W Parlamencie Europejskim pojawił się pomysł by Unia zrobiła coś by nikt już nie zginął z powodu klęsk żywiołowych. To kolejna boska inicjatywa tego gremium. W 2021 roku uchwalono, że od 2050 nikt nie poniesie śmierci w wypadkach drogowych.
W Parlamencie Europejskim zasiadają bogowie, albo nawet ludzie obłąkani. Tylko bowiem istoty o mocach nadprzyrodzonych mogą zapewnić lichym unijnym Ziemianom nieśmiertelność. Tylko ci o odmiennej orientacji intelektualnej mogą ją obiecywać. Tak czy owak zaczynamy mieć do czynienia ze zjawiskami o charakterze przez naukę niezbadanym, co nie jest takie dziwne jeśli uświadomić sobie, że ów Parlament pełen jest osób z umysłami na skalę wiceminister Zielińskiej, czy minister Nowackiej.
Nieśmiertelność została zaproponowana w związku z powodzią jaka nawiedziła Polskę i inne kraje naszego regionu. Niezależnie od deklarowanej chęci pomocy, wygrała przemożna pokusa wykorzystania tragedii do dalszego przekazywania władztwa Brukseli, więc padła propozycja wyznaczenia Unii nowego boskiego celu.
Polityka UE musi dostosować się do faktu, że kryzysów jest i będzie coraz więcej. Następna dekada będzie najtrudniejsza dla regionów, miast i obszarów wiejskich UE, ponieważ nasilają się katastrofy. UE powinna wyznaczyć sobie nowy cel - zero zgonów w wyniku klęsk żywiołowych
— obwieścił bułgarski europoseł Andrej Nowakow. To nie byle kto, tylko rzecznik ds. polityki regionalnej rządzącej Unią Europejskiej Partii Ludowej.
Na razie nie wiadomo jak Unia ma zapewnić poddanym odporność cielesną na klęski żywiołowe. Np. Achilles miał ciało niezniszczalne, bo matka zanurzyła go w podziemnej rzece Styks, którą po śmierci dusze Greków do krainy zmarłych płynęły. Tetyda trzymała go jednak za piętę i ta nietknięta przez wodę stała się jego piętą achillesową, więc grecki heros zginął kiedy została przeszyta strzałą przez Parysa.
Unia ma swoje boskie sposoby na zapewnienie cielesnej niezniszczalności, a są nią przepisy, regulacje tysięczne. Pojęcie jak może wyglądać nadanie nam żelaznej odporności na żywioły daje nam rezolucja Parlamentu Europejskiego z 2021 roku o likwidacji zgonów w wypadkach samochodowych. Wtedy wymyślono, że by to osiągnąć wystarczy na obszarach zabudowanych wprowadzić ograniczenie prędkości do 30 km/h.
Liczba ofiar wypadków
Eurokraci chcieli nadrobić stracony czas, a może nawet zawrócić zmarłych Europejczyków z podróży Styksem, bo nie zrealizowano unijnego planu zmniejszenia liczby ofiar wypadków pomiędzy 2010 r a 2020 r. Genialni planiści z Brukseli chcieli spadku o 50 procent, a udało się jedynie o 36.
Zbawcy ludzkości postawili więc przed poddanymi z Unii kolejny ambitny cel. W 2050 roku liczba ofiar śmiertelnych wypadków ma wynosić zero, null, cero. Kto dożyje, ten nie zginie.
Wiadomo, że zasadniczo można to osiągnąć na dwa sposoby. Pierwszy to eliminacja ruchu na drogach albo też ograniczenie dozwolonej prędkość do takiej, jaką osiąga się krokiem spacerowym. Historia chyba nie notuje przypadku, by po zderzeniu dwóch żwawych pieszych, idących z prędkością 6 km na godzinę, ktoś poniósł śmierć. Bo przy większej to i owszem – biegł, potknął się, wyrżnął głową o chodnika krawędź i wiadomo: anielski orszak jego duszę przyjmie, uniesie ku wyżynom nieba.
Eurokraci zaprowadzają więc ograniczenia prędkości w terenie zabudowanym do 30 km/h na godzinę. Powołują się przy tym na doświadczenia z Paryża i miast hiszpańskich, w których liczba śmiertelnych ofiar spadła o ileś tam. Jest więc mniej więcej tak: ponieważ w hiszpańskim Alicante mniej osób zginęło na drogach, w Brukseli wymyśli się, jak ma się jeździć w Kostomłotach, czy Spiskich Włochach na Słowacji. Wszystko to dla naszego dobra.
Nikt nigdy nie słyszał, by władcy naszej Europy wprowadzili coś, by było nam gorzej. A niby co mieliby eurokraci powiedzieć: wprowadzimy ograniczenia, bo nam wolno, bo mamy poczucie boskiej mocy sprawczej, bo wielbimy to poczucie władzy, bo lubimy, jak wszyscy są korni i poddani i można ich też łupić mandatami, bo sądzimy, że wy motłoch to jesteście głupi i trzeba się wami opiekować, bo wy jesteście osoboludzkim plebsem specjalnej troski, więc będziemy was pilnować jak nadopiekuńcze matki-wariatki swoje dzieci na podwórku, bo jak to uda się wprowadzić, to będzie można narzucić wam kolejne ograniczenia i skrócić smycz. Chcemy wam wbić do waszych durnych łbów, że my tu w Brukseli możemy was w tych waszych polskich czy rumuńskich wiochach urządzić, jak nam się żywnie podoba, bo jesteśmy histerykami/histeryczkami, bo mamy gdzieś czy będziecie bezsilnie tkwili w korkach, wlekli się i złorzeczyli.
Kim trzeba być, by wymyślić, iż sprawi się, że w 2050 roku nikt nie zginie w wypadku drogowym? Zgadli Państwo – trzeba być bogiem. I to drugi sposób. Można zostać np. bogiem podróżnych Hermesem. To akurat by się nawet w Brukseli zgadzało, bo to także patron złodziei i oszustów.
Oni tam mają kompleks boskiej sprawczości i uważają, że wyregulują wszystko, że każda najmniejszy aspekt życia nagną do swej unijnej mocy i wykorzystają każdy pretekst, by nas zniewalać, kontrolować. Zlikwidują klęski żywiołowe. każda chmurka i powie wiatru będą im posłuszne, a my staniemy się nieśmiertelni.
Nie pozwolą więc, by taka tragedia jaką powódź niesie się zmarnowała. Wykorzystają ja do szerzenia swych obsesji, swej histerii, do narzucania swego boskiego planu.
Bez żadnych podstaw, a właściwie wbrew wszelkim danym eurokracja głosi, że tak naturalne zjawisko jak powódź, to żywioł nadzwyczajny, przez człowieka wywoływany.
Powodzie i susze stają się coraz częstsze, również w Unii Europejskiej. Nasza reakcja musi być odważna i szybka. Musimy zmniejszać emisje i zachować ambicje, jeżeli chodzi o zielony Nie możemy poddać się w połowie drogi (…). Żadne pojedyncze państwo członkowskie nie poradzi sobie z kryzysem klimatycznym samodzielnie. To jest wyzwanie europejskie, któremu razem musimy stawić czoła
— mówiła w PE szefowa Zielonych Terry Reintke
Oczywiście kobieta zmyśla. Nie ma żadnych danych potwierdzających tezę, iż susz, czy powodzi jest więcej niż kiedyś. Twierdzenie iż „żadne pojedyncze państwo członkowskie nie poradzi sobie z kryzysem klimatycznym samodzielnie” oznacza, że trzeba oddać jeszcze więcej władzy Brukseli.
Nasi współobywatele…muszą dziś radzić sobie ze skutkami najgorszych powodzi od 20 lat (…), a w tym samym czasie prawica i skrajna prawica negują rzeczywistość zmian klimatu. Tam, gdzie rządzą, rozpowszechniają fałszywe informacje, opóźniają wprowadzanie stref niskoemisyjnych, odrzucają politykę Unii Europejskiej, nie zważając na to, że koszt braku działania jest wyższy niż koszt zwalczania zmian klimatu (…). Ze względu na ludzkie dramaty musimy przeciwdziałać denializmowi klimatycznemu
— wykrzykiwała przewodnicząca Socjalistów i Demokratów hiszpańska socjalistka Iratxe García Pérez.
Te wrzaski, te histerie mają swoje konsekwencje w naszym codziennym życiu. I dlatego ty nie dość bogaty obywatelu nie wjedziesz swym starym samochodem do Warszawy, bo Rafał Trzaskowski i bogowie w Brukseli regulować pogodę chcą i wymyślili sobie, że powódź wywołasz.
Cenzura klimatyczna
To też zapowiedź zaprowadzenia pełnej cenzury klimatycznej egzekwowanej przez Unię czy poszczególne państwa. Na razie działa ona tylko na poziomie redakcji, uczelni etc i instytucji, które granty naukowe rozdają.
Szykujmy się na jeszcze więcej szaleństw zielonego ładu. Na rządy bogów, na biedę i praw odbieranie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/706910-brukselscy-unijni-bogowie-zlikwiduja-kleski-zywiolowe