Byłem wówczas jeszcze na studiach, gdy w ciekawym, kameralnym gronie wygłaszał wykład, będący wówczas w opozycji, prezes PiS Jarosław Kaczyński. Niewielka liczba słuchaczy, w dodatku starannie wybranych przez starsze pokolenie, twórców „Solidarności”, gwarantowało, że były wówczas premier był bardziej otwarty i pozwalał sobie na odsłanianie kulis swojej polityki.
Mówił rzeczy niestworzone - np., że PiS może kiedyś samodzielnie dojść do władzy, że ówczesny premier chodził na pasku Niemiec i Rosji, było też sporo o atomie dla Polski. Dziś wszystkie te opowieści rzeczywistość zweryfikowała pozytywnie - ale o jedną z nich kiedyś Prezesa muszę brutalnie docisnąć. Jarosław Kaczyński powiedział wtedy również: „Nie dajcie się nabrać, politycy nie są głupi, nawet ci, którzy takie próbują stworzyć wrażenie”.
Z kontekstu wynikało, że wyborcy niewłaściwie oceniają cechy posłów, którzy często poprzez cynizm czy świadomą politykę PR-owską wydają się być bardziej wyraziści czy radykalni niż są w istocie. Że człowiek, który doszedł jednak do ław poselskich, by ostatecznie w nich zasiąść musi mieć szereg cech, których nie ma zwykły, choćby inteligentny, obywatel. Powtórzmy więc: „politycy nie są głupi”.
Po pewnym zastanowieniu można było się zgodzić - infantylny Robert Biedroń czy Krzysztof Śmiszek ograli całą Lewicę oddając się dziś brukselskim przyjemnościom za unijne, niebagatelne pieniądze. Adam Szejnfeld podobnie - słuchając jego wypowiedzi można odnieść wrażenie, że to repetujący klasy gimnazjalista, ale jednak doczłapał do stanowisk niedostępnych dla bystrych polityków i rozegrał to świadomie. Wiele pozornych głupot przekładało się później na zaskakujące sukcesy w polityce i w urzędniczych karierach.
O ile wtedy dałem się przekonać, to dziś jednak czuję się oszukany. Widzę błazeńskie wystąpienia Marka Józefaciuka, nieskażone głębszą refleksją oczy Tomasza Siemoniaka, niewyszukany polot posłanki Iwony Hartwich, opaczną elokwencję Witolda Zembaczyńskiego, dobrze poznaną na komisji śledczej, ale i patrząc na Adama Bodnara nie widzę krzty samodzielnego myślenia, a jedynie wykonywanie pałkarskich sugestii życzliwych, ale smutnych panów.
Czy to Prezes kłamał dla ochrony niektórych parlamentarzystów czy oni się jakoś lepiej dziś maskują? A może tamta teza się zdezaktualizowała po prostu, bo nasz parlamentaryzm zdegradował się o kilka szczebli?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/699431-jak-mnie-oszukal-jaroslaw-kaczynski-czekam-z-pytaniem