Zbliża się 44. rocznica powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Z dzisiejszej perspektywy wiemy, jak ważne i brzemienne w skutki dla Polski, Europy i świata było to wydarzenie. Od Sierpnia 1980 do 13 grudnia 1981 Polska, w środku bloku sowieckiego przeżywała okres powstańczego, bezkrwawego i wolnościowego uniesienia. Stan wojenny, wprowadzony przez juntę Jaruzelskiego, miał położyć temu kres. Jednak kilkanaście miesięcy, gdy mogliśmy mówić swoim głosem, przeorało świadomość Polaków. O powrocie do rzeczywistości sprzed Solidarności nie było mowy. Tym bardziej że mieliśmy tym razem prawdziwych sojuszników: Ojca Św. Jana Pawła II i Ronalda Reagana.
Następne „okno wolności” (choć bez wątpienia nie tak szczere i autentyczne jak to z Sierpnia 1980 roku), zaczęło się w 1989. Wtedy oficjalnie i formalnie ogłoszono koniec PRL. Komuniści, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo i dobre życie zawarli z Wałęsą i jego otoczeniem porozumienie okrągłostołowe. Półtora roku później do władzy doszedł rząd Jana Olszewskiego. Chciał uchylone „okno wolności” otworzyć na oścież i rozliczyć stary system. Zacząć proces głębokich zmian, Polska miała trafić do NATO i Unii Europejskiej (wtedy zupełnie innej niż teraz). Wtedy do akcji wkroczyli Wałęsa i Tusk i doprowadzili do upadku rządu Olszewskiego.
„Okno wolności” zastąpił lufcik (od niemieckiego słowa luft – powietrze). Polska, była już formalnie bez komunistycznych kajdan. I cóż z tego? Poddano ją drapieżnej balcerowiczowskiej terapii wstrząsowej. Staliśmy się krajem, który nadal miał być eksploatowany, ale w inny, bardziej wyrafinowany sposób. W tamtych czasach najwięksi „eksperci” gospodarczy z Balcerowiczem na czele lubili powtarzać, że największym atutem Polski jest dobrze wykształcona i „tania” siła robocza. Bezmyślnie i zgodnie klepali to lewicowcy, pseudoliberałowie i ludowcy. Po co nam zatem ambicje, interesy państwowe i narodowe, przecież, pieniądz nie ma narodowości. Ostatecznie można wyjechać na zbieranie szparagów.
Dopiero zwycięstwo wyborcze Prawa i Sprawiedliwości w 2005 roku, wzmocnione objęciem funkcji Prezydenta RP przez Lecha Kaczyńskiego pozwoliło otworzyć po raz kolejny dla Polski i Polaków „okno wolności”. Mimo ogromnych problemów z koalicjantami i tarć wewnętrznych, do naszej polityki ponownie wkroczyło pojęcie polskiej racji stanu i interesu narodowego. Był to jednak zbyt krótki czas, aby wyraźnie zarysować perspektywę innego zarządzania naszym państwem. Prezydent Lech Kaczyński po upadku rządu PiS w 2007 roku używał wszystkich sił i możliwości, aby pilnować „okna wolności”. Zamach i jego śmierć w Smoleńsku, 10 kwietnia 2010 roku spowodowały, że „okno wolności” zalała ciepła woda z kranu odkręconego przez Tuska.
W 2015 roku w Polsce było już dramatycznie duszno i Polacy zdecydowali o ponownym otwarciu okna wolności. Wybory prezydenckie wygrał Andrzej Duda, a parlamentarne PiS – na tyle wyraźnie, że mogło utworzyć samodzielny rząd z Beatą Szydło na czele rządu. Szybko okazało się, że Polską można rządzić realizując interesy Polaków i Państwa Polskiego. Okno wolności ponownie zostało otwarte na całą szerokość.
Ruszyły bezprecedensowe programy socjalne, wielkie inwestycje, rozwój gospodarczy bił rekordy, skończyło się okradanie państwa przez mafie VAT- owskie. Były pieniądze na odbudowywanie funkcji chroniących państwo i wspierających obywatela. Budżet państwa w osiem lat został podwojony. Radykalnie i realnie wzrosły wynagrodzenia. Skończyło się bezrobocie. Samorządy otrzymały wsparcie na inwestycje, jakiego wcześniej nigdy nie miały. Ponad dwukrotnie powiększono armię i wyposażono ją w najnowszy sprzęt. Udało się ochronić nas przed konsekwencjami pandemii, skutkami napaści Rosji na Ukrainę i falą nielegalnych migrantów. Polskie firmy publiczne z Orlenem i KGHM na czele stały się liderami biznesu i lokomotywami rozwoju. Przedstawiciele Polski zaczęli na arenie międzynarodowej twardo upominać się o nasz narodowy interes.
Jednak szeroko otwarte okno polskiej wolności bardzo uwierało i przeszkadzało tak w Moskwie jak i w Berlinie i Brukseli. Jak wiele razy w historii, zgodnie ze Wschodu i z Zachodu, na Polskę ruszyły siły postrzegające polską wolność jako arcygroźne zagrożenie.
Każda metoda i sposób były i są dobre, aby zaszkodzić Polsce: naciski dyplomatyczne, zwykłe groźby, produkowanie kłamstw, zatrzymywaniem należnych nam środków finansowych, nasyłanie szpiegów, uruchamianie agentów wpływu w polskiej polityce, nauce, gospodarce, mediach, akcje pseudoekologów dla zatrzymania inwestycji w Polsce, wprowadzenia anarchii w sądach i prokuraturach, otwarta walka z Kościołem, organizowanie prowokacji i ataków nielegalnych migrantów na polską granic i potępienie płynące ze wschodu i z zachodu, że bronimy naszej granicy, oburzenie gdy upominamy się o ukradziony majątek narodowy, napady na instytucje państwowe i media publiczne. Dalsze przykłady można mnożyć.
Jakiś czas temu porównałem osiem lat rządów Prawa i Sprawiedliwości do kolejnego powstania narodowego. Ten okres nazwałem powstaniem Kaczyńskiego.
Jednak ośmiogwiazdkowcy codziennie pokazują jak bardzo chcą ponownie zamknąć okno polskiej wolności. Ich okupacyjną obsesją jest zlikwidowanie wszystkiego, co udało się Polakom osiągnąć, gdy poczuli, że są wolni. Chóralne śpiewy na dyskotece Kampus Polska wyrażające głębię intelektualną ośmiogwiazdkowej młodzieżówki i są tego kolejnym potwierdzeniem. Jeszcze krew na ulicach szerokim strumieniem nie płynie, choć więźniowie polityczni, represje i tortury już są.
Historia pokazuje, że każde nawet częściowe chwilowe otwarcie okna polskiej wolności pozostawia w narodzie niezatarte, pozytywne zmiany. Nie ma powrotu do tego, co było, jeżeli nawet zostanie zniszczone to co materialne – pozostaje pamięć i świadomość.
Dlatego otaczajmy wielkim szacunkiem rocznicę 31 sierpnia 1980.
Polskiego okna wolności żadnemu okupantowi nigdy nie uda się zamknąć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/703945-polskie-okna-wolnosci