Rozdarty jestem pomiędzy dwiema diagnozami. Jedna mówi, że Adam Bodnar i jego prawnicze otoczenie to skrajni ignoranci, którzy zwyczajnie nie wiedzą, że domaganie się od sędziów „aby złożyli oświadczenie, że był to ich błąd życiowy” jest praktyką komunistycznych partii w najgorszej fazie rozwoju. Publiczna samokrytyka ma posmak totalitarny, bo łamie kręgosłup moralny, upokarza, na całe życie obarcza zarzutem tchórzostwa i koniunkturalizmu, co zazwyczaj trwale wpycha człowieka w ramy posłuszeństwa wobec dowolnej władzy. Adam Bodnar od początku swego ministrowania szafuje frazami, które tylko w nieco zmienionej formie mógłby wyczytać ze stenogramów wystąpień sowieckiego ministra Andrieja Wyszynskiego. Pamiętacie jak w grudniu Bodnar po ataku na media przyznał, że dopiero „szukają podstawy prawnej” na przejęcie TVP? Toż to trawestacja hasła „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” tegoż rosyjskiego prokuratora. Rozpruwanie sejfu w KRS, otwierania wiertarką drzwi do biura Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, siłowe przejęcie prokuratury - to wszystko jest przecież wyryte na kamiennych tablicach historii przez towarzysza Wyszynskiego, czy więc Bodnar nie wie jak bardzo przypomina twardogłowego partyjniaka najgorszych czasów?
Druga diagnoza, za którą pewnie opowie się większość czytelników, to złamany kręgosłup moralny Bodnarowców. Dla kariery, sławy i zagranicznych apanaży poczynają sobie twarto, bezwzględnie, nie robiąc sobie nic nie tylko z bezprawia, ale także z prostackiego stylu w jaki wpadli przy „przywracaniu praworządności”. Konferencje prasowe Bodnara czy Tuska, kiedy ten ostatni porównywał Prawo i Sprawiedliwość do nazistów czy rządów Slobodana Milosevica w byłej Jugosławii - to istny jarmark łgarstwa i prostactwa - a jednak oni w to brną. Może więc wiedzą, że to wszystko wygląda tak po sowiecku, ale robią to, bo mają tak robić, bo nie liczą się z oceną i konsekwencjami, mając w zapasie i prawo siły i zapewne jakieś zagraniczne wsparcie. Zdrada, zamordyzm, bezprawie - nasuwa się często na widok ministra sprawiedliwości.
A jednak nie rezygnowałbym tak łatwo z pierwszej diagnozy. Nawet jeśli bowiem Bodnar byłby cyniczny i wprost czerpał z sowieckich wzorców, pozostając jednak mądrym człowiekiem, czy nie chciałby jednak przeprowadzić to bardziej elegancko? Sypać parafrazami stalinowskiego zbrodniarza jest jednak nietęgo, za symbol swojego ministrowania uczynić wiertarkę i wychudzonego księdza, nie jest mądre nawet dla cyników. Nawet bolszewicy dbali o pozory, tu zaś coraz częściej o łamaniu ludzi mówi się nie tylko wprost ale i z jakąś socjopatyczną satysfakcją. A może więc trzecia diagnoza - rządy szaleńców, ludzi doprawdy opętanych szczerą nienawiścią, która zalała im oczy, że nie widzą już nic poza swoją świętą wojną.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/705212-bodnar-w-amoku-dzis-widza-to-symetrysci-jutro-lemingi