Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że Marcin Kierwiński robi wyborców w trąbę startując w wyborach i rezygnując, ale jak ta trąba ładnie brzmi.
Gdyby Marcin Kierwiński, powszechnie już zwany Bobasem, startował w innej dyscyplinie niż polityka, mógłby się przyczynić do bicia nawet rekordów świata. Ale i bez tego chyba bije rekord Polski, a może nawet Europy w tym, że służy innym za zająca. W lekkoatletyce, a konkretnie w biegach (zwykle na dłuższych dystansach), znana jest funkcja tzw. zająca. To biegacz (biegaczka), który nie miałby szans w rywalizacji z najlepszymi, ale jest w stanie przez dużą część dystansu utrzymać wysokie tempo (potem schodzi z bieżni), umożliwiające uzyskiwanie dobrych rezultatów, a nawet bicie rekordów. Kierwiński jest zającem wyjątkowym, gdyż potrafi sam dobiec do mety na pierwszym miejscu, ale potem schodzi z areny zawodów.
Zając Kierwiński 15 października 2023 r. startował w wyborach do Sejmu – z pierwszego miejsca listy Koalicji Obywatelskiej w okręgu 16. (Płock i okolice). I wygrał: otrzymał 51,8 tys. głosów (11,7 proc. wszystkich w okręgu). Posiedział sobie w Sejmie, by po kilku miesiącach zrezygnować, gdyż zapragnął się znaleźć w Parlamencie Europejskim. Albo partia i Donald Tusk zapragnęli za niego. Jego miejsce w Sejmie zajęła Maria Koźlakiewicz, która miała najlepszy wynik spośród tych, którzy do Sejmu nie dostali się 15 października 2023 r. Pan Bobas był zającem dla pani Koźlakiewicz, ale jako lider listy, na którego oddano najwięcej głosów, także dla Elżbiety Gapińskiej i Adama Krzemińskiego (ci weszli do Sejmu 15 października).
Zając musi trenować prawie tak intensywnie jak ci, którzy są uczestnikami zasadniczej stawki, więc pan Bobas ćwiczył przed najważniejszymi zawodami sezonu, czyli wyborami europejskimi 9 czerwca 2024 r. Ćwiczył tak zawzięcie, że zrezygnował z funkcji ministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Donalda Tuska. Zrezygnował i wystartował jako lider listy w okręgu 4. (Warszawa). I wygrał: otrzymał 143,2 tys. głosów (10,97 proc. wszystkich w okręgu). I jako zając przyprowadził do mety jeszcze Kamilę Gasiuk-Pihowicz oraz Michała Szczerbę. Przyprowadził też Hannę Gronkiewicz-Waltz, ale nie zmieściła się na miejscu premiowanym awansem do Brukseli. No to teraz się zmieściła, bo pan Bobas wywinął salto.
Pan Bobas posiedział sobie w Brukseli i Strasburgu (w ławach, nie w celi) jeszcze krócej niż w polskim Sejmie. I chwilowo nie startował jako zając, tylko dostał premię dla najlepszego zająca kończącego się sezonu, czyli stanowisko pełnomocnika rządu ds. odbudowy po powodzi. Donald Tusk uzasadniał, że to m.in. dlatego, że pan Bobas jest inżynierem, więc wie, jak odbudowywać. Wprawdzie pan Bobas jest inżynierem elektroniki, ale najwyraźniej każdy inżynier to dla Donalda Tuska to samo, czy chodzi o inżyniera technologii żywności czy klasycznego budowlańca. Po nominacji inżyniera widać też, że Donald Tusk ma chyba dość wokół siebie magistrów, szczególnie humanistów. Z sobą na czele. I nic tu nie zmienia wazeliniarstwo pana Cebuli (Marka, wojewody lubuskiego), który niby przekazując złotą myśl z bakelitu od znajomego, tak posłodził kierownikowi, że mógł wywołać torsje.
Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć albo napisać, że pan Bobas (a także jego kierownik, pan Tusk – skądinąd 20 września był Światowy Dzień Kierownika) robi wyborców w trąbę, bo wybierają go na posła do Sejmu, a on zaraz rezygnuje, mając głosujących w tym tam. I zaraz ponownie robi ich w trąbę, gdy nawet dobrze płatna fucha w europarlamencie szybko zostaje porzucona. Dla zajadłych wyborców Platformy Obywatelskiej robienie w trąbę nie jest żadnym problemem, ale dla nich wszystko jest dobre, co jako takie wciśnie im guru Tusk. Dlatego ważne jest dla nich tylko to, że ta trąba ładnie brzmi. A przeciętni wyborcy zawsze jakoś się przyzwyczajają, mimo że chcieli pana Bobasa, a dostają panią Hannę. A wcześniej za pana Bobasa dostali panią Marię.
Znowu ktoś złośliwy mógłby powiedzieć lub napisać, że pan zając Bobas najpierw zawiera umowę z tymi, którzy go wybrali, a potem się tą umową podciera. I że to nieładnie, a nawet nieuczciwie. Ale znowu, skoro tak chce partia (matka), to względy etyczne i estetyczne są kompletną duperelą, którą ani pan Bobas, ani pan kierownik nie zawracają sobie tego tam. Zresztą, co jest złego w oszukiwaniu, skoro tym sposobem Donald Tusk i Koalicja 13 Grudnia wrócili do władzy. Skądinąd robienie wyborców w trąbę przez pana Bobasa to pikuś przy tym, w co ich robi pan kierownik.
Najważniejsze, że pan Bobas jest zawsze gotowy, mimo że nie opiera się o żadną latarnię. Zresztą ten zawód został już uszlachetniony przez „Gazetę Wyborczą” – tak moralnie, jak estetycznie i semantycznie. Co oznacza, że pan Bobas jeszcze wielokrotnie zrobi wyborców w trąbę, ale przecież jednocześnie poprowadzi do sukcesu tych, którzy sami nie dają rady. I wszyscy będą szczęśliwi, jak to w lupanarach bywa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/706966-pan-bobas-jest-nie-tylko-zajacem-w-swojej-partii