ponad 100 ostrzeżeń do władz w regionie. Na wniosek pięciu państw członkowskich uruchomiliśmy usługi szybkiego reagowania na obszarach objętych powodzią” – podkreślił podczas debaty w Parlamencie Europejskim 18 września.
Dlaczego więc Donald Tusk jeszcze 13 września mówił, że „prognozy nie są przesadnie alarmujące”? To pytanie powinno zawisnąć nad obecnym rządem niczym miecz Damoklesa. Przecież Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej raportował o nadciągającej powodzi już 10 września. Ilu ludzi, uwierzywszy w PR-owe uspokajanki premiera, nie zdołało uchronić swojego dobytku? Ilu straciło zdrowie? Ilu życie? Ile można było ocalić, gdyby realne ostrzeżenia wybrzmiały odpowiednio wcześnie? Na ten moment, na żadne z tych pytań nie można postawić rzetelnej odpowiedzi.
PR-owy festiwal „koalicji 13 grudnia” trwa w najlepsze, pomimo narastającej tragedii. Donald Tusk wchodzi w ulubioną rolę prestidigitatora. Drepcze po błocie, przechadza się po zrujnowanych przez powódź domach, odbiera sprawozdania na popisowych sztabach kryzysowych, łaje, poucza i pociesza, odwracając uwagę od istoty spraw. Piękna medialna iluzja, pod którą kryje się nieudolność i słabość państwa. Nie ma wystarczających środków w puli rezerwowej premiera, bo wcześniej przeznaczono z niej miliardy złotych na neoTVP w likwidacji. Ogłasza się wielkie wsparcie z KE, przy czym nie są to nowe środki otrzymane dodatkowo na naprawę zniszczeń, a jedynie decyzja o przeniesieniu kwoty z inwestycji mających nam zapewnić rozwój, na wyrównanie strat, co de facto oznacza zatrzymanie działań rozwojowych. Propozycje złożone powodzianom – niskooprocentowana pożyczka czy wsparcie w kwocie do 10 tys. zł – brzmią jak kpina. Zaproszenie Jerzego Owsiaka do zorganizowania środków pomocowych z WOŚP zakrawa na groteskę. Ale już powierzenie obudowy zniszczeń Marcinowi Kierwińskiemu, uświadamia że państwo Tuska jest wyłącznie fasadowe. Dodajmy do tego napływające nieustannie skargi powodzian o spóźnionych ostrzeżeniach, braku reakcji, niepodjętych decyzjach, nieodpowiedniej koordynacji, nieprzygotowanych zbiornikach retencyjnych, niewystarczającej pomocy. Oczywiście o żadnej z tych spraw nie wolno mówić głośno. Gdy mieszkaniec Lądka-Zdroju napisał w sieci, że sytuacja w mieście nie wygląda tak, jak przedstawia ją neoTVP, że brakuje policji, pomocy państwa, a po okolicy grasują szabrownicy, został błyskawicznie zatrzymany przez policję, a Donald Tusk surowo ostrzegł przed rozpowszechnianiem „nieprawdziwych informacji”. Tak oto „demokracja walcząca” ruszyła po zwykłych ludzi. Teraz zatrzymuje już nawet za publiczne uskarżanie się na własną niedolę i poczucie zagrożenia! Takie działania powinny budzić najwyższą czujność i raczej nie skłaniają do ufności w działania państwa. A pytania się mnożą! Dotyczą zarówno konkretnych informacji na temat strat, jak i ludzi poszkodowanych w kataklizmie.
Trudno nie czynić porównań z działaniami kryzysowymi za rządów PiS. Zwłaszcza, że dotyczyły one nieporównanie trudniejszych działań o znacznie większej skali. Pandemia koronawirusa zamknęła kraj na wiele miesięcy, trzeba było wyasygnować potężne środki na zabezpieczenie medyczne i tarcze antykryzysowe. Najazd Rosji na Ukrainę sprawił, że musieliśmy przyjąć nie tylko miliony uchodźców wojennych, ale także nieść aktywną pomoc sąsiadom – militarną i humanitarną. Oba kryzysy wymagały błyskawicznych działań, podejmowania natychmiastowych decyzji i zdobywania deficytowych środków bezpieczeństwa, jak choćby respiratory czy maseczki. Dziś Donald Tusk ściga byłych ministrów za rzekome przekroczenie uprawnień, szczególnie byłego szefa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Michała Kuczmierowskiego. Co robi sam, gdy zderzył się z naglącą rzeczywistością? Odpowiadając na zarzut uspokajania ludzi 13 września, stwierdził że nie lubi oceniać zdarzeń ani działań innych ludzi, gdy ma się wiedzę post factum, ponieważ „każdy wtedy jest mądry”. Czyżby? Mówił też, że nie można być zakładnikiem procedur w obliczu ludzkiej tragedii i kataklizmu. Czy zdoła te myśli przywołać w kontekście „rozliczania” polityków PiS? Naiwnością byłoby liczenie na tak wysublimowaną zdolność do autorefleksji. Oceny sytuacji należałoby jednak oczekiwać od wyborców. W końcu to akt ich demokratycznej woli postawił koalicję 13 grudnia przy sterach państwa. Skutki stają się dla owej demokracji coraz bardziej zabójcze. Jeśli ta sytuacja nie otworzy oczu ludziom omamionym „ośmiogwiazdkowym” zaklęciem, trzeba będzie pogrzebać nadzieje. Bo jak pisał Norwid, którego 203. rocznicę urodzin obchodziliśmy wczoraj, „naród, który się oburza, ma prawo do nadziei, ale biada temu, który gnije w milczeniu”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/707511-pr-tuska-jest-niebezpieczny-powodz-pokazala-ze-smiertelnie