„Władza nie powinna kupować przychylności mediów, media z władzą robić dwuznacznych interesów” – oznajmił premier Tusk zapowiadając mediom mainstreamowym w ich sporze z globalnymi platformami cyfrowymi. Problem w tym, że Tuska trzeba czytać na wspak. Szczególnie, gdy chodzi o media.
Sprawa dotyczy przede wszystkim mediów, które aktywnie wspierają obecną ekipę, i niektórych, które są wobec niej nieco bardziej neutralne. Musiały być one bardzo zaskoczone, gdy Koalicja Obywatelska odrzuciła korzystne dla nich zapisy dotyczące praw autorskich. I jeszcze na dodatek zignorowała ich wspólny apel. Nastąpiły jednak zakulisowe kontakty i obie strony próbują ponownie się ułożyć.
Na razie nie ma sensu prorokować, co z tego wyjdzie. Poprzestańmy na opisie szerszego „krajobrazu”, czyli stosunku głównego decydenta – Donalda Tuska – w ogóle do mediów i idei wolności słowa. Na poziomie oficjalnych deklaracji nic Tuskowi nie można zarzucić. Mówi piękne i gładkie słowa, bez żadnych kontrowersji, dokładnie tak, jak chcą to słyszeć zainteresowani i opinia publiczna.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tusk przestraszył się protestów? „Big techy nie powinny wykorzystywać autorów i wydawców”. Premier zaprasza organizatorów do rozmów
Na poziomie faktów sytuacja wygląda inaczej. Już za pierwszego premierowania Tuska wychodziły sygnały o jego pogardzie dla świata mediów. Łącznie z tą częścią, która go wspierała. Wobec redakcji opozycyjnych względem niego odczuwał czystą nienawiść i tam, gdzie mógł doprowadzał do przejęcia niechętnych mu mediów. Z biegiem lat nienawiść przerodziła się w obsesję. Dzisiaj Tusk i jego otoczenie uważa, że wszystkie media – łącznie z najbardziej wazeliniarskimi wobec niego – są wrogo do niego nastawione. Wyszło to przy okazji niedawnego apelu mediów w sprawie big-techu. Najbardziej na sygnatariuszy apelu rzuciły się fanatyczni zwolennicy Tuska, czyli Silni Razem. A ponieważ są oni emanacją myśli Kierownika, faszerowani nią przez ludzi takich jak Roman Giertych, to śmiało można uznać, że ich wrogość jest kalką nastawienia samego Tuska. Zwłaszcza, że nikt ze szczytów władzy ich nie mitygował.
Tusk przejmuje krytyczne media
Tusk i Platforma mają długie doświadczenie w przejmowaniu i pacyfikowaniu krytycznych mediów. Przypomnijmy wtargnięcie do redakcji „Wprost”. Było to bardzo spektakularne, ale tylko incydent. Wcześniejsze działania miały większe znaczenie i zakończyły się pełnym sukcesem. To, że Bronisław Komorowski jako prezydent rozwiązał KRRiTV, aby móc przejąć TVP, to działanie w sumie banalne i niezaskakujące. Ale PO skutecznie przejmowała podmioty prywatne.
Pierwszym celem był „Dziennik-Polska-Europa-Świat”. PO wykorzystała swoje kontakty, aby odwołać stosunkowo niezależnego redaktora naczelnego Roberta Krasowskiego. Jego następcą został Michał Kobosko. Tak, tak, ten Kobosko od Hołowni. Pismo zostało skutecznie wykastrowane i przestało być problemem dla PO. Podobnym kanałem z funkcji naczelnego „Faktu” został odwołany Grzegorz Jankowski. Jako „pisior”, jak nazywał go przyboczny Tuska Paweł Graś w rozmowie z Janem Kulczykiem. Potem przyszyły naciski na angielskich współwłaścicieli dziennika „Rzeczpospolita”.
„Wniosek o likwidację wydawcy „Rzeczpospolitej” skierował do sądu państwowy udziałowiec spółki. Taką enigmatyczną informację mogliśmy przeczytać w mediach. O co chodzi? Czy to wojna między państwowym a prywatnym udziałowcem? Czy minister skarbu Aleksander Grad chce odzyskać pełną kontrolę nad wydawcą „Rzeczpospolitej” i wymienić jej kierownictwo, bo nie odpowiada mu profil tego dziennika?”
— opisywała te manewry w 2010 r. „Gazeta Wyborcza”. I nawet – jeden jedyny raz – pozwoliła sobie na oburzenie z tego powodu:
„Spór może już wskazywać na to, że rządowi nie podoba się prawicowa linia „Rzeczpospolitej”. Stąd już prosta droga do podejrzeń, że rząd chce po prostu spacyfikować antyrządowe medium. A to już byłby skandal. Bo może nam się publicystyka „Rzeczpospolitej” nie podobać. I ostro konkurujemy z „Rzepą” na rynku. Ale oczywiste jest, że to czytelnicy mają decydować, czy to pismo ma zachować swój dotychczasowy charakter. A nie rząd”.
Skandalu jednak większego nie było. Gdy dwa lata później zaprzyjaźniony z Platformą nowy właściciel „Rzepy” dokonał w niej ostatecznej czystki to „Wyborcza” już mu w tym kibicowała.
Niestety, wiele wskazuje na to, że historia może się powtórzyć. Skoro obecna władza mogła wkroczyć do Pałacu Prezydenckiego, nie zważając na konstytucję przejąć w siłowy sposób prokuraturę, ostatnio rozpruć sejfy, w Krajowej Radzie Sądowniczej, to i nie zawaha się nad niszczeniem krytycznych wobec niej mediów. Zapowiadał to wielokrotnie Roman Giertych, człowiek, którego należy traktować jako oficjalnego rzecznika i nadwornego herolda Donalda Tuska.
CZYTAJ TAKŻE: Wściekle antypisowskie media płacą rachunek za hipokryzję i brak odwagi. Nikogo nie obchodzi ich „protest”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/698053-strzezcie-sie-tuska-gdy-mowi-o-wolnosci-mediow