Infantylna, płytka, zacietrzewiona - fajnopolacka minister Barbara Nowacka dała upust swoim intelektualnym możliwościom na spotkaniu „Góry literatury” w rozmowie, na scenie, z Ireneuszem Grinem. Otoczenie było jej bardzo życzliwe, więc z jednej strony nie padło żadne trudne pytanie, ale z drugiej strony czuła się „ministra” swobodnie, więc mogła pleść bzdury jeszcze bardziej otwarcie.
Infantylna
To, co uderza na wstępie, to jej frazesy, przy których nawet cytaty z Paulo Coehlo brzmią przenikliwie. Np. o rozwoju polskiej szkoły powiedziała: „możemy skoczyć do przodu, tylko musimy sobie zaufać”, mówiła też, że za jej kadencji polska szkoła może stać się najlepsza na świecie, że ona ma takie marzenie, że żyjemy w XXI wieku, który jest wspaniały, zwróciła się też z wyznaniem do słuchaczy (głównie nauczycieli): „Jedyne co bym chciała, do czego was namawiam, to żebyście rozwijali skrzydła”. Że też prowadzący i goście traktowali te banały poważnie, to doprawdy świadczy także i o nich.
W pewnym momencie w radosnym uniesieniu polityka wyraziła taką opinię:
Często odpowiedzią na konflikt szkolny, wewnątrz klasy, może być lektura. Może być? Może!
— odpowiedziała sama sobie.
Jakimi lekturami uspokoić kłótnię ładnych dziewcząt z brzydkimi czy spór fanów wagarów z kujonami - Nowacka nie powiedziała.
Płytka
Oprócz infantylnych bajek, były też i ordynarne głupstwa. Nowacka zarysowała obraz nieistniejącego prawicowca i z nim dzielnie walczyła. W poniższej wypowiedzi przybrała głos, jakim małe dzieci opowiadają sobie horrory przy zgaszonym świetle:
Minister może zrobić wszystko, może np. uznać, że nie będziemy uczyć o rozmnażaniu człowieka, bo to jest takie seksualizujące, albo nie będziemy uczyć o menstruacji, bo to jest takie seksualizujące.
Chyba Nowacka wagarowała w czasie biologii, bo od wieków te tematy się zwyczajnie omawia. Ale gdyby nie wagarowała, to by pewnie wiedziała, że aborcja jest zabijaniem dziecka w łonie matki i nie byłaby lewaczką.
Sugerowała też, że prawicowi politycy dyskryminują… Marię Skłodowską-Curie.
Nikt nie mówi, że Maria Skłodowska-Curie jest bohaterką historii Polski.
Nieważne, że minister kultury z PiS, prof. Gliński zaliczał Skłodowską-Curie to jednej „z trzech, czterech najważniejszych Polaków i Polek”, ważne, że się straszy patriarchatem, prawicą i mężczyznami.
Zacietrzewiona
Nowacka z taką nienawistną pasją mówiła o Jarosławie Rymkiewiczu, że aż prowadzący musiał ją stopować, mówiąc, że poetą był on jednak wybitnym. W szefową resortu nagle coś wstąpiło i na jednym wdechu wyrzuciła takie oto zdanie:
Każdy ma prawo do osobistej opinii, którą wyraża, nie ruszając kanonu lektur, że sekta smoleńska uczyniła gigantyczne szkody w polskim społeczeństwie a pan Rymkiewicz razem z panem Wenclem byli ręcznie wkładani do kanonu lektur.
Spośród autorów lektur kobieta odpowiedzialna za edukację waszych dzieci za cel wybrała sobie właśnie Rymkiewicza, Wencla i Jana Pawła II. Śmiało się mogę założyć, że Nowacka nic Rymkiewicza czy Wencla nie czytała, tylko ktoś jej suflował etykietkę o „sekcie smoleńskiej”, bo dorobek tych poetów z dwóch pokoleń jest tak wszechstronny (Wencla z racji wieku mniejszy), że furia z jaką się ich atakuje jest po prostu dowodem na paranoiczne zacietrzewienie.
Pytający nie lepsi
Pytań było kilka, pominę ostatnią młodą kobietę, niedawną maturzystkę, bo rzuciła głos w dyskusji całkiem ciekawy. Jednak wcześniej Anna Adamus Matuszyńska, wykładowca z Katowic, żaliła się, że kanon lektur nie był konsultowany z młodzieżą. Nawet prowadzący ripostował, że jednak młodzież niekoniecznie preferuje dzieła formujące i na Remigiuszu Mrozie wychowywać się nie da. Adamus-Matuszyńska jest doktorem nauk humanistycznych - nie jest może młoda, ale za to wykształcona i z dużego miasta. Jak widać te parametry mądrości człowiekowi nie przydają.
Wstał też nauczyciel - uwiecznijmy jego nazwisko - Jarosław Skorulski. Reprezentował on poziom intelektualny samej minister. Nazwisko ministra Czarnka potraktował jako wulgaryzm (zebrał wtedy największe brawa), prosił minister Nowacką, „by pani nam nie kazała się zmieniać”, aż wreszcie powiedział, że mężczyźni nauczyciele w szkole to „trzy razy ‘P’ albo pierdoły, albo pasjonaci, albo, przepraszam, też się zdarza, pedofile”, co miało być krytyką feminizacji zawodu nauczyciela. Nowacka skomentowała, że z pedofilią wśród nauczycieli będzie walczyć, że wyższe zarobki w przyszłości zachęcą i mężczyzn, a duża ilość kobiet to też czasem plus, bo pan nauczyciel może poznać punkt widzenia kobiet nie tylko od mamy (sic!).
Wokoło i po każdej takiej wypowiedzi oklaski, oklaski i jeszcze raz oklaski. Tacy są dziś ludzie odpowiadający za oświatę - niech nikt poważny się nie łudzi, że obejdzie się bez nauki historii i literatury w domach, wśród przyjaciół i autorytetów. Szkoła już nic nie da.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/699196-po-slowach-nowackiej-wiedna-uszy-nowe-bzdury-szefowej-men