„Miejmy nadzieję, że rząd Tuska zrozumie, iż silne państwo, silna gospodarka i silna armia nie są w interesie PiS-u, lecz w interesie wszystkich obywateli, także zwolenników Platformy Obywatelskiej” - mówi portalowi wPolityce.pl dr Jan Parys, socjolog, były szef MON w rządzie premiera Jana Olszewskiego.
wPolityce.pl: Jak Pan doktor ocenia sytuację polityczną teraz, gdy zaczyna się jesień 2024?
Dr Jan Parys: Minęło ponad 8 miesięcy rządów Donalda Tuska. Trudno mówić o osiągnięciach tej ekipy, bo ich po prostu nie ma. Raczej rośnie liczba spraw, takich jak kontrakty zbrojeniowe lub wielkie programy inwestycyjne, które nie są kontynuowane. Widać, że ten rząd nie ma żadnego pomysłu na rozwój Polski poza jednym, by ślepo realizować polecenia urzędników z Brukseli. Natomiast z punktu widzenia interesu kraju najważniejsze jest to, żeby PiS przetrwał utratę władzy, jak i atak polityczno-prawny ze strony Platformy Obywatelskiej i żeby nie uległ podziałom ani rozproszeniu. To ważne dla zachowania demokracji Polsce. Bo podstawą demokracji jest to, aby obywatele podczas glosowania mieli realny wybór. Istnienie PiS zapewnia Polakom możliwość wyboru programu rozwoju kraju, innego niż ten, który prezentuje obecna władza.
Jak Pan mógłby opisać sytuację międzynarodową w tym okresie?
To, co najważniejsze, moim zdaniem, wydarzyło się w lipcu tego roku. W tym czasie był szczyt NATO w Waszyngtonie, a potem dokonano wyboru szefa Komisji Europejskiej. Uczestnicy szczytu NATO najpierw przygotowywali, a potem podpisali ważny dokument strategiczny, który definiuje obecną sytuację międzynarodową. W tym tekście są także wskazane priorytety dla wszystkich państw zachodnich w obliczu zagrożenia militarnym atakiem. Podkreślam, że ta diagnoza nie była narzucona przez najsilniejsze państwa, lecz jest wynikiem uzgodnień między wszystkimi członkami NATO. Zatem zadania tam określone powinny być realizowane przez wszystkich.
Wielu liderów europejskich zachowuje się, jakby chorowali na schizofrenię. Najpierw coś podpisali w Waszyngtonie, a parę dni potem w Brukseli dokonali ponownego wyboru pani von der Leyen na szefa komisji Europejskiej. Wybierając ją, zatwierdzili jednocześnie dotychczasowe priorytety działania Unii Europejskiej, które nie mają nic wspólnego z priorytetami, jakie wcześniej przyjęto podczas szczytu NATO.
Z czego wynika taka niekonsekwencja wśród europejskich liderów?
Mamy chyba do czynienia z brakiem zdolności umysłowych do kojarzenia faktów. A to jest podstawą racjonalnego myślenia. Normalny człowiek kojarzy wydarzenia i wyciąga wnioski. Tu tego zabrakło. Okazało się, że wyobrażenia o potędze Unii Europejskiej i własnej wszechwiedzy są silniejsze niż fakty. Dochodzi do tego wówczas, gdy zamiast myślenia, ktoś działa pod wpływem emocji i kieruje się ideologią. Liderzy unijni nie chcą przyjąć do wiadomości, że ich dotychczasowa polityka jest błędna, bo sami doprowadzili Unię Europejską do sytuacji, w której ta znalazła się gospodarczo i militarnie w tyle za USA i za Chinami.
Obecni liderzy Unii Europejskiej po prostu nie zamierzają wyciągać wniosków z rzeczywistości, bo musieliby przyjąć, że przez ostanie kilkanaście lat popełniali kardynalne błędy. W rezultacie, w lipcu 2024 roku w Brukseli zebrał się kartel kilku partii politycznych, który odrzucił werdykt elektoratu. Negując wolę wyborców, którzy wyrazili sceptycyzm wobec polityki migracyjnej oraz zielonego ładu, w Unii Europejskiej zakwestionowano podstawy demokracji.
Nie tylko ponownie wybrano na szefa Komisji Europejskiej panią von der Leyen, lecz równocześnie zatwierdzono na przyszłość dotychczasowy błędny kierunek działania Unii Europejskiej. To pokazuje, że oligarchowie partyjni, którzy stanowią większość w Radzie Unii Europejskiej są ślepi na wyzwania, jakie niesie rzeczywistość. To dowód na to, że źródłem kryzysu w Europie nie są czynniki zewnętrzne, lecz degeneracja ustroju demokracji liberalnej, w którym dziś nie liczy się wola wyborców, lecz wola oligarchów partyjnych publicznie głoszących liberalizm.
Co, Pana zdaniem lekceważą politycy, podejmując decyzje na forum Rady Europejskiej?
Po pierwsze: lekceważą zagrożenia w dziedzinie bezpieczeństwa. Przypuszczam, że większość z nich nigdy nie przeczytała żadnego raportu wojskowego na temat rosyjskich zbrojeń, rosyjskiego potencjału militarnego, na temat tego, jak są uzbrojone wojska rosyjskie stacjonujące wokół granic wschodnich Unii Europejskiej. Oni nie wiedzą, ile na obrzeżach Europy samolotów nosicieli broni nuklearnej posiada Rosja, jakimi zasobami broni nuklearnej dysponuje Rosja wokół państw Unii, co oznacza, że Rosja posiada w Europie 15 brygad rakietowych z wyrzutniami Iskander, że ma ona 4 brygady i 2 dywizjony rakiet z wyrzutniami Bastion i jaki jest zasięg tych rakiet? Europa ma naprawdę skromy potencjał militarny na tle rosyjskiego. Wobec tego braku równowagi między potencjałami militarnymi Europy i Rosji, Putin zdecydował się to wykorzystać, prowadząc ekspansję. Przypuszczam, że żaden z tych polityków nie przeczytał wystąpienia Putina, jakie przywódca Rosji wygłosił 7 października 2023 roku na ostatnim spotkaniu Klubu Wałdajskiego. Nic zatem dziwnego, że liderzy Unii Europejskiej po prostu nie rozumieją obecnej polityki konfrontacji, którą prowadzi Rosja.
Czy mógłby Pan skomentować politykę Unii w sprawach pozamilitarnych?
Liderzy europejscy lekceważą problem bezpieczeństwa żywnościowego, energetycznego i publicznego. Pierwsze, bo preferują import żywności z krajami Ameryki Południowej i zamierzają go rozwijać kosztem rolnictwa europejskiego. Dalej, liderzy unijni pomijają ryzyka, jakie wynikają z deindustrializacji Europy, jaka już następuje, ze względu na rosnące koszty energii elektrycznej. W Unii Europejskiej są także pomijane kwestie bezpieczeństwa wewnętrznego, ponieważ zadekretowano obowiązkowe przyjmowanie milionów migrantów. Zarówno tak zwany zielony ład, jak i obowiązkowe kwoty migracyjne, to przejaw myślenia ideologicznego. Ta postawa oznacza prymat ideologii na myśleniem pragmatycznym. Dziś w czasie zagrożenia konfrontacją wojenną bezpieczeństwo, a nie ideologia musi być priorytetem. Nie da się finansować jednocześnie zbrojeń i polityki klimatycznej, czyli zielonego ładu. Nie da się zapewnić bezpieczeństwa publicznego i otwartych granic, bo nie można realizować celów, które są sprzeczne.
Tymczasem, z obawy wobec możliwego buntu obywateli wobec błędnej polityki, oligarchowie kierujący Unią Europejską postanowili się zabezpieczyć. Forsują reformę Traktatu o Unii Europejskiej, gdyż chcą scentralizować proces decyzyjny i pozbawić państwa członkowskie dotychczasowych uprawnień m.in. w dziedzinie polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa. Nie należy także zapominać, że Unia już ma kłopoty z finansowaniem swej działalności. Już jest de facto w ciężkim kryzysie budżetowym.
Jak Pan patrzy na rozwiązanie konfliktu na Ukrainie?
Wojna toczy się na Ukrainie, ale to nie jest konflikt lokalny na peryferiach Europy. To zderzenie imperialnej polityki rosyjskiej z dotychczasowymi zachodnimi regułami porządku międzynarodowego, jakie zapewniały pokój od czasu, gdy zakończyła się druga wojna światowa. Putin nie ukrywał i dalej nie ukrywa swoich planów. Powiedział o nich wprost w ultimatum, jakie zaadresował do Zachodu w grudniu 2021 roku. Trzeba to przyjąć do wiadomości i wyciągnąć wnioski. Wybierając ponownie von der Leyen na szefa Komisji Europejskiej, udajemy, że nic się na świecie nie zmieniło. Tymczasem Putin zamierza budować pozycję Rosji na świecie za pomocą siły. Trzeba przyznać, że bardzo umiejętnie kreuje chaos intelektualny wśród polityków zachodnich. Wielu polityków w Europie ulega rosyjskiej propagandzie.
Moim zdaniem Zachód nie ma wyjścia i musi się zbroić po to, by rozmawiać z Putinem z pozycji siły. Rosja musi się pogodzić z tym, że mając zaledwie 3-procentowy udział w światowym PKB, nie jest mocarstwem. Jeżeli ustąpimy Putinowi w jakiejkolwiek sprawie, to kraje zachodnie stracą wiarygodność na świecie, a potem pozycję polityczną i gospodarczą.
Może Pan powiedzieć coś optymistycznego na koniec?
Są inne mierniki siły państw w czasie pokoju i w czasie, gdy grozi militarna konfrontacja. Polska za czasu poprzedniego rządu dosyć wcześnie przyjęła właściwą definicję sytuacji i podjęła ważne decyzje, by radykalnie wzmacniać system obronny. Miejmy nadzieję, że rząd Tuska zrozumie, iż silne państwo, silna gospodarka i silna armia nie są w interesie PiS-u, lecz w interesie wszystkich obywateli, także zwolenników Platformy Obywatelskiej.
Los Polski zależy również od tego, czy w trudnej sytuacji militarnej potrafimy zapewnić naszemu krajowi sojusze z najsilniejszym państwem NATO, czyli z USA, czy będziemy bujać w obłokach, łudząc się współpracą wojskową z Niemcami, których armia podczas konfrontacji z Rosją jest dziś bez znaczenia. Bardzo możliwe, że jesienią w USA zwycięży Trump a w przyszłym roku w Niemczech kanclerzem zostanie szef CDU Friedrich Merz ,który ma poglądy proatlantyckie. A wówczas Tusk, który jest powiązany z ludźmi Merkel takimi jak Ursula von der Leyen i Manfred Weber, będzie w trudnej sytuacji. Niestety, wtedy Polska będzie płacić wysoką cenę za naiwną politykę zagraniczną Tuska i jego ekipy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/703357-dr-parys-najwazniejsze-by-pis-przetrwal-utrate-wladzy