„Albo zdradzamy nasze dziedzictwo i posługę wobec narodu polskiego, albo też w imię patriotyzmu czynimy to, co do nas należy utrzymując komunikację między pokoleniami” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Jan Żaryn, komentując obecną politykę historyczną rządu. W jego ocenie liberalni historycy nie wypełniają misji podtrzymywania tożsamości narodu. Wspierają antypolskie działania, zwłaszcza w konfrontacji z niemiecką polityką historyczną. „Niemcom trzeba ciągle przypominać, jak bardzo stoczyli się na dno przyjmując pogański rasizm w czasach II wojny światowej za swoją ideologię” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Żaryn.
Portal wPolityce.pl: Wraz ze zmianą rządu zmieniła się także polityka historyczna państwa. Przeciwko „brutalnej dewastacji pamięci” wystąpiła liczna grupa historyków, której nie podobają się m.in. działania dyrekcji Muzeum II Wojny Światowej. O co toczy się ten spór?
Prof. Jan Żaryn: To jest atak na polską politykę historyczną, którą przez ostatnie lata prowadził wybrany demokratycznie rząd. Wykorzystywał do tego instytucje państwa polskiego odpowiedziane za wizerunek Polski oraz instytucje, których zadaniem jest wychowywanie i edukacja polskiego narodu. Patrząc na ten atak z tej perspektywy, najbardziej niepokoi to, że dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej i prof. Paweł Machcewicz zyskali wsparcie historyków będących autentycznymi autorytetami polskiej nauki. Mam na myśli historyków, którzy wystosowali specjalny list wspierający dzisiejszą dyrekcję Muzeum. Nasz list jest polemiką z tą częścią środowiska historyków. Im się jedynie wydaje, że nie są odpowiedzialni za wychowanie narodu polskiego i za kształtowanie polskiej polityki historycznej. Oni są za to odpowiedzialni, bo to wynika z naszej profesji. Zapisana jest w niej misyjność dotycząca edukacji narodu, którego tożsamość opiera się przecież na przeszłości. Historycy są odpowiedzialni za łączność między przeszłością, a współczesnymi pokoleniami. Tworzą współczesną polską politykę historyczną.
Czy można tę misję historyków obronić w dzisiejszych realiach?
Uważamy, że tu nie może być kompromisu z postawą historyków, którzy są stroną ewidentnego sporu cywilizacyjnego. Niosąc zadanie tworzenia współczesnej polityki historycznej, bardzo wyraźnie wpisują się we współczesną doktrynę osłabiającą prawo chrześcijan i całego dziedzictwa chrześcijańskiego do obecności w Europie. To co zrobiono w Muzeum II Wojny Światowej jest przykładem eliminacji katolicyzmu z europejskiej sceny intelektualnej, społeczno-kulturalnej a nawet cywilizacyjnej. Niestety to liberalne środowisko historyków wpisuje się w obecną politykę historyczną władz państwowych. Cechuje ją służalczość wobec tendencji dominujących w Unii Europejskiej. Przykładem tych tendencji jest choćby wystawa z 2017 roku dotycząca historii Europy, zorganizowana na terenie Parlamentu Europejskiego, która ignorowała jej chrześcijańskie korzenie. Twierdząc, że nie uprawiają polityki historycznej, odwołują się właśnie do tego punktu odniesienia.
Czyli mamy do czynienia z niszczeniem tożsamości polskiego narodu, która jest nierozerwalnie związana z chrześcijaństwem, wręcz katolicyzmem.
To jest antypolska działalność, która ma na celu wyrwanie nas z naszych przekonań i naszego dziedzictwa. Chodzi o niedopuszczenie środowisk konserwatywnych do nauczania, wychowywania i edukowania narodu polskiego. To jest cały kompleks działań rewolucyjnych, które w tej chwili są realizowane w Polsce. Ich hamulcowym jest na razie prezydent Andrzej Duda. Jeśli jednak za rok nasze środowiska przegrają wybory prezydenckie, to bardzo szybko okaże się, że te działania będą jeszcze silniejsze. Całe chrześcijańsko-narodowe dziedzictwo zostanie nazwane mianem „mowy nienawiści”.
Kilka dni temu goszczący w Polsce prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier przepraszał nas i prosił o wybaczenie z zbrodnie II wojny. Ile warte są jego słowa?
To jest łatwa fraza, którą się wykonuje w ramach pewnej celebry. To były płytkie przeprosiny, bez odnoszenia się do obrazu pokazującego przedmiot tych przeprosin. Bez wskazania jakiego typu zbrodnie zostały popełnione na polskim narodzie. Bez wskazania szerokiej gamy represji, których byliśmy przedmiotem ze strony niemieckiego okupanta. Obozy koncentracyjne, planowe wymordowanie polskich elit oraz wiele innych dotkliwych represji dotyczących codzienności okupacyjnego życia: łapanki, wywozy na roboty przymusowe, wypędzanie z ziem zajętych i włączonych do III Rzeszy Niemieckiej. Oczywiście na czele z największym zbrodniczym aktem, czyli ludobójstwem. Tych zbrodni można by wymieniać wiele, choćby pomorską czy zbrodnie szczególnie obrzydliwe wobec polskich dzieci, m.in. próba ich germanizacji.
W Europie niewiele mówi się o takiej przeszłości Niemców. Niektórzy wręcz namawiają Berlin, aby znów „wzięły w swoje ręce przyszłość” krajów naszego regionu.
Niemcom trzeba ciągle przypominać jak bardzo stoczyli się na dno przyjmując pogański rasizm w czasach II wojny światowej za swoją ideologię. Tego wszystkiego w przemówieniach niemieckich przedstawicieli nie ma. Jest za to płytkie „przepraszam”, bez rzeczywistego rozumienia ich własnych zbrodni. Takie zachowanie prezydenta Niemiec Steinmeiera jest celowe i stanowi wykonywanie określonych zadań. Niemcy nie są w żadnej mierze zainteresowani zadośćuczynieniem za te zbrodnie. W przeciwnym razie musieliby dokonać refleksji na temat definicji sprawiedliwości. Nie muszą tego czynić, zwłaszcza gdy obecny rząd Donalda Tuska w ramach aktualnej polityki historycznej sam zrezygnował z reparacji - nie pytając o to Polaków, np. w referendum. Ze względu na tę politykę historyczną w relacjach polsko-niemieckich nastąpi w wymiarze zewnętrznym i wewnętrznym rozmywanie granicy pomiędzy sprawcami zbrodni a ich ofiarami. Relacje polsko-niemieckie będą układać się zgodnie ze słowami wiceprezydenta Gdańska Piotra Grzelaka o „złym słowie Polaka przeciwko innemu narodowi i Niemca przeciwko innemu narodowi”. W gruncie rzeczy wiceprezydent Gdańska przyznał, że jego szeroko pojęte środowisko jest zwolennikiem tak prowadzonej polskiej polityki historycznej.
Czy oświadczenie grupy naukowców w obronie polskiej polityki historycznej jest próbą uzmysłowienia społeczeństwu jak niebezpieczne działania podejmuje dziś rządząca elita?
Jako historycy musimy zdać sobie sprawę z tego, że nasza profesja ma charakter wyjątkowy. Niezależnie od tego co będziemy mówili, zawsze budujemy tożsamość współczesnego narodu polskiego i jesteśmy za to odpowiedzialni. Zatem, albo zdradzamy nasze dziedzictwo i posługę wobec narodu polskiego, albo też w imię patriotyzmu czynimy to co do nas należy utrzymując komunikację między pokoleniami. Boję się, że w naszej profesji jest bardzo wielu historyków i to bardzo dobrych z punktu widzenia warsztatowego, którzy z różnych powodów nie chcą tego przyjąć do wiadomości. Udają, że prowadzą swój życiorys zawodowy wedle jakiegoś życzeniowego nieprawdziwego w istocie klucza. Tymczasem prędzej, czy później każdy historyk jest odpowiedziany za to, po której stronie stanie. Czy po stronie budowania dziedzictwa własnego narodu, czy też tych, którzy chcą je odebrać. Zniszczyć tę tożsamość naszą i wyjątkowość.
Mimo tak ogromnej odpowiedzialności Niemcy nie zmieniają swojej polityki historycznej, tak jak polskie władze.
Niemcy poprzez bardzo dobrze prowadzoną politykę historyczną rozmyli odpowiedzialność za II wojnę światową. Ta odpowiedzialność narodu niemieckiego została przeniesiona na barki jakichś „nazistów”. Efektem tego zabiegu jest to, że w paneuropejskiej historii II wojny światowej Niemcy stali się autorami wszystkich postaw. Z jednej strony haniebnych, jako naziści, ale z drugiej postaw pokazujących paneuropejski opór. Symbole mające opisywać dzieje Europy zostały zawłaszczone przez stronę niemiecką. Takim symbolem stał się m.in. Stauffenberg. Niemcy potrafią umiejętnie te symbole wprowadzać, tak aby nie było dla nich miejsca na konkurencję. Ta paneuropejskość niemieckiej historii jest przejawem znanego od wieków ich imperializmu. Z polskiej perspektywy to jest nie do przyjęcia. Dla nas Stauffenberg to przede wszystkim niemiecki okupant, który wkroczył do Polski w 1939 roku i był wychowany w duchu niemieckiego rasizmu. O Polakach wypowiadał się w kategoriach niższej rasowo społeczności, którą trzeba zarządzać tak, aby przynosiła jakiś pożytek dla Niemiec. To traktowanie nas jak niewolników zarządzanych przez wyższą rasę. Jego indywidualne losy i atak na Hitlera jest wynikiem niemieckiego patriotyzmu. Grupa niemieckich spiskowców doszła do wniosku, że należy szukać sposobu na ratowanie Niemiec wobec spodziewanej przegranej wojny, oni ratowali III Rzeszę. Niemcy widzą w Stauffenbergu patriotę zatroskanego o niemiecki interes, a nie o los mordowanych przez lata Żydów i Polaków. Tyle że ten interes nie musi obowiązywać w całej Europie, a tym bardziej w Polsce.
Niemcy promują Stauffenberga, a dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej zdejmuje z wystawy najświatlejsze postaci naszej najnowszej historii, które są zaprzeczeniem ideologii wyznawanej przez tego nazistę.
Rotmistrz Witold Pilecki, o. Maksymilian Kolbe i rodzina Ulmów to postacie broniące naszej polskiej tożsamości. Nie mogą zaburzać jakiejkolwiek przestrzeni wystawienniczej, podręcznikowej i jakiejkolwiek narracji o polskiej historii II wojny światowej. Jeśli dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej i prof. Paweł Machcewicz twierdzą, że jednak te postaci im przeszkadzają, to należy zadać pytanie, czy ta wystawa jest rzeczywiście polska? Może jest tworzona przez jakiś inny podmiot, który jest reżyserem innej polityki historycznej. Nie ma zgody na to, aby te postacie nie prezentowały autentycznego i tożsamościowego znaku polskości. Przywołując tu postać Stauffenberga ,odpowiadamy jednocześnie na pytanie, gdzie leży stolica tej wystawy.
Dziękuję za rozmowę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/701226-jzaryn-niemcy-zawlaszczyli-symbole-opisujace-dzieje-europy