Prawica w Krakowie płonie od swojej własnej, wewnętrznej polaryzacji i sporów. „Barbara Nowak odeszła z sejmiku” - ktoś zagaduje półszeptem w Bibliotece Jagiellońskiej i choć ściszony głos spowodowany jest obecnością w Lectorium to brzmi to śmiesznie konspiracyjnie. „To Andrzej Nowak miał rację” - grzmi antykomunistyczna legenda „Solidarności” na jednym spotkaniu pod skrzyżowanymi na ścianie szablami, nawiązując do słynnego listu profesora związanego z wyborami parlamentarnymi. Na Plantach i po knajpach słychać rozmowy o Łukaszu Kmicie, sejmiku małopolskim i lokalnych strukturach Prawa i Sprawiedliwości. Uspokojeniu sytuacji nie pomoże na pewno najnowszy numer (krakowskiego) Dwumiesięcznika ARCANA, w którym Grzegorz Krzywak w tekście pozbawionym krzty autocenzury surowo rozlicza wybory samorządowe w królewskim mieście. Na tekst warto zwrócić uwagę z kilku powodów. Redaktor Krzywak od półtorej dekady zajmuje się Krakowem dogłębnie, obszernie i z każdej strony, a jego wiedza nie jest pochodną żadnej frakcji partyjnej. Po drugie Dwumiesięcznik Arcana, w którego redakcji wisi nie tylko portret śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego ale i okładki takich autorów wydawnictwa jak prof. Ryszard Legutko czy prof. Włodzimierz Bernacki (obaj politycy PiS), jest miejscem do bólu szczerych i otwartych dyskusji prawicowej elity (ostatnio także dr Maciej Zakrzewski publikuje tam bezlitosne teksty). Po trzecie redaktor naczelny pisma, profesor Andrzej Waśko, jest doradcą prezydenta RP ds. edukacji i wybitnym znawcą kultury polskiej i dawnej myśli politycznej, a więc zaaprobował tekst Krzywaka nie jako partyjne rozliczenie ale poważniejszy głos refleksji nad kondycją polskiej prawicy. Krzywak nie pisze stricte o prawicy - wszak w II turze wyborów na prezydenta królewskiego stołecznego miasta starli się dwaj liberałowie - Aleksander Miszalski z PO i Łukasz Gibała z lokalnego komitetu. Uchodzący za menadżerów i biznesmenów kandydaci podsumowani zostali w czterech słowach jako „zadłużony syn” (Gibała) i „hostelowy baron” (Miszalski), zaś okres wyborczy „Kampanią niczym w Palermo”. Gibała zatem ma zadłużony interes i jest synem innego milionera, a Miszalski nieprzyzwoity hostelowy biznes (noclegownia w dawnej katowni Gestapo), który zdążył przepisać na rodzinę i uniknąć dogłębnego sprawdzenia. Ulotki i przemówienia wyborcze wywlekały niuanse życia prywatnego obu kandydatów, podczas plakatowania doszło do legendarnego w mieście incydentu.
Punktem kulminacyjnym brudnej krakowskiej kampanii były wydarzenia w Nowej hucie. To tam grupka zamaskowanych mężczyzn, wyglądających jak bojówka klubu piłkarskiego, zaklejała w nocy plakatay uderzające w Miszalskiego. Proceder ten został nagrany, a przy próbie uwiecznienia wizerunku sprawców, ci taranowali samochód, z którego ich filmowano.
W Krakowie nie mogło zabraknąć pseudointeligenckiej emfazy. Poeta Michał Rusinek rozczulał się nad imieniem Miszalskiego, Bartłomiej Sienkiewicz nad jego szczęką, a Grzegorz Turnau i Krzysztof Globisz z patosem stawiali wszystko na kandydata Platformy Obywatelskiej. Jednak ekstraordynaryjność Krakowa polega i na niecodziennych zwrotach akcji na prawicy. Krzywak pisze o dwóch silnych kobietach z Prawa i Sprawiedliwości, które w II turze wyborów stanęły po przeciwnych stronach. Beata Szydło apelowała o niegłosowanie na Aleksandra Miszalskiego, zaś Małgorzata Wassermann na Łukasza Gibałę. Brak spójnego głosu prawdopodobnie przesądził o triumfie szerokiej, habsburskiej szczęki obecnego prezydenta miasta - wszak Miszalski miał jedynie dwuprocentową przewagę nad Gibałą, która w przeliczeniu na głosy oznaczała różnicę pięciu tysuięcy głosujących.
Nigdy nie dowiemy się, ilu wyborców Prawa i Sprawiedliwości pozostałow domach widząc sytuację, w tkórej Łukasza Gibałę popiera jedna z ikon PiS (b. premier Beata Szydło), a druga (Małgorzata Wassermann) ostrzega przed nim jako zagrożeniem niemal śmiertelnym - pisze Krzywak.
Do dalszych, wstrząsających faktów i wskazywania personaliów krakowskiej walki politycznej oraz zakulisowych interesów wielu postaci odsyłam do tekstu w samych Arcanach, do tekstu, po którym naprawdę robi się niedobrze na myśl o kondycji demokracji w „uśmiechniętej Polsce”.
WIĘCEJ O NUMERZE ARCANÓW PRZECZYTASZ TUTAJ
Ale publicysta uwypukla też inny problem polityczny, który widoczny jest w całej Polsce. Za Aleksandrem Szerokoszczękim wstawiły się wszystkie antyrozwojowe siły społeczne i medialne. Lokalne media kryły Miszalskiego, obrzydliwy Sok z Buraka poświęcał krakowskiej walce wyjątkowo prymitywne (jak i czytelnicy tej strony) chwyty, socjotechnika, łżeelity - wszystko pracowało na biedaHabsburga, gdy zaś na prawicy (o Gibale nie wspominając) konie ciągnęły ten wóz w różne strony. Nie ma lepszego memento na przyszłoroczne wybory prezydenckie, które będą odbywały się na tych samych, jeśli nie gorszych zasadach: nierównym medialnym boisku, łżeautorytetach i zamaskowanych panach (tym razem pewnie w białych rękawiczkach). Może polski slogan z lata 1939, że „zwarci i zjednoczeni zwyciężymy wroga” nie do końca się sprawdził, ale nasza prawica ma szansę tylko wtedy, gdy wszyscy będą wiosłować w tym samym kierunku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/698070-bardzo-ostre-rozliczenia-polityczne-w-krakowie