Z dumą zaliczam się do pokolenia pierwszego Niezależnego Zrzeszenia Studentów (NZS), tego powstałego na jesieni 1980 r. Ja i większość moich kolegów wyznawaliśmy zawsze wartości związane z chrześcijaństwem, ojczyzną i podmiotowością osoby ludzkiej.
To z nimi wiązała się m. in. nasza wrażliwość na sprawę więźniów politycznych. Gdy w okresie „karnawału Solidarności” (16 miesięcy w latach 1980-1981) władze komunistyczne zamknęły do więzienia kilku działaczy Konfederacji Polski Niepodległej (KPN), to właśnie NZS najgłośniej i najbardziej energicznie walczył o ich uwolnienie. 25 maja 1981 r. odbyły się w całej Polsce marsze w obronie więźniów politycznych, w których organizację mocno włączyli się studenci. Doprowadziły one nawet do chwilowego uwolnienia działaczy KPN.
W stanie wojennym i w latach następnych Jaruzelski zapełnił polskie zakłady karne tysiącami więźniów politycznych. W roku 1982 r. wystarczyły trzy ulotki w kieszenie, żeby dostać trzy lata więzienia. Podziemna „Solidarność”, podziemny NZS, a także Kościół katolicki nieustannie domagały się zwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Pamiętam jak w 1983 r. zbierałem w toruńskim akademiku podpisy pod petycją o uwolnienie aresztowanych przez Jaruzelskiego dawnych działaczy Komitetu Obrony Robotników. Większość studentów podpisywała się chętnie, mimo, że wymagało to sporo odwagi. Zebrałem ok. 250 podpisów, a potem poszedłem spać do innego pokoju obawiając się porannego nalotu esbeków. Po latach zauważyłem, że zebrane przez mnie podpisy stanowiły ok. 25 proc. podpisów z całego Torunia. Dużą akcję w celu uwolnienia więźniów politycznych podjęła „Solidarność” przed II pielgrzymką Jana Pawła II w Polsce (miała ona miejsce w czerwcu 1983 r.). W wielu kościołach odprawiano msze św. w intencji uwolnienia więźniów politycznych.
Więźniowie polityczni w III RP
Nigdy nie myślałem, że w III Rzeczpospolitej doczekam czasów, w których pojawią się znowu więźniowie polityczni. Obecnie mamy co najmniej trzech: księdza Michała Olszewskiego i dwie panie – pracowniczki Ministerstwa Sprawiedliwości. W dodatku po pozbawieniu wolności potraktowano ich w sposób straszny, urągający ludzkiej godności i wszelkim zasadom cywilizowanego świata. Wg relacji ks. Michała Olszewskiego był on pozbawiony pożywienia przez 60 godzin. W dniu zatrzymania od 6.00 rano przez cały dzień (nawet przy czynnościach fizjologicznych) był skuty:
Ani na chwilę nie zdjęto mi kajdanek. Gdy przyjechaliśmy na dołek, usłyszałem, że o tej porze już nic nie ma, ani kolacji, ani wody. U błagałem 1/2 butelki wody z kranu przyniesionej w butelce, która pusta stała w celi. Rano, kiedy prosiłem, by zaprowadzono mnie do WC, usłyszałem, że „masz butelkę po wodzie, lej do niej”. Z WC mogłem dopiero skorzystać około 8.00 przed wyjazdem do prokuratury.
Oto relacja jednej z zatrzymanych a potem aresztowanych kobiet:
Zostałam zatrzymana przez ABW w liczbie kilkunastu funkcjonariuszy, którzy 26 marca 2024 roku wkroczyli do mojego domu i na oczach obudzonego dziecka, w atmosferze krzyku i agresji, skuli mnie kajdankami. Chwilę wcześniej - robiąc hałas na całą ulicę – ABW próbowało wyważyć drzwi, mimo iż krzyczałam, aby tego nie robić, bo już schodzę otworzyć. Na moje pytanie czemu akcja jest prowadzona tak agresywnie (…) funkcjonariusz mi otwarcie powiedział, że oni też woleliby tego tak nie robić, ale otrzymali z góry takie polecenia na odprawie która odbyła się w przeddzień.
W areszcie dowiedziałam się, że prokurator zarządził moją całkowitą izolację, co oznacza że jestem sama w celi monitorowanej kamerami, nawet w toalecie […]. Przez pierwszy miesiąc oznaczało to dla mnie brak odzieży, majtek, biustonoszy, ciepłej zmiany ubrań, ponieważ talon na paczkę z ubraniami, który wysłałam do domu, prawie miesiąc leżał w prokuraturze. Został przekazany rodzinie dopiero po interwencji adwokata. Prokurator odmówił mi kontaktu telefonicznego z dzieckiem i z mężem. Brak kontaktu i wieści od rodziny jest najtrudniejszy do zniesienia…
Urzędniczka w swojej relacji przedstawiła także moment, gdy została przewieziona przez ABW do Policyjnej Izby Zatrzymań:
Tam traktowano mnie dość brutalnie. Zabrano wszystkie moje rzeczy - nawet sweter - choć było zimno. Podczas korzystania z toalety byłam nadzorowana przez funkcjonariuszy mężczyzn przez okienko w drzwiach. Niektórzy wprost patrzyli na mnie jak załatwiam swoje potrzeby fizjologiczne. Podobnie, gdy myłam się pod prysznicem. Było to upokarzające. Gdy zrobiło mi się niedobrze i poprosiłam o wyjście z celi do toalety, żeby zwymiotować, policjant odpowiedział: „teraz nie możesz, wal na podłogę”.
Reakcja na łamanie praw człowieka
W czasach Edwarda Gierka i Wojciecha Jaruzelskiego Konferencja Episkopatu Polski na wszelkie łamanie praw człowieka reagowała listami pasterskimi, które odczytywane były z ambon podczas niedzielnych Mszy we wszystkich polskich kościołach. Dzisiaj Episkopat, jego Przewodniczący i Prymas Polski milczą w sprawie więźniów politycznych. Niewiele o tych sprawach mówi także Prezydent RP. Dlaczego? Dlaczego ani Konferencja Episkopatu, ani Głowa Państwa nie zaprotestowały ostro i wyraźnie przeciwko niesłusznemu uwięzieniu i torturom, którym poddano te trzy osoby? Wymaga tego przecież podstawowa zasada solidarności, sformułowana przez Jana Pawła II:
„Solidarność”, to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni przeciw drugim. I nigdy „brzemię” dźwigane przez człowieka samotnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/699472-wolnosc-dla-wiezniow-politycznych-w-polsce